poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Wyobrazcie sobie

ze rzekotkowe skarpetki prawie skonczylam w zeszly wtorek na gromadnym dzierganiu w domu kultury, ale wlasnie tylko prawie, mam jeszcze 2 czy 3 rzedy do zakoczenia... i czekaja na jutrzejsze gromadne dzierganie :D

Ale dla porzadku wezme ze soba kolejny klebek na skarpetki, albo z tej pozostalej rzekotki zrobie sobie male mitenki. Wszystko idzie.

Taki mnie jakis len dopadl. Spiesze sie z usprawiedliwieniem, ze caly zeszly tydzien pracowalam, w pracy i na budowie w domu. Budowa to zerwanie wszystkich tapet w korytarzu i na schodach, aktualnie, znaczy od tygodnia, jest malarz i jego pomagier, aktualnie tynkuja ozdobnie. Przedtem myli sciany z kleju, tynkowali rózne uszkodzenia, oczywiscie trzeba bylo wszystko usunac, czyli grzejniki, kontakty, lampy, kibelek. Nazbieralo sie tego. No i jak to przy remoncie jest, brud, nosi sie, brud i kurz wszedzie. Bedzie co robic- pod koniec tygodnia, mam nadzieje, bo juz mam tego dosc. Chce posprzatac, poczyscic okna, wyprac i powiesic znowu firanki, i zyc w domu jak czlowiek.

Tydzien w pracy byl z rodzaju tych stresujacych, bo to i duzo pacjentów, i do tego dziwnych pacjentów, wczoraj spotkanie trzeciego stopnia z matka pacjenta; kobieta byla wiecej niz swirnieta. A zaczelo sie tak, ze jak przyszlam na dyzur, zakomunikowano mi troje nowych pacjentów w drodze na oddzial, "wewnetrzna" kobiete z niczym szczególnym (bóle zoladka), i dwóch mlodych mezczyzn, jeden ze zlamanym barkiem, drugi z podudziem i stawem skokowym, i tych dwoje mialo byc jeszcze wieczorem operowanych. Te informacje przyjelam z ulga, bo tacy pacjenci ida na blok operacyjny prosto z izby przyjec, czyli tamten peronel ma z nimi przedoperacyjne urwanie dupy z przygotowaniem ich, lekami przeciwbólowymi, goleniem itp, , a nie ja na oddziale. No i oczywiscie operowani sa wtedy jeden po drugim, czyli nie mam stresu, ze zjawia sie razem na oddziele. Piec po ósmej przyleciala jakas zaaferowana pani z torbami, okazalo sie, ze byla od tego pacjenta z barkiem, miala ze soba jego rzeczy na jakies 3 tygodnie pobytu w szpitalu ;) no ale mi wsio rybka, dalam jej wstawic ten majdan do pokoju, do szafy i szafki pacjentowi przeznaczonych, myslalam, ze koniec, a ona z pretensjami do mnie, dlaczego jego jeszcze nie ma, w koncu kazali jej przyjsc na ósma i wszystko mialo byc gotowe. Wytlumaczylam jej, ze nie wiem, jak daleko juz zaszlo z tym pacjentem, bo ja znam go jedynie z nazwiska w kompie i mam tylko informacje, ze po operacji przyjdzie tutaj, i to wszystko. Wyslalam ja na izbe przyjec na wieksze zwiady, w koncu tam byl ten pacjent. Zaraz wrócila nie rozumiejac, dlaczego on dopiero teraz idzie na blok operacyjny, w koncu jej kazano byc tutaj na ósma, a tu nic nie gotowe. Bez komentarza. Siadla sobie w zaulku przed windami, gdzie sa krzesla i stolik, i nawet jakas gazetka do poczytania lezy, naprzeciwko salonik dla pacjentów z jeszcze nie przydzielonym lózkiem badz czekajacych na transport, gdzie takze stoliki, krzesla, a nawet i woda mineralna dla wszystkich chetnych stoi. Czy tam byla, nie wiem, bo ja nie mam czasu obserwowac dziwnych krewnych nieznanych mi jeszcze pacjentów, caly wieczór zajmuje sie oddzialowym status quo i zwiazana z tym praca. Po wpól do dziesiatej owa pani wpadla mi do dyzurki faj furia i wrzeszczy, ze mam natychmiast zadzwonic do operacji, co oni wlasciwie robia i jak dlugo jeszcze, w koncu kazali jej przyjsc na ósma (ktokolwiek to by nie byl) Popatrzylam na nia jak na rzadki okaz czegokolwiek i powiedziala jej, ze na blok operacyjny nie wykonuje sie telefonów w sensie "jak dlugo jeszcze" i "a co wy tam wlasciwie robicie", bo wszyscy stoja przy stole i nie telefonuja, ale zadzwonie na izbe przyjec, czy oni cos wiedza. Oczywiscie tyle samo wiedzieli, co i ja, ze operuja. Kobieta wypadla z dyzurki znowu jak furia, krzyz jej na droge. Ludzie nie rozumieja najprostszych spraw, operacja trwa ile trwa, podobnie jak i poród, przy nim tez trudno stanac i zaczac wrzeszczec, jak dlugo jeszcze, bo juz tak dlugo trwa. Jak dziecko sie urodzi, bedzie koniec, a jak zaszyja i wybudza po operacji, to operacja jest gotowa, w sumie proste. Oczywiscie nie chcialam jej dawac do myslenia, ze moze cos nie tak tam leci przy tej operacji, moze sa jakies komplikacje, mimo, ze mlodzian 32- letni, ale wszystko moze byc. I wlasciwie kazdy normalnie myslacy czlowiek sam moze do takich przemyslen dojsc. Niestety nie ta zdrowo walnieta pani. Operacja za jakies 10 moinut faktycznie byla gotowa i przywieziono mi pacjenta na oddzial, faktycznie zlamanie bylo skomplikowane, nie byla to robota z akordu, trzeba bylo i rentgen pofatygowac posrodku operacji, to wszystko trwa. Kolezanka z izby przyjec próbowala jej to jakos przekazac, ale nie zdaje mi sie, ze dotarlo. Myslalam, ze kobieta zostanie teraz przynajmniej z pól nocy na moja biede, aby dopilnowac fazy pooperacyjnej, ale na szczescie zwinela sie po paru minutach i ja jej ponownie dalam krzyz na droge. Mam wrazenie, ze jest coraz wiecej takich pomerdanych krewnych pacjentów, którzy sami nie wiedza, co wlasciwie chca i maja rózne nierealne zyczenia i zero pojecia o realiach. A przeciez serie szpitalne i inne lekarskie juz dawno w telewizji nie leca.

