wtorek, 7 grudnia 2021

Jak to z moimi operacjami bylo

 Artroskopia kolana zaplanowana byla na 2 grudnia, mialam stawic sie w ZAO, co oznacza w tym przypadku Centrum Ambulatoryjnego Operowania, o 10 rano. Bylam kwadrans wczesniej, bo nigdy nie wiadomo, o co chodzi, z tymi koronami, testami, stopniami zagrozenia- wtedy akurat bylismy ze wskaznikiem zachorowan od trzech dni powyzej 100, ale drugi stopien zagrozenia jest oglaszany dopiero, jak powyzej 100 jest co najmniej 5 dni, tak wiec panowal jeszcze stopien 1...

(nie tylko czasami nie nadazam, bo po 5 dniach powyzej 100, spadlismy w powiecie znowu do 90, ale stopien 2 otrzymalismy... ja to okreslam tak, ze jak pali mi sie chalupa, to nie czekam 5 dni, lecz od razu wolam straz pozarna, w tym kontekscie od razu zaczynam restrykcje, czy co tam za wlasciwe uwazaja nasi niemilosciwie rzadzacy...) 

W kazdym razie, w ZAO przyjeto mnie ambulatoryjnie, zmierzono cisnienie krwi, sprawdzono w dwóch miejscach ksiazeczke szczepien (J&J, bez booster), Julia wskazala mi lózko, dala koszule i nowa maseczke (taka zwykla, operacyjna), no i czekam na operacje. W miedzyczasie wkatulkano poprzednia pacjentke po dokonanej operacji, miala haluksa, i doszla trzecia pacjentka, która miala miec atroskopie stawu barkowego. Nie pochodzila z mojej miastowsi, jednakze znala tam kupe ludzi, o których sobie co nieco opowiedzialysmy, przy okazji okazalo sie, ze nasz dlugoletni sanitariusz to jej kuzyn, i niedawno zmarla mu zona, czego nie wiedzialam, no ale ja od pól roku w pracy nie bylam, to nie jestem zaktualizowana, co sie dzieje za pasmem gór Hilsu. 

Okolo wpól do dwunastej przyszla Julia, po mnie, znaczy przetransportowac mnie na blok operacyjny, gdzie po drodze kogos spotkala, który to ktos jej powiedzial, zeby przy odbiorze mnie nie dziwila sie, ze dostanie jeden formularz z powrotem, gdyz to musi byc ekstra rozliczone przez kogos tam, jako, ze jestem pacjentka doktora Schröter, a on jedynie wynajmuje lózka w szpitalu i sale operacyjne. Ok, nic mi do tego, kto z kim jak sie rozliczy, ja jestem ubezpieczona i na tym sie konczy. Z pieniądzami i płaceniem nie mam nic wspólnego. 

W sluzie czy jak to sie po polsku nazywa, samodzielnie wlazlam na stól operascyjny, oddalam koszuline, nakryto mnie cieplymi kolderkami i przetransportowano do sali przygotowawczej, w celu zalozenia wenflonu, elektrod i takie tam. Oczywiscie,  ze jako od wieczoru nic nie jadlam ani nie pilam, pomijajac lyk wody o siódmej rano do mojej obligatoryjnej tabletki Bisoprololu 2 i pól miligrama... nic nie pilam,  bo narkoza, wygralam jedynie dwie dziurki w prawym lokciu, a zainstalowanie wenflonu nie udalo sie. Pielegniarz kazal mi sie nakryc, czyli rece pod kolderke, i poszedl po anestezjologa, jako, ze oni niby zawsze sie wkluja tam, gdzie ktos inny nie dal rady. 

Lezac sama w tym pomieszczeniu kilka minut, cos slysze, ze ktos do kogos mówi, ja za to odpowiedzialnosci nie biore, nie operuje, telefonowalem akurat z dyrekcja szpitala, jak nikogo nie ma, to trudno, i cos tam gdzies tam. 

