poniedziałek, 19 października 2015

Z ostatnich dwóch tygodni...

... wiadomosci.
Pracowalam. Bylo nielatwo, jak czesto mialam szczescie, i trafilam na te czesc oddzialu, gdzie byly co i raz operacje, które oznaczaja obeserwacje, pomiary i wszystko inne, ale fizycznie jest to light. Nawet przy protezach kolana. Z tymi piatkowymi dopiero wczoraj powoli maszerowalam do lazienki. Na geriatrii byl hajlajf, pomagalam jedynie przy obracaniu na boki, pampersowaniu, lamaniu sobie krzyza w sumie- dla niczego, sorry. Jak juz wiele razy, czy to tutaj, czy w realu na oddziale i opowiadajac wszystkim, którzy chcieli czy nie chcieli sluchac- ja sie juz tej wyprowadzki geriatrii na trzecie pietro doczekac nie moge, w ten dzien namaluje trzy krzyze albo swiecace radosnie slonce w moim kalendarzu. Potem moze byc jedynie latwiej! I lzej. Ten dzien to drugi listopada, i nawet mnie przy tym nie bedzie, bo od dzisiaj mam trzy i pól tygodnia urlopu i wolnego grafikowego :) Musze jedynie stawic sie piatego i dziesiatego listopada na doksztalcanie zawodowe, na temat gruzlicy i ochronie danych osobowych, poza tym musze przedzwonic do lekarza zakladowego, który obecny jest jedynie w srode, co z moimi przeciwcialami na zóltaczke typu A, bo jakies dziwne wyniki z laboratorium dostalam. Na A tez jestem zaszczepiona.

W zeszlym tygodniu pare kolezanek i kolegów w pracy dostalo wezwanie z prokuratury, maja zlozyc na policji zeznania co do "nieumyslnego spowodowania smierci" pewnego pacjenta, który lezal na geriatrii latem zeszlego roku. Faktycznie tylko dwoje wie, o kogo chodzi, reszta nie wie, o co wogóle chodzi. A bylo to tak, ze pacjent 72- letni lezal na geriatrii, widocznie mial demencje badz inne stany zaburzenia swiadomosci i tendencje ucieczki, badz wstawal i narazal sie na upadek, i lezal zapasany do lózka, jak ta pani na zdjeciu sciagnietym z ebay:

(tylko na pewno nie byl tak wyluzowany przy tym zapieciu)

Któregos dnia, gdy nie bylo konieczne unieruchamianie go w lózku, byc moze, po podaniu ilus litrów plynu zaczal normalnie funkcjonowac, pacjent sam wstawal z lózka i chodzil po pokoju, az w pewnym momencie upadl i zlamal szyjke kosciu udowej. I ten wypadek przypomina sobie wlasnie ta dwójka kolegów, którzy go z tej podlogi podnosili, ze noga byla wykrecona na zewnatrz, a rentgen potwierdzil zlamanie. Pacjent zostal zoperowany, a co po operacji z nim sie dzzialo, tego nie wiemy, w kazdym przypadku polozono go na oddzial intensywnej opieki medycznej, rzadka koleja rzeczy pod respirator, i tak lezal ponad 50 dni, po czym zmarl. 
Oczywiscie nie mamy mozliwosci zerkniecía w akty, bo prokuratura zarekwirowala. 

Ja w tym czasie mialam urlop, czyli z pacjentem nic wspólnego, i listu nie dostalam, przynajmniej tyle, ze nie musze sie jeszcze i z takim problemem borykac. Normalnie jest tak, ze jestem wmieszana we wszystko, bo zwykle jestem, ja robie najwiecej dyzurów nocnych, tak wiec przy mnie najwiecej pacjentów upada, najwiecej szaleje w stanach przejsciowych, a takze najwiecej umiera. Ale to wszystko nie ma z moja osoba nic wspólnego, lecz z faktem bycia we wlasciwym miejscu we wlasciwym czasie, ze tak to okresle. A ze teraz nie mam z tym nic wspólnego, to normalnie az mnie dziwi- ale nie smuci. 

Co bedzie dalej, poczekamy, dozyjemy, zeznan póki co nikt nie zlozyl, te trzeba dopiero i ewentualnie przed sedzia skladac, o ile dojdzie do sprawy przed sadem. Szpital ma oczywiscie wlasnego adwokata, który bedzie reprezentowal potencjalnych swiadków, bo tymi sa wlasnie koledzy, nie potencjalnymi mordercami. Tak do konca tez tego nie ogarniam- od kiedy swiadek potrzebuje adwokata? 

