ze rzekotkowe skarpetki prawie skonczylam w zeszly wtorek na gromadnym dzierganiu w domu kultury, ale wlasnie tylko prawie, mam jeszcze 2 czy 3 rzedy do zakoczenia... i czekaja na jutrzejsze gromadne dzierganie :D
Ale dla porzadku wezme ze soba kolejny klebek na skarpetki, albo z tej pozostalej rzekotki zrobie sobie male mitenki. Wszystko idzie.
Taki mnie jakis len dopadl. Spiesze sie z usprawiedliwieniem, ze caly zeszly tydzien pracowalam, w pracy i na budowie w domu. Budowa to zerwanie wszystkich tapet w korytarzu i na schodach, aktualnie, znaczy od tygodnia, jest malarz i jego pomagier, aktualnie tynkuja ozdobnie. Przedtem myli sciany z kleju, tynkowali rózne uszkodzenia, oczywiscie trzeba bylo wszystko usunac, czyli grzejniki, kontakty, lampy, kibelek. Nazbieralo sie tego. No i jak to przy remoncie jest, brud, nosi sie, brud i kurz wszedzie. Bedzie co robic- pod koniec tygodnia, mam nadzieje, bo juz mam tego dosc. Chce posprzatac, poczyscic okna, wyprac i powiesic znowu firanki, i zyc w domu jak czlowiek.
Tydzien w pracy byl z rodzaju tych stresujacych, bo to i duzo pacjentów, i do tego dziwnych pacjentów, wczoraj spotkanie trzeciego stopnia z matka pacjenta; kobieta byla wiecej niz swirnieta. A zaczelo sie tak, ze jak przyszlam na dyzur, zakomunikowano mi troje nowych pacjentów w drodze na oddzial, "wewnetrzna" kobiete z niczym szczególnym (bóle zoladka), i dwóch mlodych mezczyzn, jeden ze zlamanym barkiem, drugi z podudziem i stawem skokowym, i tych dwoje mialo byc jeszcze wieczorem operowanych. Te informacje przyjelam z ulga, bo tacy pacjenci ida na blok operacyjny prosto z izby przyjec, czyli tamten peronel ma z nimi przedoperacyjne urwanie dupy z przygotowaniem ich, lekami przeciwbólowymi, goleniem itp, , a nie ja na oddziale. No i oczywiscie operowani sa wtedy jeden po drugim, czyli nie mam stresu, ze zjawia sie razem na oddziele. Piec po ósmej przyleciala jakas zaaferowana pani z torbami, okazalo sie, ze byla od tego pacjenta z barkiem, miala ze soba jego rzeczy na jakies 3 tygodnie pobytu w szpitalu ;) no ale mi wsio rybka, dalam jej wstawic ten majdan do pokoju, do szafy i szafki pacjentowi przeznaczonych, myslalam, ze koniec, a ona z pretensjami do mnie, dlaczego jego jeszcze nie ma, w koncu kazali jej przyjsc na ósma i wszystko mialo byc gotowe. Wytlumaczylam jej, ze nie wiem, jak daleko juz zaszlo z tym pacjentem, bo ja znam go jedynie z nazwiska w kompie i mam tylko informacje, ze po operacji przyjdzie tutaj, i to wszystko. Wyslalam ja na izbe przyjec na wieksze zwiady, w koncu tam byl ten pacjent. Zaraz wrócila nie rozumiejac, dlaczego on dopiero teraz idzie na blok operacyjny, w koncu jej kazano byc tutaj na ósma, a tu nic nie gotowe. Bez komentarza. Siadla sobie w zaulku przed windami, gdzie sa krzesla i stolik, i nawet jakas gazetka do poczytania lezy, naprzeciwko salonik dla pacjentów z jeszcze nie przydzielonym lózkiem badz czekajacych na transport, gdzie takze stoliki, krzesla, a nawet i woda mineralna dla wszystkich chetnych stoi. Czy tam byla, nie wiem, bo ja nie mam czasu obserwowac dziwnych krewnych nieznanych mi jeszcze pacjentów, caly wieczór zajmuje sie