Sobie mysle, no ciekawe, ale co to ma ze mna wspólnego, no nic. Nie wiadomo, o co chodzi. Odfajkowalam. 

Za kilka minut wchodzi anestezjolog, dla mnie ten, co go mial pielegniarz wolac wzgledem moich miernych zyl i wenflonu. Przedstawia sie, ja mu tez, i wyciagam jeszcze nie sklute ramie w jego kierunku, na co on: prosze schowac ramie pod kolderke, dzisiaj pani nie zoperujemy. 

He? Ze niby co i jak, i dlaczego?? 

Okazalo sie, ze anestezjolog, który mial byc przy mojej operacji, zachorowal, tak samo personel pielegniarski anestezjologiczny, nie ma zastepstwa, i kuniec! 

Dopadla nas nie korona, lecz od ponad 20 lat pielegnowane w Niemczech ubywanie personelu wszelkiej masci w szpitalach czy domach starców, ot po prostu. Rządowi pani Merkel należy się w tym miejscu szczególne podziękowanie. 

Powiedzmy tak- odkad ja od pól roku jestem chora, to mój rodzimy szpital tez sie wali, bo nie tylko ja jestem aktualnie na zwolnieniu lekarskim. Corinna wrócila po ponad roku zwolnienia, i pracuje teraz w ramach powrotu do pracy, po 3 godziny wieczorem. Lydia tez ze swoja padaczka, Kiki ze stwardnieniem rozsianym tez czesto nie bywa na dyzurach, a reszta normalnie, a to dyski, czy sraczka, czy inne przeziebienie. 

Widac i w tym szpitalu tez tylko na wodzie gotuja, chociaz Tobi zapewnial mnie, bo mial wrazenie, ze maja wiecej personelu, i bardziej zadowolonych pracowników, niz w moim szpitalu. Widocznie jednak nie. 

Tak wiec podnioslam sie z tego stolu operacyjnego, odrzucajac kolderke (prywatne majtki mozna do artroskopii kolana sobie zatrzymac), poprosilam o podanie koszuli, do lózka, i zadzwoniono po Julie, zeby mnie odebrala, a reszte jej powiedza. 

Na sali pacjentka zoperowana szczesliwa,. ze ja zoperowano tak jakby spod lady, a pacjentka w kolejce po mnie, zadziwiona, ze takie cos jest w ogóle mozliwe, ze operacji nie bylo i nie bedzie równiez i dla niej. 

Nasz lekarz, ten, co chcial nas operowac, ortopeda, za chwile przyszedl do nas do sali, bo mial reszte dnia wolnego, ze tak to określę, i wytlumaczyl nam, o co chodzi, znaczy o ten brak personelu z powodu choroby. Mnie tam akurat dlugo czy w ogóle tlumaczyc nie musial. Jest jak jest, i trzeba nam zrobic drugi termin, z nadzieja, ze wypali. 

Zadzwonilam po pana Allstadt, ze z powodu braku kadry, ma po mnie przyjechac, i wygralismy weekend w sensie, ze nie z operowaną jestem, i nic mnie nie boli, i mozemy sobie cos zaplanowac. 

No tego jeszcze nie grali, bylo jego reakcja. A taka gra moze teraz odbywac sie czesciej, powiedzialam mu. Polityce mozna podziekowac. 

Tak wiec, w sobote poszlismy przez nasze lasy, a w niedziele po poludniu, przez Hils. I byla to wspaniala piesza wycieczka. Prawie 10 kilometrów pięknym i wygodnym lesnym traktem. 


Jeszcze w piatek, znaczy jeden dzien po tym, jak samodzielnie zeszlam ze stolu operacyjnego, zdzwonilsmy sie z doktorem Schröter, i zabukowal mnie na poniedzialek o 9 rano. Tak wiec od poczatku, znowu na czczo, wieczór wczesniej zastrzyk przeciw zakrzepicy, który musi robic Tobi, bo ja po prostu nie jestem w stanie sama sie kaleczyc, nie idzie i koniec. 