Na poczatku tygodnia tez musialam zapasac jednego pacjetna, który jeszcze niezbyt stary, ale z demencja, w nowym miejscu nie wiedzial kompletnie nic, i caly czas ruszal do domu. Po kolejnym przylapaniu go na klatce schodowej z laska w rece, zawiadomilam dyzurujacego lekarza, jak to wszystko wyglada i co robimy? Mialam podac pacjentowi troche soczku na spanie pod nazwa Melneurin i przypasac go do lózka, co tez zrobilam. Do tego nalezy dodac, ze takie przypasanie jest ograniczeniem wolnosci, czyli scigane z mocy prawa, i normalnie potrzeba zgody sedziego, który teoretycznie i faktycznie osiagalny jest 24 na dobe. W przypadku samozagrozenia pacjenta decyduje lekarz, i unieruchomienie nie moze trwac dluzej niz 24 godziny. Jesli jest konieczne dalsze przypasanie, trzeba fatygowac tego sedziego. Lekarz musi takie unieruchomienie pisemnie potwierdzic, mamy taki formularz, który podpisuje, z poczatkiem unieruchomienia i czestotliwoscia kontroli i obchodów u delikwenta, najczeciej sa to 2 godziny. Na stronie glównej z kolei ja dokumentuje te obchody i maluje symbole, jak zachowuje sie pacjent- spi spokojnie cz yniespokojnie, nie spi i jest spokojny czy niespokojny, czy jest przypasany czy nie, itd. Teoretycznie ejst tak, ze najpierw podpis lekarza, potem nieuruchomienie. Praktycznie ejst tak, ze w trymiga zaden lekarz nie leci cos podpisywac, a pacjent szaleje, wiec przypina sie "na gebe". Co tez w tym przypadku zrobilam, upominajac lekarza, aby nie zapomnial przyjsc i podpisac, co on oczywiscie zapomnial i nie przyszedl, ze czego rano ponoc byla lekka haja, bo mamy dokladna instrukcje z obowiazkiem jej przestrzegania pod grozna... itd. I ze nie powinnam bylam, a powinnan... i te wieczne dyskusje. Ucielam ja stwierdzeniem, ze wiem, co powinnam, a czego nie powinnam, i jakbym zrobila tak, jak stoi w instrukcji, czyli czekala do swietynigdy na podpis, to pacjent byc moze zabil by mi sie na schodach, a ja dostalabym taki sam list, jak dzien wczesniej inni. Bo wtedy byloby znowu tak, ze co innego bym powinna, a czego innego nie powinna. Jak mówi moja nieoceniona kolezanka z izby przyjec, Ortrud, wszystko jedno, co i jak robisz, zawsze jest zle, to jej pierwsze powiedzenie, a drugie, ze my to i tak zawsze jedna noga w wiezieniu stoimy. Cos w tym jest. 

Powracajac do rzeczy fajniejszych, zona mojego warszawskiego kuzyna w listopadzie rodzi druga córe i trzeba mi sie wziasc za produkcje jakichs malych skarpetulek, co tez chetnie zaczynam jutro :) Raglan oczywiscie caly tydzien nie dotykany, jak pracuje, nie mam czasu dziergac, znaczy w domu, bo dzierganie na dyzurach (!!!) to z kolei inny i uparcie utrzymujacy sie mit co do pracy pielegniarek. Drugi mit, to ze na dyzurze "z pewnoscia dwie godzinki przespac sie moge", i szczególnie polska czesc krewniaków nie da sobie tego wytlumaczyc, ze tutaj na dyzurze nie ma czasu na spanie. 


"Po 12 dyzurach... przyjaciele? Pies? Mama... Tato? Zycie prywatne?" 



7 komentarzy:

  1. Słyszałam, że w starszym wieku złamanie kości biodrowej często kończy się śmiercią, chociaż na pewno nie jest to reguła. Straszna praca- ciężka fizycznie i bardzo stresująca. :(( BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys zlamanie szyjki faktycznie bylo wyrokiem, dzsiaj juz nie. Packenci nie dostaja juz zapalenia pluc ani zakrzepów. U tego pacjenta musial jakis inny problem wyniknac, podczas narkozy, podejrzewam, ze praktycznie z niej sie nie obudzil- co tez jest stosunkowo rzadkie. Po prostu lancuszek nieszczesliwych przypadków.

      Usuń
  2. ach te przepisy, to chwila ,to moment i trza wiązać, ślubny też był wiązany, nawet na intensywnej pod respiratorem , wiecznie się szarpał,nie chcieli głębiej usypiać bo to gorzej,ale o takiej procedurze nic nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ta procedura, bo to ograniczenie wolnosci czlowieka.

      Usuń
  3. kobietawbarwachjesieni:
    Masz bardzo trudną i odpowiedzialna pracę. Jak Ty się relaksujesz, żeby móc dalej pracować? Podziwiam Cię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam, dziergam, wietrze mózg na spacerach z Mirosławą. To moja odskocznia i mój relaks.

      Usuń
  4. Ojesusickunajmilejszy!
    Ten ostatni obrazej rozbawiłby mnie do łeż, gdyby nie był taki sieriozny!
    Nieustająco Cię podziwiam!

    OdpowiedzUsuń