niedziela, 21 lutego 2021

Ostatnio/ wczorajszy Whatsapp do...

" ...ja aktualnie tylko skarpetki moge dziergac, i najlepiej, jak wzorki same wychodza. 

A teraz tak. Moglam dopiero teraz sie do ciebie odezwac, gdyz, poniewaz, mialam powazny problem z Tobim. 

Chodzi o to, ze Tobi pracuje w urzedzie w Bawarii, opracowywanie nowych programów podatkowych, i tam sie dzieje, ze daj spokój, glowa mala. (wyscig szczurów) Ja tam czasami cos wychwytuje, jak ma swoje telkos, czy inne meetingi, oficjalnie nic nie wiem, ale wiem, ze jest jak jest. 

Zawsze sie denerwuje, 2 tygodnie temu juz bylo nieco drastycznie, tak, ze juz mielismy powazna rozmowe na ten temat, jak to ma byc dalej, w tej pracy, i jak on to ma wytrzymac jeszcze 13 lat., bo to jest takie nie do konca dobre. Potem sie troszeczke uspokoilo, wczoraj znowu sie zaczelo, to znaczy on we wtorek byl znowu taki dziwny, taki o, lekko agresywny, ale poszlismy spac, bylo wszystko w porzadku, rano pojechal do siebie do pracy, potem ja do niego pojechalam, w czwartek wieczorem on przyjechal do mnie, mielismy bardzo fajny wieczór, pogadalismy o wszystkich pierdolach, napilismy sie ajerkoniaku, poszlismy spac, rano wstal, pojechal znowu do pracy, wszystko w porzadku. 

Za godzine mniej wiecej czy póltorej, pisze do mnie, czy nie moglabym przyjechac i zmierzyc mu cisnienie, bo jemu jest dziwnie. Z cisnieniem, nadcisnieniem, to on ma. Ja mówie: Tobi, jak tylko odbebnie mojego laryngologa, to przyjade. Oczywiscie laryngologa nie odbebnilam tak szybko, gdyz potrzebowalam recepte na nowy aparat sluchowy, i nie wiem, po jakiego pierona, ale on robi na nowo wszystkie testy sluchowe, co i tak nie ma zadnego znaczenia, poniewaz audiolog czy akustyk ustawia  aparat wedlug moich potrzeb, program ma swój, i ten próbny aparat, który nosze, jest juz dobrze ustawiony i wystarczy tylko przegrac to z niego na nowy aparat, który juz przyszedl , i we wtorek mam go odebrac. Tak, ze tutaj wszystko fajnie sie uklada. 

Tak wiec, troszeczke to zetrwalo z wszystkimi testami, po tym wszystkim pojechalam do Tobiego, bylo wpól do pierwszej, i Tobi siedzial przy swoim notebooku i akurat rozmawial z kolezanka z Westfalii, która znam z telefonowania, Liane, bardzo fajna babka, Tobi byl wyraznie odprezony i mial dobry humor, no i dobra. Potem o wpól do drugiej, bo to piatek,  skonczyl swoja prace, wylogowal sie z systemu i fajrant. Wlasciwie mielismy cos tam robic, ale on mówi mi, ze wiesz co, dzisiaj nie mam juz na nic ochoty, bo znowu sie tam w pracy dzialo, i ten...i stres, ale porozmawial z Liane, troche humoru nabral, tak wiec sie kladziemy na godzine i troche odpoczywamy(przedtem zrobilam szybki obiad), a potem bierzemy auto i jedziemy gdzies, nad Wezere. Acha, ok. Tak tez zrobilismy. Polezelismy godzine, po czym wstalismy, i pojechalismy autem w kierunku Hameln, Rinteln, na autostrade dwójke na Bad Oeynhausen, pochodzilismy z Mirka, porozmawialismy, o tej jego pracy, i jak on potem powiedzial, myslal, ze po tej rozmowie ze mna to bedzie wszystko lepiej. Jak sie wygada. Ok. Wygadal sie. 

Wsiedlismy w auto, i w pewnym momencie- a nie wracalismy juz autostrada, dzieki Bogu, lecz drogami pobocznymi, gdyz autostrada dwójka to jest droga tranzytowa i w kierunku na wschód w piatek wieczorem to jest katastrofa, widzielismy po drugiej stronie, jak zesmy jechali- i w pewnym momencie on mówi: mam takie uczucie, jakby ktos mi ktos siedzial na piersiach. 

Matko Bosko. 

