wtorek, 28 listopada 2017

Ostatnie 10 dni- w skrócie

Jak juz wspomnialam, w przedostatni weekend wybralam sie w odwiedziny do mojego syna. On z duma pokazal mi swoje nowe laboratorium. Nowe w sensie miejsca pracy. Nie powiem, ciekawe, chociaz chemia to tak w ogóle nie mój swiat.. ale stal tam bardzo fajny mikroskop, a mikroskopy zawsze mialy na mnie magnetyczne dzialanie. I lubie pod nimi ogladac najzwyklejsze rzeczy. Cebulke wlasnego wlosa, paproch z podlogi, uszczkniety listek... i okazuje sie, ze zdjecia mikroskopu nie mam, po prostu zapomnialam, tak bylam nim zaabsorbowana. Laboratorium przy uniwersytecie nie jest tajemnica, w sensie robienia zdjec. Wejscie w towarzystwie pracownika tez bezproblematyczne- ale syn, ze tak powiem, wzial za mnie odpowiedzialnosc ,)



W tym "inkubatorze" znajduja sie flaszeczki z czyms... i nie moze to miec kontaktu z powietrzem. Dlatego te gigantyczne rekawice. I trzeba bardzo wolno "wjezdzac" w nie i do srodka. Automat obok reguluje zaburzenie cisnienia argonu przy wlasnie wchodzeniu w szafke.



Tutaj z krowiego lajna destyluja nawóz, który bedzie mozna byc moze, wywozic na pola.
W tym stanie nie smierdzi. Ale nie o smród chodzi, a o nitraty.


Okazalo sie, ze sa pomieszczenia w laboratorium, do których z powodów technicznych, nie mam wstepu. Implanty slimakowe tez podlegaja pod ten zakaz, pomimo ze nie sa wypisane.


A wszystko to w tym budynku. Caly kampus jest polozony bardzo ladnie i romantycznie, wsród wielu drzew... debów:P


Niedziela zmarlych i tydzien wczesniej, dzien zaloby narodowej, odbyl sie przy akompanmiamencie deszczu, bo jakze inaczej. Mam wrazenie, ze tegoroczny listopad jest wyjatkowo ciemny. Mirka tez rozleniwiona, najchetniej w domu na podusi lezy.


Ogladajac to zdjecie, zastanawiam sie, czy nie byloby wskazane powycinac Miroslawie te klaczki miedzy paluszkami?

Ponczo jeszcze nie skonczone, konkretnie: musze jakos rzeczowo, czyli ladnie zszyc, szew jest na przodzie, wiec nie moze byc fuszerki. A do tego wlasnie to ciemno! Przy zapalonych lampach niby jasno, ale nienaturalnie jakos. Nie ma to jak letnie dzierganie :)

Narzucilam na drut pozostalosci z comodo, potrzeba mi bowiem szarego szala. Ten bedzie trójkatny, juz taki w tym roku robilam, ten czerwono- rudy, który notabene, pomimo zadziwiajacych kolorów, bo welna z odzysku z domu kultury, bardzi czesto i chetnie nosze, szczególnie do mojej czerwonej deszczówki. Ale nie nadaje sie on do mojej zimowej "lzejszej"  kurtki, koloru bialo- szarego. Mysle, ze bedzie ta kombinacja calkiem do rzeczy. Podczas dziergania okazalo sie, ze nie posiadam odpowiedniego druta, znaczy odpowiednoi dlugiego, bo dziergam na drucie 2,5, a moje knitki zaczynaja sie od 3- tak wiec szybko na amazonie zamówic drut 2,5 w dlugosci 120 centymetrów- ma przyjsc do czwartku, do tej pory dam rade pomiescic oczka, których przybywa co rzad po dwa, a co cztery rzedy w srodku, jeszcze dwa. Szalik ma byc taki nieco dluzszy/ szerszy, wiec na drucie 60- tce dlugo nie pociagne, bedzie za gesto oczek.


Po tygodniu pracowania jestem zmeczona "jak pies", chociaz tylko jeden dyzur byl z rodzaju szalonych, takich bez przerwy i opcja prawie nie wyrobienia sie ze wszystkim. Pozostale szesc uszly. Co prawda codziennie jakies operacje, nawet wieksze typu nowe biodra, takze wieksze akcje w brzuchach, jak przeniesienie w inne miejsce na brzuchu pacjenta anus praeter, oczywiscie nie zawiodlo tez kilka pacjentów z demencja i innych z osrodka pielegnacyjnego dla osób psychicznie chorych. Tu i tak mam zawsze wrazenie, ze chetnie pozbywaja sie, szczególnie na weekend, kilku pod byle pretekstem, do szpitala. Ulubiona diagnoza: plul krwia, czyli krwawi z zoladka. Albo mial petit mal, nic dziwnego przy tach wszystkich lekarstwach na psychike.

jutro mam z samego rana wizyte tej damy z kasy chorych wzgledem stopnia pielegnacji mamy, potem najprawdopodobniej nie zdaze do domu kultury na dzierganie (a szkoda, z powodu pracowania w zeszlym tygodniu nie bylam); w godzinach wczesnopopoludniowych mam w szpitalu szkolenie na nowy program komputerowy (o którym Ivona mi powiedziala, ze jest kompletnie do dupy i nic nie warty), a po szkoleniu dwie godziny na ogarniecie sie i juz przyjezdza po mnie Steffi, i jedziemy na kolacje bozonarodzeniowa, te oddzialowa. Zamówilam na wejscie pieczony ser feta, a potem kotlety z jagniatka. 

1 komentarz:

  1. Znowu jesteś zapracowana!
    A miejsce pracy syna bardzo interesujące! To i praca musi być ciekawa.

    OdpowiedzUsuń