oddzialowym status quo i zwiazana z tym praca. Po wpól do dziesiatej owa pani wpadla mi do dyzurki faj furia i wrzeszczy, ze mam natychmiast zadzwonic do operacji, co oni wlasciwie robia i jak dlugo jeszcze, w koncu kazali jej przyjsc na ósma (ktokolwiek to by nie byl) Popatrzylam na nia jak na rzadki okaz czegokolwiek i powiedziala jej, ze na blok operacyjny nie wykonuje sie telefonów w sensie "jak dlugo jeszcze" i "a co wy tam wlasciwie robicie", bo wszyscy stoja przy stole i nie telefonuja, ale zadzwonie na izbe przyjec, czy oni cos wiedza. Oczywiscie tyle samo wiedzieli, co i ja, ze operuja. Kobieta wypadla z dyzurki znowu jak furia, krzyz jej na droge. Ludzie nie rozumieja najprostszych spraw, operacja trwa ile trwa, podobnie jak i poród, przy nim tez trudno stanac i zaczac wrzeszczec, jak dlugo jeszcze, bo juz tak dlugo trwa. Jak dziecko sie urodzi, bedzie koniec, a jak zaszyja i wybudza po operacji, to operacja jest gotowa, w sumie proste. Oczywiscie nie chcialam jej dawac do myslenia, ze moze cos nie tak tam leci przy tej operacji, moze sa jakies komplikacje, mimo, ze mlodzian 32- letni, ale wszystko moze byc. I wlasciwie kazdy normalnie myslacy czlowiek sam moze do takich przemyslen dojsc. Niestety nie ta zdrowo walnieta pani. Operacja za jakies 10 moinut faktycznie byla gotowa i przywieziono mi pacjenta na oddzial, faktycznie zlamanie bylo skomplikowane, nie byla to robota z akordu, trzeba bylo i rentgen pofatygowac posrodku operacji, to wszystko trwa. Kolezanka z izby przyjec próbowala jej to jakos przekazac, ale nie zdaje mi sie, ze dotarlo. Myslalam, ze kobieta zostanie teraz przynajmniej z pól nocy na moja biede, aby dopilnowac fazy pooperacyjnej, ale na szczescie zwinela sie po paru minutach i ja jej ponownie dalam krzyz na droge. Mam wrazenie, ze jest coraz wiecej takich pomerdanych krewnych pacjentów, którzy sami nie wiedza, co wlasciwie chca i maja rózne nierealne zyczenia i zero pojecia o realiach. A przeciez serie szpitalne i inne lekarskie juz dawno w telewizji nie leca.
Potem juz poszlo. Przed tym gupim babskiem rozpracowalam sobie na spokojnie te wewnetrzna pacjentke, potem przyszedl z bloku ten mlodziam tej niecierpliwej, czyli tez luzik, szczególnie, ze ona zaraz sobie poszla, po nim poszedl n aoperacje ten drugi, pilkarz, i pojawil sie u mnie dopiero krótko przed druga w nocy, i pomimo równie skomplikowanego zlamania i dlugiej operacji byl kompletnie wyluzowany, bo na do widzenia anestezjolog zawsze podaje swiezo operowanemu cos szczególnie dobrego, zeby tylko od razu nie mial bólów. Mlodzian z barkiem w miedzyczasie tez ode mnie dostal na bóle, co mu sie wedle papierów nalezalo i zasnal blogim snem, i w koncu zapanowal swiety spokój. Pora tez juz byla, o drugiej w nocy.
Sunny Schneeflocke juz kiedys wstawilam, to ta sliczna mloda kobieta z implantem slimakowym. W miedzyczasie znalazlam kolejne sliczne zdjecie z serii Blaszane Uszy. Niestety nie wiem, co to za dziewuszka, zdjecie pochodzi ze strony Niemieckiego Towarzystwa Implantowanych.
Ale dla porzadku wezme ze soba kolejny klebek na skarpetki, albo z tej pozostalej rzekotki zrobie sobie male mitenki. Wszystko idzie.
