poniedziałek, 29 maja 2017

Mówi, ze ma w sumie 5 dzieci....

Wczoraj wieczorem, mój ostatni dyzur, zadzwonila do mnie Heike. Dlugoletnia kolezanka w pracy, wiele lat w tej samej szychcie, znamy sie od ponad 20 lat, jak ona jeszcze byla uczennica. Potem szpital ja przejal, aktualnie jest w radzie zakladowej i ma robote biurowa. W swoim czasie wyszla za maz, jeden syn, rozwiodla sie, wyszla po raz drugi za maz, drugi syn. Kilian bedzie teraz mial 7 lat, urodzil sie w tym czasie, jak umarla nasza kolezanka Ulrike, a starszy Tristan, jest rocznik 1996, a wiec bedzie mial 21 lat. Heike ma dwoje rodziców, znam oboje z pobytów w szpitalu, ojciec ma straszna demencje, i jego pobyt na oddziale, to zawsze byl próba mierzenia sil, przede wszystkim psychicznych. Jest w domu, zajmuje sie nim jego zona, czyli matka Heike, pani tez juz starsza, i chorowita. Heike ma tez starszego brata, w wieku 50 lat, przy którego narodzinach niestety doszlo do jego niedotlenienia, przez co jest uposledzony. I ten brat akurat od wczoraj lezy u nas z zapaleniem pluc. Porozmawialysmy kilka chwil, przy czym padly te jej slowa: wlasciwie to ja mam 5 dzieci, z czego 4 dobrze mnie absorbuje. Tristan dzieckiem juz nie jest, ale jednak, mlody mezczyzna, tez w swoim czasie pokazal, co umie, jak to chlopak, ale w miedzyczasie jest niezwykle sympatycznym, mlodym czlowiekiem, i sporo Heike odciaza, juz przez same przejmowanie jazd z dziadkami czy innych zalatwien. Na glowie Heike pozostaje jednak czworo ludzi, którzy jej potrzebuja. Maly synek, ojciec z demencja, chorowita matka, i wlasnie ten brat, którego rozwój umyslowy jest na poziomie trzylatka, jezeli w ogóle. Jazdy do lekarzy, pranie, sprzatanie, zajmowanie sie sprawami ubezpieczeniowymi, urzedowymi- ojciec i brat sa ubezwlasnowolnieni. Akurat skonczylam pranie i prasowanie, odetchnela z ulga, a dobrze po jedenastej w nocy bylo. Tak to jest, jak sie jest jedynym spadkobierca, u mnie nie bedzie inaczej, juz sie zaczelo, demencja mojej mamy postepuje duzymi krokami i nie da sie na to zrobic nic. Tato w glowie kompletnie zdrowy, pamiec ma wysmienita, a cielesnie, no to i po zawale, i po krwawieniu z zoladka, i ta ostatnia historia z tym bialym rakiem skóry i naswietlaniem tez mu daly w kosc, ale sie z tego spiewajaco wykaraskal. Z Mirka potrafi przejsc kilka kilometrów, rano, wychodzac mi naprzeciw pod las, gdy wracam z pracy. Ale tez jestem jego osobista sekretarka, pilnuje tych wielu terminów u lekarzy, znaczy terminów obojga, ostatnio wprowadzajac kolejne udoskonalenie dla mnie, bo tylko z moim kalendarzem nie wyrabialam. Niestety mój syn mieszka ponad 200 kilometrów od domu, ma swoja prace, i nie moge na niego liczyc, ze jakby cos, to wpadnie i przejmie.