Krótko po ósmej rano, weszlam do szpitala, bo nie wiedzialam, jakie szykany i jakie G akurat teraz w modzie, czy trzeba np sie testowac pomimo szczepienia, co u nas na prowincji w niedziele jest niewykonalne, trzeba by jechac do powiatowego miasta, stac w kolejce, a przy obecnych cenach paliwa, ja mówie stanowcze NIE. W razie czego, mialam ze soba test, jakby ktos sie uparl, moglabym zrobic pod obserwacja, a reszta, niech sie hustaja. Ale nie trzeba bylo. Ponownie pokazalam moja naklejke J&J w książeczce szczepien ( w smartfonie nie mam i nie chce), przepuszczono mnie na ZAO, tym razem nie bylo Julii, lecz jakas inna bardzo politycznie poprawna pielegniarka, która przez rekaw zmierzyla mi cisnienie, kazala odwracac sie twarza od niej, gdy zakladala mi banderole z nazwiskiem na nadgarstek, i pytala, dlaczego ja jeszcze szczepieniowo nie odswiezona boosterem. Bo szykowalam sie na operacje, i nie chcialam sobie zawalic tego przez jakies goraczki i temu podobne. Pozatym jestem zdrowa jak kon od zawsze, jesli chodzi o drogi oddechowe. Acha, no tak. Ale moge sobie sprawdzic poziom przeciwcial. A idz sie bujac na drzewo, sobie pomyslalam. Nie wiem, co tam jeszcze mi mówila, ale byla bardzo koronna, do przesady. Zupelnie inna, niz Julia, która znam od lata, czyli pierwszej mojej artroskopii. 

Pielegniarka wskazala mi te sama sale, ale inne lózko, i tez juz pierwsza pacjentka byla w drodze na bloku operacyjnym. trzecia doszla, ale miala tylko tluszczaka na ramieniu. No nic, mialam ze soba gruba knigę, to sobie czytalam, i poza tym, ponad godzine nudzilam sie, piszac a to z Tobim, który byl akurat na spacerze z Mirka, a to z moja miejscowa grupa. 



Jak sie potem dowiedzialam od Julii, która miala popoludniowa szychte, ta kamerka nie obserwowala mnie, lecz w nocy pacjentów z laboratorium snu. 

O wpól do jedenastej pielegniarka zabrala mnie na blok operacyjny, personelu bylo tam tego dnia wystarczajaco ;) 

W pokoju przygotowawczym znowu wygralam dwie dziurki, tym razem w lewym ramieniu, u mnie niestety jest spory problem, wkluc sie. Pielegniarka przekazala anestezjologowi, który zrobil mi kolejne 2 dziury, po czym stwierdzil, to nie ma tak sensu, zaczynaja narkoze maska, a jak juz usne, to mnie bedzie dalej kluc. I tak tez sie odbylo. Przekatulkano mnie na sale operacyjna, pod lampe, anestezjolog jeszcze zajrzal mi w gardlo, jaki rozmiar wziernika (4) po czym maska, pare razy wciagnelam gaz i obudzilam sie juz na sali obserwacyjnej. Potem policzylam dziury, szóste wklucie wenflonem  bylo trafione. 

Po operacji, tam jeszcze na bloku, bolalo jak cholera, i nie bylam w stanie sprawdzic, czy mam drenaz czy nie (mialam). Pielęgniarz anestezjologiczny wstrzyknal mi polowe Fentanylu, popatrzyl na mnie, wstrzyknal reszte, i nieco moglam sie odprezyc, bo ból przestal swidrowac. 

