czwartek, 15 stycznia 2015

Przygód laryngologicznych ciag dalszy

Poniedzialek wieczór, mój ostatni dyzur. Obaj dorosli panowie, operowani na przegrode nosa, dzien po dniu, jeszcze podczas weekendu, zostali wypisani do domu. Jeden pózniej, poniewaz bardziej cierpial, a i  wiecej krwawil.
Pozostaly sie na stanie 3 dziewoje, operowane na migdalki, wiek: 14, 16 i 20 lat. Zamieszkujace jeden pokój.
Okolo godziny 21 srodkowa i najstarsza zameldowaly mi, ze najmlodszej od popoludnia nie widzialy. Bywala czasami dlugo w szpitalnej kafeterii, gdzie wcinala lody, co bylo dozwolone i pozadane, ale gdy same byly na tych lodach, nie widzialy jej.
Co wieczór odwiedzal ja pewien chlopak, tego wieczoru go nie bylo. Padlo przypuszczenie, je najprawdopodobniej dziewoja poszla z rewizyta. Tez tak przypuszczalam, ale niestety musialam zaczac rozkrecac cala maszynerie, poniewaz o czternastke sie tutaj rozchodzilo.
Jako, ze lekarka laryngolog nie ma w szpitalu etatu, a jedynie co jakis czas wynajmuje lózka dla swoich pacjentów, nie ma jej na liscie dyzurów. W dzien operacji wieczorem jeszcze telefonuje, dopytuje sie o pacjentów, po 2- 3 dniach zaprzestaje, robi jedynie dzienne wizyty. Gdzies poniewiera sie jej wizytówka, kiedys tez jej numer telefonu komórkowego widnial na planie, ale od jakiegos czasu plan mamy nowy, odchudzony, i niestety jej nazwiska tam nie znajduje. Na chybil- trafil dzwonie pod numer jej gabinetu na miescie, bo tylko ten numer znajduje w ksiazce telefonicznej; oczywiscie pudlo, nikt przy zdrowych zmyslach nie przekieruje rozmów z gabinetu otwartego od- do na numer domowy czy komórkowy. Dupa blada.
W aktach znajduje numer domowy rodziców dziewczyny, niestety nikt nie odbiera. Podany jest tez numer komórki matki, komórka jest wylaczona. Dupa jeszcze bledsza.
Oddzial prywatny kolekcjonuje rózne numery telefonów do najdziwniejszych ludzi, próbuje wiec tam, czy przypadkiem ten komórkowy od lekarki maja- bingo, maja!
W miedzyczasie jest wpól do dziesiatej, nie trace nadziei, ze dziewczyna wkrótce sie zjawi, oficjalnie o dziesiatej zamyka sie szpital w sensie, ze wejsc mozna juz tylko za dzwonkiem, wyjsc zawsze (przepisy przeciwpozarowe). Takie tez przemyslenie dziele z lekarka, która mam na linii. Postanawiamy poczekac, zanim oficjalnie powiadomimy policje o zaginieciu nieletniej. Krótko po dziesiatej lekarka dzwoni z pytaniem, czy Nina juz wrócila, niestety nie. Wszystkie rzeczy sa w pokoju, lacznie z kablem do iphona, wiec musi kiedys wrócic. Lekarka zaraz dzwoni do jej domu, przy telefonie szesnastoletni brat, który informuje, ze matka jeszcze w pracy, a numeru komórkowego do siostry to on nie ma ani tego chlopaka nie zna. Acha, akurat i tak. Lekarka informuje policje, która oczywiscie na ten moment nie moze nic zrobic, oprócz przyjac zgloszenie.
W tym czasie dziewcze Nina dzwoni na swój przylózkowy telefon, które odbiera jedna z wspólpacjentek. Wychodzi na to, ze brat jednak mial jej numer komórki ;) i poinformowal ja o poszukiwaniu i wlaczeniu policji. Nina jest faktycznie u chlopaka i ma w planie wrócic dopiero rano o_O
To opowiadaja mi te dziewczyny, w tym czasie lekarka znowu telefonuje do mnie, wiec przekazuje tego najswiezszego njusa. To bylo do przewidzenia, teraz jest oficjalne, wiemy, ze jest u tego chlopaka, chociaz nie wiemy, gdzie, na ten moment nie da sie nic zrobic, byc moze jeszcze dzisiaj wróci, chociaz lekarka wyraza scepcyzm, raczej nie wróci, bo sie boi. Gdyby wrócila, mam jej jeszcze krótko przedzwonic, ze jest. Podczas naszej rozmowy, bylo juz dobrze po jedenastej, widze wchodzaca z za rogu Nine, przywoluje ja do telefonu, bo lekarka jeszcze zanim jutro osobiscie, chce jej telefonicznie zmyc glowe. I widac, ze to dzieciuch jeszcze, jak odpowiada do telefonu. Byla przeciez tylko u Torstena...
 Po pólnocy przypomnialo mi sie, ze warto byloby jeszcze powiadomic policje o znalezieniu zguby- dyzurujacy policjant dal malolate "serdecznie pozdrowic".
Co bylo na drugi dzien, nie wiem, bo mialam juz wolne.


9 komentarzy:

  1. Matko, pogotowie opiekuńczo-wychowawcze.

    OdpowiedzUsuń
  2. kobietawbarwachjesieni:
    Ale masz w swojej pracy "atrakcje". Nie do pozazdroszczenia. Ściskam Cie mocno.

    OdpowiedzUsuń
  3. o żesz.... też byłam w tym wieku w szpitalu... normalnie nie wyobrażam siebie w takiej sytuacji, ani 10 lat póżniej ani 20...no może mi gruchnie coś w głowę to 84 tak zrobię.. jak dożyję...

    gratuluję stalowych nerwów

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieźle młodzież narozrabiała! I co takiej zrobić?

    OdpowiedzUsuń
  5. no nie,albo ze mną cos nie tak,nie wyobrażam sobie takiego incydentu,musiałaś się też wystraszyć, pozdrawiam i lepszych pacjentów Ci życzę,

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej stresujace w takiej sytuacji jest, ze "w miedzyczasie" normalna praca oddzialowa nie czeka, do tego byl poniedzialek, dzien operacyjno- endoskopowy, czyli bylo sie czym zajac oprócz dziecinnymi pomyslami ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Współczuję! Niemal jak kryminał! :( BBM

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dobrze, ze moje dzieci nastolatkami byli ponad ćwierć wieku temu.
    Wtedy jeszcze młodzież (w większości) zdrowo myślała;(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Veanko, juz Sokrates w swoim czasie narzekal na tamtejsza mlodziez, ze nie szanuje starszych i nie powaza autorytetów, nie ma manier... ;)

      Usuń