Tak to jest, jak rodzice sie starzeja, i czlek z tym sam stoi. Jako jedyny spadkobierca. Juz Bernd to podkreslal, bo tez byl sam kontra dwoje przestarych, chorych rodziców, ze jak sie rozmawia z kims, kto pielegnowal swoich rodziców, to najczesciej pada stwierdzenie, jak wtedy NASZA matka, NASZ ojciec, to MY... u nas jest MOJA matka, MÒJ ojciec, by jestesmy jeden na dwóch, czy jak u Heike, jeden na trzech plus dwoje wlasnych dzieci, my musimy wszystko sami, jako jedyni dziedzice (notabene moje ulubione ironiczne okreslenie statusu w takim przypadku, Alleinerbe...) Albo jak nasza kolezanka Lydia, byla sama na czworo, poszla na ten nowo wprowadzony urlop opiekunczy, jej maz pracowal, bo ktos pracowac i zarabiac musial- urlop opiekunczy nad starymi rodzicami jest bezplatny, jedynie jest sie ubezpieczonym. Lydii przytrafili sie w jednym czasie potrzebujacy opieki rodzice i tescie, stad to: ona jedna na czworo. W ciagu pól roku dwoje zmarlo, tesciowa i ojciec. Co taka opieka, czy podczas tego pólrocznego urlopu, czy ogólnie w zyciu obok wlasnego zycia, pracy, znaczy, mozna okreslic pospolitym slowem stres, przy czym nie oddaje ono kompletnie tej rzeczywistosci, która ma sie od pewnego momentu stac "normalna" dla opiekujacego sie.

No ale koniec niewesolych wywodów. Najpierw comodo. Nie jest zielonkawe, to taki bialo- szary melanz.



A w pracy, no, bezstresowo nie bylo, bo codzienjie dochodzili nowi pacjenci, i jak to na internie, sami obloznie chorzy i potrzebujacy duzo opieki (jak brat od Heike na przyklad...), kazdy dostawal oczywiscie wiele kroplówek, antybiotyków, zuzycie pampersów i innych srodków uszczelniajacych mialam wysmienite, do tego kilku pacjentów z demencja. Ale trzy dni temu zaczal sie ramadan, a ze mialam muzulmanskiego pacjenta, nota bene tez ze straszna demencja, a tez tylko w wieku mojej mamy, to sie z jego rodzina urzadzilam elegancko. Przenioslam starszego pana do pokoju dwójki, bo z kims lezac, ten drugi i trzeci ktos nie wyrabial, bo on byl typem nocnego wedrowca, zreszta przy silnych lekach na odwodnienie. Tak wiec, jak tylko zwolnil sie maly pokój, zakwaterowalam go tam, zablokowalam w kompie drugie lózko i zadzwonilam po jego syna, bo mi na poczatku zaproponowal, ze jakby cos bylo z ojcem w nocy, mam dzwonic i on przyjdzie, bedzie przy lózku siedzial i ojca pilnowal. No wiec rozwiazalismy to tak, ze wstawilam mu drugie lózko do pokoju i zrobilam pokój rodzinny. Ostatnio spala z nim jego zona, czyli pacjenta, bo z nim w domu zawsze ktos spi, aby w nocy miec na niego oko, a wiec niech tak bedzie dalej. Alternatywa byloby podanie mu silnych srodków nasennych, po których na pewno tez by wstawal do sikania, i jeszcze by upadl z niewiadomo jakimi konsekwencjami, albo przypasanie do lózka, jako ostatnia mozliwosc, niechetnie przeze mnie i innych stosowana. Tak wiec przetlumaczylismy to lekarzom, ze rozwiazanie z kims z rodziny w pokoju jest najlepsze i najbezpieczniejsze dla pacjenta, i faktycznie tak bylo. Spal spokojnie, jak sie budzil i musial do lazienki, ten ktos szedl z nim, po czym znowu dalej spac. W miedzyczasie rozpoczal sie ramadan, i co wieczór po zachodzie slonca byla uczta, inne dzieci i dzieci dzieci i malzonkowie donosili koszykami cuda na kiju, stolu bylo malo, a przy okazji i mnie czestowali, z czego skwapliwie korzystalam, bo lubie turecka kuchnie, do tego taka oryginalna, domowa. Pojadlam dönerów, dürümów, zupy na zimno (wspaniala sprawa przy upalach), gyrosów, ichnich golabków zawijanych w winne liscie, bulgura, i sama juz nie wiem czego, co dobrze smakowalo, jak te "nalesniki" z pikantnym serkiem i inne takie. To tego swieze, chlodzone owoce. Nic dziwnego, ze ich ojciec cukrzycy sie nabawil ;) co wieczór dostawal insuline lantus i szafa gra.