Przetransportowano mnie na sale, zabrano pania z tluszczakiem, i jak juz ona byla gotowa i z powrotem (szybko), to i lekarz szybko sie zjawil, popatrzyl na mnie powaznie i rzekł w te slowa, ze mam kompletnie zdemolowane kolano. Latem naderwana lakotka przysrodkowa, resekcja. Teraz byla to lakotka boczna, tez spora czesc amputowal. Do tego wiezadlo krzyzowe wlazilo pod rzepke, tez cos tam wycial. Nieciekawie. Jak dlugo z tym moge mniej wiecej funkcjonowac, pytam sie jego. No, tak z rok czy dwa, i widzimy sie w celu endoprotezy. Hm. Zadziwiajace w tym wszystkim jest, ze umiem z tym chodzic jakby mi nic nie bylo, ale wszystko inne sprawia mi problemy, mówie mu. Normalne, on na to. 

I tak wiemy wiecej. 

Okolo trzeciej po poludniu Julia zadzwonila po Tobiego, zeby mnie odebral. Okazalo sie, ze wbrew rannym zapewnieniom, że po okazaniu szczepienia i maski FFP2 może, nie mógl juz wejsc na oddzial, bo koronne przepisy zmienily sie w te kilka godzin, znaczy zaostrzono, i tak Julia sprowadzila mnie przed portiernie, gdzie przekazala mnie Tobiemu. Chciala mnie wiezc, ale ja na serio moglam bezproblemowo i o kulach isc. Szlo mi sie lepiej, niz jakbym, miala lezec czy siedziec. 

Obawialam sie drenu, bo ostatnio, znaczy latem, bolal jak cholera, a tym razem nic, jeszcze przed wyjsciem do domu Julia dala mi srodek przeciwbólowy i bylo fajnie, w domu wzielam Ibu i dwa razy Tilidin, i spalam cala noc, a dzisiaj jeszcze nic nie bralam, bo nie musze, noga prawie jak nowa, znaczy jeszcze nie do konca mi sie zgina, ale to jeszcze bedzie.  

Rano bylam na zmianie opatrunku i wyciagnieciu drenu, co boli jakby ktos dusze z czleka wydzieral, ale przezylam i ten moment. Dostalam recepty na fizjoterapie, drenaz limfatyczny i zwolnienie pracowe, polezalam reszte przedpoludnia w lózku, po czym wstalam, i leci calkiem niezle, i nie boli. Tobi wychodzi z Mirka, ja zrobilam salate, zeby go odciazyc z gotowaniem reszty, siedzimy na kanapie, ogladamy dzienniki, chlodzimy kolano i fajnie jest. 





21 komentarzy:

  1. Ciężki okres za Tobą. Dobrze, że teraz nie czujesz bólu. Szybkiego powrotu do pełni zdrowia i sprawności życzę.
    Zdziwiłaś się, że trzeba tygodnia, żeby wdrożyć nowe przepisy. U nas jeszcze ciekawiej. Nauczyciele mają się zaszczepić. Mają czas DO MARCA!!!! to dopiero kabaret!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BBM, u nas też czas do 15 marca, jeżeli w ogóle. Ja się dziwię, że nasze zdrowotne urzędy weekendy mają wolne. Skoro niby tak tragicznie i wszyscy umrzemy 😉
      Dziękuję!

      Usuń
  2. No zupełnie jakbym o polskim szpitalu czytała :)
    Moja ciotka jest pielęgniarką. Jak się urodziłam, była w liceum medycznym i chodziła na praktyki do szpitala, w którym byłam. Razem z koleżankami wiązały mi kokardy z bandażu, bo miałam długie włosy :). Całe życie przepracowała na oddziale dziecięcym, a kiedy przeszła na emeryturę, ubłagano ją, żeby wróciła, bo nie ma kto pracować. Podpisała więc kontakt (podobno wychodzi na nim korzystniej) i pracuje. Biorąc pod uwagę, ze mam 48 lat, śmiało mogę powiedzieć, że niebawem minie pół wieku, jak jest czynną pielęgniarką... I pewnie będzie pracowała jak długo się da, bo żal jej tych dzieciaczków.
    Z lekarzami w małych miejscowościach też jest problem. Kiedyś można było młodych medyków skusić mieszkaniem, domem, teraz rzadko kto się zgłasza. Ot czasów dożyliśmy, że nie ma nas kto leczyć.
    Pozdrowienia dla Was i Mirki. Specjalne pozdrowienia dla Twojego kolana, niech szybko dochodzi do siebie, bo spacery czekają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękna historia, która napisało życie, z Tobą w głównej roli w tym rozdziale..
      Jak ja już pójdę na emeryturę, to żadne 10 koni 😅
      U nas Problem lekarsko-pielęgniarski jest zrobiony z rozmysłem politycznym. Niestety.
      Dziękuję, idzie dobrze 🤗