Potem juz poszlo. Przed tym gupim babskiem rozpracowalam sobie na spokojnie te wewnetrzna pacjentke, potem przyszedl z bloku ten mlodziam tej niecierpliwej, czyli tez luzik, szczególnie, ze ona zaraz sobie poszla, po nim poszedl n aoperacje ten drugi, pilkarz, i pojawil sie u mnie dopiero krótko przed druga w nocy, i pomimo równie skomplikowanego zlamania i dlugiej operacji byl kompletnie wyluzowany, bo na do widzenia anestezjolog zawsze podaje swiezo operowanemu cos szczególnie dobrego, zeby tylko od razu nie mial bólów. Mlodzian z barkiem w miedzyczasie tez ode mnie dostal na bóle, co mu sie wedle papierów nalezalo i zasnal blogim snem, i w koncu zapanowal swiety spokój. Pora tez juz byla, o drugiej w nocy.



Sunny Schneeflocke juz kiedys wstawilam, to ta sliczna mloda kobieta z implantem slimakowym. W miedzyczasie znalazlam kolejne sliczne zdjecie z serii Blaszane Uszy. Niestety nie wiem, co to za dziewuszka, zdjecie pochodzi ze strony Niemieckiego Towarzystwa Implantowanych. 

5 komentarzy:

  1. kobietawbarwachjesieni:
    Takich świrniętych krewnych pacjentów, jak i samych pacjentów jest pewno sporo. Ja ostatnio sama świruję. Przed operacją kręgosłupa w zeszłym roku był luzik całkowity, a teraz przed operacją stopy mało się nie skręcę. Moc uścisków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety takich odwiedzających ciekawych na rózne sposoby co mają trochę nie równo jest więcej,życze wytrwałośći.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uff! Nie zazdroszczę. Kobieta pewnie z tych mocno roszczeniowych. Albo mocno zestresowana, choć gdyby rzeczywiście niepokoiła się o faceta, to jednak chciałaby zostać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba mieć stalowe nerwy. Nie dość, że praca sama w sobie ciężka i stresująca, to jeszcze zwariowani krewni... Siły i spokoju życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. No co ja chciałam Ci napisać w komencie? Nie wiesz przypadkiem? Czytałam o tych skarpetkach, a potem jakoś mi w glowisi zrobiła się nie riśtiś! Zatem tylko pozdrawiam przeserdecznie i proszę o kontakt telefoniczny, bom stała si emposiadaczka nowego smartfona, a on nie chce Whats Appa na moje dawne kontakty otwirać, i mądre ludki podpowiadają, że trza mnie do tego zaprosić! To uniżenie się kłaniam! :-))))

    OdpowiedzUsuń