Przez ostatnie dni pobolewal mnie zab, mam niewiele plomb, i jedna sie poluzowala. A tu dyzury nocne, w dzien musze spac, inaczej nie idzie, w czwartek bylo swieto, w piatek wolne poswiateczne, na dyzur dentystyczny iles tam kilometów dokads jechac tez nie mialam ochoty, sily i czasu, wiec lykalam ibuprofen, który doskonale na ból epomagal, a dzisiaj rano zaraz poszlam- pojechalam rowerem do mojego dentysty. Dentysta po prawie 30 latach sie zmienil, zamiast wujka jest bratanek, mlody, po studiach, przedszkolny kolega mojego syna. Philipp obejrzal i stwierdzil, te faktycznie, plombe musi zmienic, ale najpierw zastrzyk w paszcze, czym niezmiernie mnie ujal, bo pomimo, ze ja ciagle na zastrzyki i igly reaguje nieco alergicznie, to na bolace borowanie jeszcze bardziej, tak wiec zeba przeborowal bezbolesnie dla mnie, zrobil nowa plombe i jest elegancko, kochany chlopak. Do tego czekalam tylko pól godziny, jak na pacjentke bez terminu to jest super, takie sa tez uroki prowincji :D i jak sie wszyscy znamy. Pojutrze co prawda bedziemy jechac przez Sopron, gdzie mozna dac sobie zrobic eleganckie zeby, zaflancowac wlosy na glowie, odessac zbedny tluszcz i co tam jeszcze, milion reklam przy wjezdzie do miasta, ale ja wolalam jednak do Philippa.
Jutro wieczorem bowiem wyjazd na Wegry. Jestem jeszcze na etapie prania, prasowania i pakowania. 

5 komentarzy:

  1. No tak, niewesołe to. Ja mam dwoje starych rodziców i właśnie zaczęło robić niewesoło:(((

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety starość Panu Bogu się nie udała,nas było 4 do pomocy i dyżury były ale rodzice już nie zyją i człowiek był młodszy ,teraz mam problem z mężem.Życie.A comodo piekne,życzę miłego
    urlopu.

    OdpowiedzUsuń
  3. (Eliatrieste)
    moi rodzice maja pod reka trojke mojego rodzenstwa wiec sie nie martwie. Podziwam osoby jak Heike.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moi obole już odeszli, w porę, żeby mi za bardzo nie dać w kość, tyle że przedtem miałam na głowie 20 lat babcię pełną niespodzianek i własną mamę właściwie od zawsze. Została jedynie Alicja, ale jeszcze się trzyma swojej samodzielności. Było z moimi o tyle gorzej, że miałam prawo je obrabiać, ale prawa głosu za bardzo nie miałam. Babcia ciągnęła całkiem na chodzie do 93 wiosny życia, w głowie miała całkiem poukładane, ale oślepła, ogłuchła, lubiła się odwodnić i nie powiedzieć dajmy na to że od wiecznego siedzenia na chudym tyłku zrobiły się odleżyny. Ciągła opieka nad bliźnim to wyczerpująca, ciężka praca bez końca dewastująca fizycznie i przede wszystkim psychicznie. Wypocznij dobrze, to jest bardzo potrzebne, pięknego urlopu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Starość jest bardzo trudna. Też znam ten temat...Teraz tylko myślę o naszej starości, zeby dla własnych dzieci nie stac się ciężarem...

    OdpowiedzUsuń