Mówi: boli mnie w piersi, boje sie, ramie tez mnie boli. 

Mówie: Boze, zjezdzaj. Zmieniamy sie. 

On: Ok, ale nie, tutaj na srodku glównej drogi on nie bedzie zjezdzal. 

Mówie: Tobi, zjezdzaj. 

Przy nastepnym zjezdzie zjade.. Dobra, zjechal na ten zjazd. W miedzyczasie oblal go zimy pot. 

Mówie: Scheisse...

Zatrzymalismy sie gdzies tam, ten wyskoczyl z auta, zatoczyl sie, zerwal z siebie kurtke, wrzucil na tylne siedzenie i mówi, ze mu goraco. Mówie: Tobi, siadaj, jedziemy. Najlepiej byloby tam wezwac karetke, ale wytlumacz to takiemu. No i jedziemy, z tego Rinteln, przez Hameln, W Hameln dojezdzamy do szpitala, stamtad wyskakuje mi z boku karetka, mówie: Tobi, tu jest szpital, moze lepiej zajechac? 

Absolutnie, w zadnym przypadku, to jest za daleko od domu, to nie idzie. I mówi, nie nie, juz jest mi troche lepiej, troche lepiej. I mówi, wiesz co, jedzmy do tej naszej Tajlandki, wezmiemy sobie jedzenie, bo ja w dzien za malo jadlem i pilem, przez ten stres. No to dobra, mówie, jedziemy do Tajlandki. 

Faktycznie pojechalismy, to jest trzy wioski przed Eschershausen, tam postalismy na swiezym powietrzu, z Tobim niby wszystko w porzadku, zartowal z nimi, i z innymi, którzy czekali na jedzenie (na wynos tylko), no i jedziemy dalej z tym jedzeniem. Pytam: do Eschershausen czy do Deensen? Bo to przez Eschershausen. Nie, do Deensen jedziemy. Jak juz minelismy Eschershausen, i on tak siedzi z tym jedzeniem, i mówi do mnie: 

FAHR ZU!

No przeciez juz jade..Znaczy to w jego dialekcie, ze mam jechac szybciej. Mówie: nie nie, ja tu wystarczajaco szybko jade (Mondeo, jakos 180 PS..) I dopiero dzisiaj mi sie przyznal, ze w tym momencie, jak powiedzial do mnie FAHR ZU!- to znowu mu sie zaczelo dziwnie robic. 

No dobra. Zajechalismy do domu, do niego, zjedlismy kolacje, troche nawet posiedzielismy przed telewizorem, ja bylam zmeczona jak pies, bo po prostu, jak on zaczal tak przy tej kierownicy byc chory, to i mnie oblaly zimne poty, takie cos mnie psychicznei wykancza, ja potrzebowalam po tym spokoju i po prostu sie polozyc i spac. No dobra. Potem po dziewiatej czy wpól do dziesiatej, ja mówie, ide jeszcze szybko z Mirka przed dom, i idziemy spac. . Tak, idziemy spac. Ale czekaj na mnie, az ja przyjde z Mirka, nie idz sam pod prysznic. Dobrze. Potem, jak przyszlam z Mirka, on mówi, ze nie idzie pod prysznic, jest zmeczony i chce mu sie bardzo  spac, no to dobra, wyczyscil tylko zeby i mówie, kladz sie. 

Pytam, jak ci jest? 

No nie do konca calkiem dobrze. 

Mówie, Boze Swiety, Tobi, czy moze jednak karetke wezwac? 

Nie. on tu nie chce zadnych karetek. 

I tak zemy te noc spali. Albo jedno spalo, albo drugie spalo. Ja tam czasami patrzylam, jak spi, jak oddycha, puls mial szybszy, cisnienie wieczorem 110/ 70, normalnie ma 150 na prawie 100. I w koncu rano, dlugo zesmy spali, prawie do 9, Mirka tez spala, ale mówie, sluchaj Tobi, ja wstaje i ide z Mirka po drodze wstapie do piekarza, zjemy sniadanie, ale jak ci jest?  Tobi mówi, nie jest mi dobrze, wiesz co, po poludniu pojedziemy do szpitala. 

PO POLUDNIU...