      Usuń
  3. No to już mogę puścić te trzymane cały czas kciuki. Zdrowiej Lu. Frapuje mnie to zdanie, że kolano to było całkiem OK, tylko reszta dokuczała. Moja kulawa kostka domagajaca się czasem chodzenia z laską cichnie gdy idąc wyprostuję się jak modelka. Ale nie umiem chodzić przez dłuższy czas jak na wybiegu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, pomogło, dobre myśli i życzenia nawet przy odległości tysiąca kilometrów pomagają.
      Ja z kulami nie umiem, ale czasami muszem 😈

      Usuń
  4. A, i jeszcze jedno, masz śliczną piżamkę. Te serduszka są wzruszające.

    OdpowiedzUsuń
  5. To się udało ale też macie niezły Ordnung ,zdrowia ,teraz wypoczywaj i nabieraj sił.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdym przypadku, ordnungsgemäß od razu przyznali się do niemocy 😉
      Reszta działa. Dochodzę do siebie, będzie dobrze. Profituje z wielu tygodni fizjoterapii po pierwszej artroskopii. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Lucy, to masz już z górki (jak się okazuje, na jakiś czas;) więc zdrowiej z dnia na dzień , bez bólu i innych komplikacji.
    Z tym odwoływaniem zabiegów i operacji z powodu braku personelu jest u Was nieco podobnie jak u nas. Ale z takim "ordnungiem" jak jest u nas, to nas na pewno nie dogonicie;))).
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwal dnia przed zachodem słońca 🙃 czort ich wie, do czego jeszcze dojdziemy, a widząc nowego ministra od zdrowia, słuchając jego przemów, dobrego raczej się nie spodziewam.
      Pożyjemy, zobaczymy.
      Na ten moment, wszystko ok pooperacyjnie, normalnie leci.
      Pozdrawiam i trzymaj się 👍🏼

      Usuń
  7. Szybkiej i skutecznej rekonwalescencji życzę i serdeczności całe mnóstwo ślę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Fusilko, i nawzajem, trzymam kciuki za Ciebie, żeby się ciemno odwróciło, i reszta Adwentu jasna i radosna była, a Ty zdrowa!

      Usuń
  8. Lucy, tak świetnie opisałaś całą historię, że normalnie wszystko mi się przedstawiało przed oczyma duszy mojej 😁 Zdrowiej jak najprędzej, żebyś mogła po tych pięknych terenach spacerować. A swoją drogą Tobi to jakby z nieba Ci spadł w samą porę 🙂 Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z lasu go przyprowadziłam 😁 ale fakt. Ano było bardzo plastycznie i odpowiednio do realiów życia. Dziękuję Ci ślicznie.

      Usuń
  9. Szybkiego powrotu do zdrowia, Lucy! :)
    Opis stanu zdrowia pielegniarek jakby zywcem z kabaretu, a tu nie ma co sie smiac... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taki Ordnung w niemieckiej służbie zdrowia...sytuacja, na jaką polityka pilnie pracowała od co najmniej 20 lat, więc w tym kierunku pokłon się należy 😈
      Dziękuję 🤗

      Usuń
  10. we wrzesniu czeka mnie artroskopia. Lucy jak szybko kolano doszło do sprawności po zabiegu?

    OdpowiedzUsuń