Taki mnie jakis len dopadl. Spiesze sie z usprawiedliwieniem, ze caly zeszly tydzien pracowalam, w pracy i na budowie w domu. Budowa to zerwanie wszystkich tapet w korytarzu i na schodach, aktualnie, znaczy od tygodnia, jest malarz i jego pomagier, aktualnie tynkuja ozdobnie. Przedtem myli sciany z kleju, tynkowali rózne uszkodzenia, oczywiscie trzeba bylo wszystko usunac, czyli grzejniki, kontakty, lampy, kibelek. Nazbieralo sie tego. No i jak to przy remoncie jest, brud, nosi sie, brud i kurz wszedzie. Bedzie co robic- pod koniec tygodnia, mam nadzieje, bo juz mam tego dosc. Chce posprzatac, poczyscic okna, wyprac i powiesic znowu firanki, i zyc w domu jak czlowiek.
Tydzien w pracy byl z rodzaju tych stresujacych, bo to i duzo pacjentów, i do tego dziwnych pacjentów, wczoraj spotkanie trzeciego stopnia z matka pacjenta; kobieta byla wiecej niz swirnieta. A zaczelo sie tak, ze jak przyszlam na dyzur, zakomunikowano mi troje nowych pacjentów w drodze na oddzial, "wewnetrzna" kobiete z niczym szczególnym (bóle zoladka), i dwóch mlodych mezczyzn, jeden ze zlamanym barkiem, drugi z podudziem i stawem skokowym, i tych dwoje mialo byc jeszcze wieczorem operowanych. Te informacje przyjelam z ulga, bo tacy pacjenci ida na blok operacyjny prosto z izby przyjec, czyli tamten peronel ma z nimi przedoperacyjne urwanie dupy z przygotowaniem ich, lekami przeciwbólowymi, goleniem itp, , a nie ja na oddziale. No i oczywiscie operowani sa wtedy jeden po drugim, czyli nie mam stresu, ze zjawia sie razem na oddziele. Piec po ósmej przyleciala jakas zaaferowana pani z torbami, okazalo sie, ze byla od tego pacjenta z barkiem, miala ze soba jego rzeczy na jakies 3 tygodnie pobytu w szpitalu ;) no ale mi wsio rybka, dalam jej wstawic ten majdan do pokoju, do szafy i szafki pacjentowi przeznaczonych, myslalam, ze koniec, a ona z pretensjami do mnie, dlaczego jego jeszcze nie ma, w koncu kazali jej przyjsc na ósma i wszystko mialo byc gotowe. Wytlumaczylam jej, ze nie wiem, jak daleko juz zaszlo z tym pacjentem, bo ja znam go jedynie z nazwiska w kompie i mam tylko informacje, ze po operacji przyjdzie tutaj, i to wszystko. Wyslalam ja na izbe przyjec na wieksze zwiady, w koncu tam byl ten pacjent. Zaraz wrócila nie rozumiejac, dlaczego on dopiero teraz idzie na blok operacyjny, w koncu jej kazano byc tutaj na ósma, a tu nic nie gotowe. Bez komentarza. Siadla sobie w zaulku przed windami, gdzie sa krzesla i stolik, i nawet jakas gazetka do poczytania lezy, naprzeciwko salonik dla pacjentów z jeszcze nie przydzielonym lózkiem badz czekajacych na transport, gdzie takze stoliki, krzesla, a nawet i woda mineralna dla wszystkich chetnych stoi. Czy tam byla, nie wiem, bo ja nie mam czasu obserwowac dziwnych krewnych nieznanych mi jeszcze pacjentów, caly wieczór zajmuje sie oddzialowym status quo i zwiazana z tym praca. Po wpól do dziesiatej owa pani wpadla mi do dyzurki faj furia i wrzeszczy, ze mam natychmiast zadzwonic do operacji, co oni wlasciwie robia i jak dlugo jeszcze, w koncu kazali jej przyjsc na ósma (ktokolwiek to by nie byl) Popatrzylam na nia jak na rzadki okaz czegokolwiek i powiedziala jej, ze na blok operacyjny nie wykonuje sie telefonów w sensie "jak dlugo jeszcze" i "a co wy tam wlasciwie robicie", bo wszyscy stoja przy stole i nie telefonuja, ale zadzwonie na izbe przyjec, czy oni cos wiedza. Oczywiscie tyle samo wiedzieli, co i ja, ze operuja. Kobieta wypadla z dyzurki znowu jak furia, krzyz jej na droge. Ludzie nie rozumieja najprostszych