No dobra, mówie, dobra, po poludniu pojedziemy do szpitala. No to lez, mówie. Poszlam z Mirka, wrócilam, zjedlismy sniadanie, Tobi mówi, to ja sie znowu poloze. Dobra, to ja sie poloze z toba, bede czytac gazete czy co tam. No i lezymy, on faktycznie zasnal, troche spal,  zdrowo nie wyglada, mówie mu, Tobi, ty zdrowo nie wygladasz, wygladasz jakbys cala noc byl na alkoholowej balandze. A tak w ogóle, nie podobaja mi sie twoje biale pasma przed oczami. 

Po poludniu pojedziemy do szpitala, mówi Tobi. Daj mi sie wyspac. Dobra. Spal, i spal, okolo godziny drugiej mówie, Tobi, ja wstaje i ide z Mirka, jak zwykle, a ty lez i nie idz sam pod prysznic, dopiero, jak ja bede z powrotem w chalupie. Dobra. Poszlam z Mirka, oblecialam mauzoleum, wracam z powrotem, Tobi juz wstal, siedzial przy biurku, cos tam grzebal w swoich rzeczach, ale nie pracowych, i mówi do mnie, wiesz, ja sie znowu najchetniej bym polozyl. 

Nie, mówie, Tobi, umowa byla taka, ze dzisiaj po poludniu jedziemy do Holzminden do szpitala. 

DU NERVST SCHON WIEDER. 

Nie Tobi, ja cie nie denerwuje, tylko po prostu chodzi o to, ze to jest powazna sprawa, i jak sie w ogóle czujesz? 

No wlasnie, mówi, siedzi mi. Nie jest optymalnie. No dobra, mówie. Chcesz przedtem pod prysznic? Chce. No to idz, mówie, ja siadam obok i bede patrzec, co sie tam pod tym prysznicem dzieje. 

Poszedl, wyprysznicowal sie, wytarl, mówie, to jest ciezko, co? No ciezko. To sie ubieraj, pakujemy kilka rzeczy i jedziemy do szpitala. 

Potem on sam mówi, ze wlasciwie chetnie by jeszcze cos zjadl, ale wlasciwie jak sie idzie do szpitala, to lepiej nic nie jesc, dopóki nie wiadomo, o co chodzi. Dokladnie tak jest, mówie, teraz nic nie jemy, tylko jedziemy, a jak nic ci nie bedzie, to przecez dostaniesz kolacje w tym szpitalu. 

No i dobra. Zawiozlam go do szpitala, oczywiscie procedury sa takie, ze nie wolno mi bylo z nim wejsc na izbe przyjec, no to co bede tam siedziec przed. Od 17 lutego jest tak, ze w szpitalu mozna odwiedzac, jedna stala osoba, raz dziennie i do jednej godziny, i oczywiscie trzeba miec negatywny test na covid. Dostaje sie taka plakietke jak na targach w Hanowerze. To sie od razu na portierni spytalam, czy moge od razu zalatwic te plakietke. E nie, to nie idzie, bo to sie robi tylko od poniedzialu do piatku,  trzeba zlozyc podanie, isc na ten wymaz, wszystko na oddziale tym a tym, wejscie z boku, kosztuje 20 euro, i wazne jest 72 godziny. Ale to wszystko dopiero w poniedzialek, mam zadzwonic i zrobic sobie termin. Hmm, dobra, mówie. Czekamy do poniedzialku. 

I sobie mysle tak, zalezy teraz, co mu jest, i jesli trafi na ten Chest Pain Unit, to bedzie musial lezec pod monitorem. Jezeli trafi na normalny oddzial, kardiologie, to zrobimy tak, jak wszyscy robia, czyli wszystko, co ma zdrowe nogi i da rade przekroczyc próg szpitala, wychodzi przed szpital, niby na papierosa czy nie, i na dworze przyjmuje swoich odwiedzajacych. Tak sobie pomyslalam. No nic. Posiedzialam tam w holu troche, nic sie nie dzieje, no ale trudno, zeby po kwadransie ktos juz cos mi powiedzial, wiec wsiadlam w auto i pojechalam, bo Mirka zostala w Deensen, w domu Tobiego. Nie bede jej brala do auta na parkingu, bo w Niemczech sa takie ludzie, ze zobacza psa samego w aucie, a byla ladna pogoda, 16 stopni, auto sie nagrzewa, jeszcze wezwa policje czy szybe mi wybija, zeby psa ratowac. Tak wiec Mirka musiala sie zostac u Tobiego w domu. No to wsiadlam w auto, pojechalam do Deensen, ogarnelam tam chalupe, zobaczylam, co i jak jest, zebralam pranie do siebie, bo nie bede siedziec tam sama i pralki pilnowac, jak ja to moge sobie na spokojnie u siebie zrobic, o kazdej porze i na spokojnie. I tak tez zrobilam. 

