Spodziewaliśmy się zimy, ale nie takiej. Jednakże kilka kilometrów przez świeży śnieg, nawet sprawiało przyjemność, Mirce też nie przeszkadzało, bo ona uwielbia śnieg. Do tego doszły w pewnym momencie wielkie, metrowe sople, wiszące nad rowem, jak też zamarznięte wodospady.
Punkte wyjściowym był Sankt Andreasberg, i ciągnące się nie tylko stamtąd, zbudowane 400 lat temu systemy nawadniania sztolni i osad. Kilka kilometrów długie, akuratnie proste, i najczęściej w granicie.
Wycieczka miała dumną długość prawie 15 kilometrów, i dopóki Mirka daje radę, to po prostu idziemy. Szczególnie w takiej porze jak teraz, gdy poprzez brak liści o wiele więcej w lesie widać.
W górach Harz- u wiosna jest o jakieś dobre 3 tygodnie później, niż u nas, około 80 kilometrów dalej, i nieco niżej topograficznie.
Dzień zakończyliśmy kolacją w knajpce "Na Rogu" w Bad Gandersheim, gdzie dosiadł die do nas samotny równolatek, poszukujący nadal osobistego szczęścia, bo widząc nas, chciał się dokładniej dowiedzieć, gdzie i jak można znaleźć drugą pasującą połówkę.
A reszta wieczoru była już przed telewizorem i "Bohemian Rhapsody" i dalszymi reportażami o Freddy Mercury i Queen.
Czekamy teraz na wiadomości od młodej rodziny, która chce koniecznie dom D, konkretnie wiadomości z ich banku, około czwartku/ piątku. Mają przyznany kredyt w wysokości 210 000 €, tak powiedział nam makler, i to powinno w sumie starczyć im na dom i koszty związane z kupnem. Trzymamy kciuki, bo są też naszymi faworytami...
Zamiast wiosny macie zimę na całego ,sopli dawno nie widziałam.Pieknie spędzony dzień.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękną zimę macie! U mnie tylko wiejba, niestety!
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę!
Ślicznie!!! Świetną wycieczkę mieliście! :)
OdpowiedzUsuń