niedziela, 12 kwietnia 2015

Niespodzianka

Wczoraj wczesnym wieczorem dzwonek do drzwi, otwieramy, a tu stoi Christa, mojego ojca kuzynka z Bielefeldu, ta, na której matki pogrzebie bylismy zeszlego lata, i która ma tego pieknego pólgreckiego syna Andreasa ;)

Christa obecnie ma 68 lat, jest juz na rencie, i postanowila nie nudzic sie sama w domu. Zakupila wiec wóz kempingowy, zarzucila na niego z tylu rower, i odkad zrobilo sie cieplo, jezdzi sobie tu i tam. Ostatnio byla nad Wezera, wiec wstapila po drodze do nas. Do tego prawie naprzeciwko naszego domu jest parking kempingowy, gdzie podrózujacy moga spac, natankowac wody i pradu, pozbyc sie scieków. W sam raz wiec na wizyte.

Odkad poznalam Christe, a jest to juz 20 lat, uwazam ja za osobe szczególna. Takze, ze z charakteru jestesmy do siebie bardzo podobne, takie rodzinne dziedzictwo. Christa robi co chce, i kiedy chce, mówi, jak jest, poza tym jes niewymagajaca i komplett cool, normalnie siebie w niej widze. A za dwadziescia lat to jeszcze wiecej ;)

Tak wiec Christa posiedziala u nas i z nami, skorzystala z zaproszenia na obiad i urodzinowa kawe- akurat Maciek swietowal urodziny- pogadalismy o przodkach zmarlych i poplotkowalismy o krewnych zyjacych ;) fajnie bylo. Noc Christa spedzila w swoim autobusie, a ja rano spacerujac z Mirka, mialam przyjemnosc odwiedzic krewniaczke. Mirka oszalala ze szczescia, wreszcie miala okazje wejsc w taki kemping na parkingu, i niezmiernie polubila Christe, patrzyla wnia jak w obrazek, kladla lepetyne jej na but, a gdy Christa szla po schodach do góry, Mirka nie przegapila okazji polizania jej w kostke ;) Chrysta byla zdania, ze to dlatego, ze ona psy bardzo lubi, a Andreas tez teraz ma psa z ulicy, ale z Wloch. No to wszystko jasne.

Oczywiscie i ja, i moi rodzice, nalegali Christe przy pozegnaniu, zeby przy okazji nastepnego przejazdu, koniecznie znów do nas wstapila. Obiecala :)


Wolny tydzien konczy mi sie, ale byl efektywny, takze, jesli chodzi o rbótki. Skonczylam Mackowe skarpety-


- musze wyciac stopke prezentacyjna z katem rozwartym- to byl chybcik z kartonu.

Moje skarpety z odzysku, to jest skarperkowa bawelna, z której wydziergalam jakies 2 lata temu ogon smoka, niestety scisle wedle rozpiski, i wyszedl mi za chidy. Dlatego niechetnie go nosilam, ale szkoda mi bylo wyrzucic do pojemnika z powodu tej welny. Sprulam i wyszyl skarpety na lato dla mnie:


Domek juz w trakcie malowania, to bedzie ostateczny kolor. W poprzednim tygodniu otrzymal tez konkretny dach.



I naokolo wiosna- w miedzyczasie paki kasztanowca sa juz wieksze.


Mój fioletowy bez jak zwykle nadgorliwy, w zeszlym roku tez tak mial, wszystkie krzewy jesze prawie lyse, a on kwitnie. Udal mi sie!


Mircia dostala jescze na Wielkanoc od zajaca nowa zabawke, która juz sie popsula, ale nadal sprawia jej wiele radochy.


A we wjezdzie lezala dwa dni temu peknieta ropucha, ciekawe, kto popsul? 

2 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się pomysł takiego podróżowania camperem!
    Żaby bardzo lubiła nasza Sonia tarmosić. Niejedna tego spotkania nie przeżyła!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczna ta Twoja kuzynka, wie czego chce od zycia.
    Bardzo ładne "łóżeczko" ma Mirka;).

    OdpowiedzUsuń