Wrócilam do swojego domu, wlaczylam pierwsza pralke, ogarnelam swoja reszte, Tobi pisze, gdzie jestes, bo lekarz chcial z toba rozmawiac. Ychy. No w domu jestem, co tam mialam siedziec, pranie juz robie. Zadzwonie do tego lekarza. Przez portiernie, polaczono mnie z lekarzem. 

Tobi przy przyjeciu oczywiscie zaznaczyl, ze mozna mi udzielic wszystkich o nim informacji, bo jestesmy do siebie prawnie obcymi osobami. Ale w Niemczech jest tak, ze takich prawnie obcych do siebie osób jest cala chmara i wszyscy zyja na kocia lape i na kupe. Jest jak jest, i tam nikt sobie z tego wiekszego problemu nie robi, i po prostu, jesli on podaje, ze mozna mnie informowac, to tak jest, i bez wchodzenia w szczególy, któz ja. 

Rozmawialam z lekarzem, okazalo sie, ze to nie byl zawal, ale mial wysokie cisnienie krwi, prawie 200 na iles tam. Opowiedzialam mu, jak bylo w domu, i ze mial objawy angina pectoris, czyli tej ciesni w klacie, i to wszystko podczas jazdy autem, i ze potrzebowalam reszte wieczoru, cala noc i cwierc dnia, zeby go przekonac, ze z tym trzeba faktycznie do lekarza. Uparty jest jak osiol, mówie mu, to jest Frankonczyk, czyli szczególna rasa czlowieka, o której wiadomo, jacy sa (gorsi niz Bawarczycy..) 

Wszystkie te badania, jakie mial od reki, takze laboratoryjne, byly w normie, nawet test troponin, który pokazal by zawal, ale to nadcisnienie jest i trzeba to uregulowac, od poniedzialku startuja z diagnostyka, to co nazywam grosser Bombenteppich, z 24- godzinnym pomiaren cisnienia, takimze samym Ekg, Ekg wysilkowym, echo serca i takie tam rózne duperele. Dla mnie w porzadku. I w sumie bardzo dobre wiadomosci, ze nic strasznego, przede wszystkim ten troponin w normie, dzieki Bogu. 

Tobi oczywiscie za godzine juz pisze, ze jak mu nic strasznego nie jest, to on do domu by chcial. 

Ja mu mówie, Boze Swiety, Tobi, lez tam na dupie, jak ci tam dobrze, a nawet jak ci nie dobrze, wszystko jedno, Tobi mówie, zastanów sie nad tym. Lezysz w szpitalu. Jutro sobie wypoczniesz, a od poniedzialku zaczyna sie. Jak by ci to przyszlo wszystko z domu robic, u twojego lekarza, to tez mozna zrobic, ALE. To trzeba najpierw terminy, potem jest latanie, i zajecie tym, trzeba tam isc, zeby zalozyc, trzeba isc do sciagniecia, a do kardiologa trzeba osobny termin na kiedys tam. I masz zajecie tym, i po co ci to? Jak sam mówisz, so what? W szpitalu masz wszystko na miejscu i od zaraz, wiec o co ci chodzi, mówie. 

Jak ci nic strasznego nie jest, to przeciez nie bedziesz tam lezal 2 tygodnie. Jak w poniedzialek i wtorek zrobia ci wszystkie badania, byc moze jeszcze w srode cos tam, to w srode od poludnia mozesz zaczac marudzic, ze chcesz do domu, a jak ci nic nie jest, to w czwartek mozesz wyjsc na wlasne zadanie, mówie, krótka pilka, so what, nie? No i faktycznie uwierzyl mi na slowo. A jutro widzimy sie, poniewaz on lezy na normalnym oddziale, moze jako niby palacy wyjsc przed szpital, i w ten sposób widzimy sie nielegalnie, bez mojego testu na covid, przepustki i plakietki dla mnie i tam Bógwico jeszcze. Tak sie wiec jutro umówimy, podjade tam, i na tym sie problem konczy. Co potrzebujesz, mówie, to ci jeszcze przywioze, i jakos to bedzie. 