spraw, operacja trwa ile trwa, podobnie jak i poród, przy nim tez trudno stanac i zaczac wrzeszczec, jak dlugo jeszcze, bo juz tak dlugo trwa. Jak dziecko sie urodzi, bedzie koniec, a jak zaszyja i wybudza po operacji, to operacja jest gotowa, w sumie proste. Oczywiscie nie chcialam jej dawac do myslenia, ze moze cos nie tak tam leci przy tej operacji, moze sa jakies komplikacje, mimo, ze mlodzian 32- letni, ale wszystko moze byc. I wlasciwie kazdy normalnie myslacy czlowiek sam moze do takich przemyslen dojsc. Niestety nie ta zdrowo walnieta pani. Operacja za jakies 10 moinut faktycznie byla gotowa i przywieziono mi pacjenta na oddzial, faktycznie zlamanie bylo skomplikowane, nie byla to robota z akordu, trzeba bylo i rentgen pofatygowac posrodku operacji, to wszystko trwa. Kolezanka z izby przyjec próbowala jej to jakos przekazac, ale nie zdaje mi sie, ze dotarlo. Myslalam, ze kobieta zostanie teraz przynajmniej z pól nocy na moja biede, aby dopilnowac fazy pooperacyjnej, ale na szczescie zwinela sie po paru minutach i ja jej ponownie dalam krzyz na droge. Mam wrazenie, ze jest coraz wiecej takich pomerdanych krewnych pacjentów, którzy sami nie wiedza, co wlasciwie chca i maja rózne nierealne zyczenia i zero pojecia o realiach. A przeciez serie szpitalne i inne lekarskie juz dawno w telewizji nie leca.
Potem juz poszlo. Przed tym gupim babskiem rozpracowalam sobie na spokojnie te wewnetrzna pacjentke, potem przyszedl z bloku ten mlodziam tej niecierpliwej, czyli tez luzik, szczególnie, ze ona zaraz sobie poszla, po nim poszedl n aoperacje ten drugi, pilkarz, i pojawil sie u mnie dopiero krótko przed druga w nocy, i pomimo równie skomplikowanego zlamania i dlugiej operacji byl kompletnie wyluzowany, bo na do widzenia anestezjolog zawsze podaje swiezo operowanemu cos szczególnie dobrego, zeby tylko od razu nie mial bólów. Mlodzian z barkiem w miedzyczasie tez ode mnie dostal na bóle, co mu sie wedle papierów nalezalo i zasnal blogim snem, i w koncu zapanowal swiety spokój. Pora tez juz byla, o drugiej w nocy.
Sunny Schneeflocke juz kiedys wstawilam, to ta sliczna mloda kobieta z implantem slimakowym. W miedzyczasie znalazlam kolejne sliczne zdjecie z serii Blaszane Uszy. Niestety nie wiem, co to za dziewuszka, zdjecie pochodzi ze strony Niemieckiego Towarzystwa Implantowanych.
kobietawbarwachjesieni:
OdpowiedzUsuńTakich świrniętych krewnych pacjentów, jak i samych pacjentów jest pewno sporo. Ja ostatnio sama świruję. Przed operacją kręgosłupa w zeszłym roku był luzik całkowity, a teraz przed operacją stopy mało się nie skręcę. Moc uścisków.
Niestety takich odwiedzających ciekawych na rózne sposoby co mają trochę nie równo jest więcej,życze wytrwałośći.
OdpowiedzUsuńUff! Nie zazdroszczę. Kobieta pewnie z tych mocno roszczeniowych. Albo mocno zestresowana, choć gdyby rzeczywiście niepokoiła się o faceta, to jednak chciałaby zostać.
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć stalowe nerwy. Nie dość, że praca sama w sobie ciężka i stresująca, to jeszcze zwariowani krewni... Siły i spokoju życzę!
OdpowiedzUsuńNo co ja chciałam Ci napisać w komencie? Nie wiesz przypadkiem? Czytałam o tych skarpetkach, a potem jakoś mi w glowisi zrobiła się nie riśtiś! Zatem tylko pozdrawiam przeserdecznie i proszę o kontakt telefoniczny, bom stała si emposiadaczka nowego smartfona, a on nie chce Whats Appa na moje dawne kontakty otwirać, i mądre ludki podpowiadają, że trza mnie do tego zaprosić! To uniżenie się kłaniam! :-))))
OdpowiedzUsuń