Ale mówie ci, nie masz problemu, to spraw sobie chlopa, sama o tym wiesz, nie? Takiego wlasnie chlopa, którego masz na stale. Masz zonatego, nie masz problemu. Jakby Uwemu cos bylo, to sie o niego jego Elly musi zatroszczyc. Elly ma robote, ja mam frajde, o tak. Ale z takim czyms... Ewa tez mówi, masz zajecie teraz. Ano mam, no i co zrobisz, trzeba sie teraz zajac. 

Ale mówie ci, co ja sie wczoraj strachu najadlam, to moje."



24 komentarze:

  1. Fajnie że sie pani odezwała.Dużo
    zdrowia dla pani i Tobiego.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozdrawiam równiez... zawsze cos sie dzialo, ale mam nadzieje, ze bede miala wkrótce wiecej czasu na blogowanie. Jak w starych, dobrych czasach ;)

      Usuń
  2. Domknie był ten whats app, do mnie! Co do słowa! Kocham cię Lu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z mężczyznami tak zawsze! Niezniszczalni są w swoim mniemaniu, a to g.... prawda! Tylko my wtedy musimy za żandarmów robić, aby di szpitala poszli. On ma szczęście, że ma Ciebie!
    Trzymaj się! Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniolem to ja raczej nie jestem, ale on wie, ze ze mna, to spotkalo go wielkie szczescie ;)

      Usuń
  4. Ojacie! To przeboje miałaś niesamowite!
    Trzymaj się i dużo zdrowia - dla Ciebie i dla Tobiego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mialam, ze troche za duzo nawet...
      Dziekuje :*

      Usuń
  5. Jak dobrze, że piszesz ��❤️�� zaraz zacznę czytać��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze bede wiecej pisac... Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Lucy, ale u Ciebie się dzieje! Całkiem niezła telenowela.
    Nigdy chorowanie nie było miłe, ale teraz, w czasie Covid-u to raczej koszmar. Trzymam kciuki za Ciebie i Tobiego:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pokomplikowane to wszystko, ale np w moim szpitalu, to wcale odwiedzin nie ma, bo wiekszy wskaznik zachorowan w powiecie, i njet.
      Hm, telenowela- masz racje, juz jeden znajomy mi powiedzial, ze tym, co mi sie przydarza, moglabym zajac cala nacje ;)

      Usuń
  7. Lucy kochana, miałaś niezłą jazdę. Fakt, co te chłopy bez nas by zrobiły? Niby taki maczo jeden z drugim, a sam zginie. Dobrze, że ten szpital wypalił, nie wiadomo czym mogłoby się skończyć. Zdrowia dla Was obojga. Tak już jest, że człek czuje się odpowiedzialny za to, co oswoił ;) Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 🤣🤣🤣
      "za to, co oswoił"
      😁😇😂

      Usuń
    2. Lucy, moja koleżanka Grażynka zawsze mówiła, że chłopy pochodzą od innej małpy... :)))

      Usuń
  8. Tak to z chłopami.Oni są na papierze chłopami.Moj na słowo wzywam karetkę to robi się zdrowszy i potrafi powiedzieć nie mimo że jest mocno splątany.Zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mus, to trzeba, Ula, ale wytlumacz to Frankowi w tzw. sile wieku.
      Dziekuje i tez zdrowia zycze, wam obojgu!

      Usuń
  9. Wow, ale jazdę miałaś! Ich nie wolno słuchać, trzeba robić swoje. I podoba mi się konkluzja :))) Całuski

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak przeczytałam, to n-ty raz się ucieszyłam, że nie mam chłopa:) ile nerwów mniej, ile mniej roboty i prania:)
    A tak poważniej, to gania go z tym ciśnieniem, bo to nie przelewki, ale komu ja tłumacze takie oczywiste sprawy!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Lucy, dobrze, że się odezwałaś, już myślałam ,żeś się covidowa stałaś. Faceci to jest najzwyczajniej w świecie inny gatunek biologiczny.Teoretycznie nawet jeśli mówicie w tym samym języku to i tak się z nimi nie idzie dogadać.
    Przytulam Cię i cierpliwości dla Ciebie i zdrówka dla Niego;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale chłopina ma szczęście, że akurat na Ciebie trafił. No trochę zachodu z nim miałaś, jednak jak by nie patrzeć, we dwoje zawsze raźniej:). Uważajcie na siebie, dbajcie o siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Prawie jak powieść. Miałaś mocne przeżycie!!! Zdrowia dla Was obojga. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Lucy, jak tam u Ciebie? Zdrowie wróciło? Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  15. Pani zapomniała o nas?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń