czwartek, 21 października 2021

Rozdzial 3. Umieranie w Niemczech.

 Nie jest jednak, na szczescie, wszedzie tak- mam nadzieje. 

Mój sasiad zmarl wczoraj, ten starszy, prawie 89- letni pan, którego pielegnowaly na zmiane Emilka i Ewa. Emilka to byla ta, która po smierci mojego taty powiedziala: nic ci nie moge pomóc w jakims zalatwianiu tego wszystkiego, ale przyjdz do mnie na obiad. Mam naprawde dobra zupe. A na jutro ugotuje cos innego, przyjdz. Nie zapomne jej tego nigdy, i mysle, ze ona jednak wie, jak duza byla to pomoc. 

Tak wiec mój sasiad Hans zmarl, po tym, jak jego stan w ostatnich tygodniach zaczal sie pogarszac, a weekend byl juz pod znakiem bliskiej smierci. Pod koniec wrzesnia hamburska córka zapowiedziala sie na pazdziernik z wizyta u niego, jak beda szkolne ferie- 2 tygodnie minely, córka nie pojawila sie, ale zaplanowala przyjazd jednodniowy (jak zawsze) pod koniec pazdziernika. Szwajcarska córka z kolei na listopad. 

W poniedzialek z Hansem bylo juz zle, Ewa gimnastykowala sie z próba uswiadomienia im obum, ze jest zle, zeby przyjechaly. Ach nie, bo pani doktor powiedziala, ze jak nie bedzie pil, to podlaczy kroplówke, pani doktor telefonowala z domokreznymi pielegniarkami, ze nie jest az tak zle (Hans  mial dwa razy dziennie wizyty takowych, podawaly one w sumie tylko leki, zajmowaly sie receptami i skierowaniami do lekarzy, a Ewa czy Emilka byla do wszystkiego). 

We wtorek z Hansem bylo na tyle zle, ze przypuszczalam, ze jeszcze tej nocy umrze i kazalam Ewie dzwonic do mnie, niezaleznie od godziny, jakby jej za duzo juz było tej sytuacji. Ale Hans przezyl. Ewa znowu próbowala poruszyc obie córki do przyjazdu, hamburska zapowiedziala sie na czwartek rano, czyli dzisiaj, a szwajcarska na weekend. Zdaly sie na sasiadke z dolu, która wynajmuje to inne mieszkanie, bo ona kiedys czy 100 lat temu, jako niewykwalifikowana sila robocza, liznela troche pracy w domu starców na umowie o prace takiej bezpodatkowej. Ale jak i sasiadka juz zaalarmowala, ze Hans umiera, to faktycznie obie córki ruszyly cztery litery i w droge. 

Bylismy z Tobim we wtorek wieczorem u Ewy i Hansa, no i mialam potem, jedno zalamane sytuacja, drugie beczy, ze córki sa nieludzkie i nie dotra na czas do ojca. 

W srode pojechalismy z Tobim w poludnie do domu D, po raz kolejny do murarza, który wykancza spizarnie- jeszcze po tej awarii wody- juz konczymy, znaczy murarz, Ewa dzwoni, ze Hans umiera. My zaraz wyruszamy, zaraz podjade do ciebie, bo i sasiadka na ten czas wyjechala na jakis szponing. Po drodze Ewa znowu dzwoni, jasne, co ma do przekazania, Hans zmarl. Ale i sasiadka juz sie napatoczyla. 

Za kwadrans juz tam u Ewy i Hansa bylam, faktycznie lezal juz plasko, a sasiadka podwiazala mu szczeke waskim bandazem! O matko i córko, mówie, Ewa, szybko sciagamy ten bandaz z niego, z tego moga byc takie klopoty, ze glowa mala. My tez tak robilismy, ale to byly inne czasy. Teraz chodzi o to, ze Hans bedzie przeciez spalony, a przed kremacja dokladnie obejrzany przez patologa, i nie daj Boze, bedzie mial sino na szyi i pod broda, to wskazuje na przemoc, uduszenie, i wez to odkrecaj. Ewa szybko ten bandaz zabrala, podlozylam Hansowi jak i w szpitalu to robimy, zrolowana poszwe i jeszcze mala poduszke pod podbródek, dopomoglam paroma chwytami, usta zamkniete. 

W tym momencie przyszla lekarka, z nowymi butelkami kroplówki, jej jeszcze nikt nie poinformowal, tak wiec jedynie sie na Hansa popatrzyla i mówi, no cóz, dyzur mi sie co prawda skonczyl, ale za jakies 2- 3 godziny przyjade i wystawie swiadectwo zgonu. U nas takie procedury, ze zgon stwierdza sie od razu i jeszcze raz po co najmniej dwóch godzinach. 

No i lekarka ma nadzieje, ze córki wkrótce zawitaja... zawitaly po kolei, jedna znaczy szwajcarska o 19, porozmawiala z lekarka, siadla w pokoju w kacie i zaczela robic sobie na drutach, czekajac na hamburską siostre, która dotarla na prawie 21. 

Tobi w u nas w domu zapalil swiece za dusze Hansa, nie rozumiejac, dlaczego nie reagowaly na prosbe Ewy, zeby przyprowadzic ksiedza , zanim umrze. Tobi nie jest koscielny i podatkowo wystapiony z kosciola juz cwierc wieku temu, ale jak mówi, sa sprawy, które powinno sie umierajacemu umozliwic, jesli byl wierzacym czlonkiem kosciola katolickiego. Zaczal wspominac, jak jemu ojciec umieral, ze nie bylo ten tego, pracowal wtedy w VW w Wolfsburgu, opuscil swoje biurko, powiedzial koledze, co ma powiedziec szefowi, wsiadl w auto i pojechal prawie 400 kilometrów do szpitala, i zdazyl. A tu takie cos, córkom jakos to wszystko jedno czy co? 

Pytam sie Ewy, i jak ma byc dalej, przeciez one obie, znaczy córki, beda nocowac u tej kolezanki, co ma pensjonat pare wiosek dalej, a ty? Ze zmarłym Hansem w chałupie, sama? Oj tam, mówi Ewa, na pewno nie bede spala, ja sie Hansa nie boje przeciez, i dalej tak. Ona na serio chciala czy czula sie w obowiazku, zostac tam przez noc, w małym  trzypokojowym mieszkaniu, ze zmarlym w salonie. Nie i nie, nie przyjdzie do nas spac, nie chce przeszkadzac, krępowac, i takie tam dyrdymaly. Na szczescie w tym momencie zadzwonila do niej mama przez WhatsAppa, tom sie wkrecila w obraz i mówie, niech jej pani powie, ze ma spac u nas i koniec. Ewy mama mówi, dziecko, czys ty oszalala, nie chodzi o bojenie sie czy nie, ale sama ze zmarlym cala noc, jak masz mozliwosc spac u niej, to nie zastanawiaj sie i idz! No i faktycznie, córki pojechaly do kolezanki na noc, Ewa im powiedziala, ze spi u nas, to nawet sie ucieszyly. One na serio i z zimna krwia zostawilyby ja sama w tym mieszkaniu ze zmarlym ojcem!

Tak wiec wieczorem troche posiedzielismy w trójke, po 22 zgaslo swiatlo u Hansa, bo widzimy te okna od nas, znaczy córki pojechaly spac, my w trójke poszlismy jeszcze z Mirka, i potem spac, Ewa do biblioteki na goscinne lózko, z lazienka obok i termosem herbaty. Rano wczesniej wstalam, wyprowadzilam Mirke, po drodze kupilam bulki, zjedlismy razem sniadanie, potem Tobi znowu do domu D do murarza, ja za moment na fizjoterapie, Ewa poszla "do siebie", córki przyjechaly po 10, ale juz razem z przedsiebiorca pogrzebowym, i zaczely szukac i zastanawiac sie, gdzie ojcowy dowód osobisty (ponoc sasiadka miala??)

No nic, jak juz Hansa odtransportowano, Ewa powiedziala obum córkom, ze idzie do mnie, bo jedziemy na zakupy, ona tez chciala cos swojej malej wnuczce kupic, wiec ogarnelismy i sklep z niemowlecymi ciuszkami, i zakupy, i mówie, Ewa, ja zaraz podskocze do domu D zobaczyc, jak oni tam daleko, a potem, jak ugotuje obiad, to przychodzisz do nas jesc, i nawet nie zaczynaj te dwie damy tam obskakiwac i im jeszcze cos gotowac. Bo jakby one byly porzadne, to by dla was trzech czy czterech z ta zdrowo walnieta sasiadka zamówilyby jakies Pizze czy inne kebaby, co nie? Mówie to Tobiemu, Ewa przyjdzie do nas na obiad i nawet sie juz tak nie bronila "robieniem klopotu" jak przed noclegiem, na co Tobi: to one juz naprawde zadnego wstydu nie maja? Po tym, jak Ewa tak sie troszczyla o ich ojca? Ano nie maja widocznie. 

W kazdym razie, Ewa jutro wczesnym ranem ma mozliwosc powrotu do domu, faktycznie dostala miejsce w busie. 

A jak sytuacja rozwinie sie dalej, to zobczymy, jaki i czy w ogóle bedzie pogrzeb, bo normalnie i przy wczesniejszych Hansa aktywnosciach czy to w klubie sportowym, czy strzeleckim, spiewaniu w chórze, powinien byc ten pogrzeb konkretny i z udzialem tych wszystkich klubów, bo jest to pomimo covidu mozliwe z zachowaniem odstepów, maski itd. Zobaczymy. 

Tom sie naplotkowala, ale przyznam, niezle to mna ruszylo. 






Jeszcze troche Frankonii. 

11 komentarzy:

  1. Tylko raz, pracując w Niemczech, asystowałam przy umieraniu mej podopiecznej. Ale tylko jako obserwator, bo Córka przybyła na pierwszą informację, że jest źle, a potem zajęła się wszystkim. Przede wszystkim też załatwiła powrotny bus, zawiozła na dworzec i serdecznie się pożegnałyśmy. Mamy kontakt do dzisiaj!
    Widać, taj jak wszędzie - są Ludzie i ludziska!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za "córeczki " .Ciekawe jak ich kiedyś potraktują o ile mają rodziny.Fajny gest z Waszej strony w stosunku do Ewy.Sasiad niech spoczywa w spokoju
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak czytałam to mnie nerw wziął na te "córeczki", nie dziw, że Tobą porządnie trząchnęło.
    A Twój Tobi to bardzo porządny jest, wzruszyłam się tymi zapalonymi świecami...
    Zdjęcia śliczne 🍀

    OdpowiedzUsuń
  4. To straszne, jak daleko może zajść ludzka oziębłość. Przygnębiające, że można właśnie tak reagować na smierć własnego ojca.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja powiem tak: niedawno pracowałam w niemieckim domu opieki, i bardzo psioczyłam na dzieci seniorów, które moim zdaniem za mało interesowały się losem rodziców, zamkniętych w tym domu na oddziale demencji. A mój pracowy kolega jak gdyby mnie oświecił: "zobacz, są dzieci wdzięczne i troskliwe, a są dzieci, które oddały tu ojca czy matkę i mają spokój". Żachnęłam się na ten "spokój", a kolega kontynuował:"A skąd wiesz, jakie stosunki w domu były, jak rodzice traktowali dzieci dawniej, ile te dzieci mają do rodziców żalu za niesprawiedliwość, brak miłości, bicie, niedostatki".
    No i ja się zastanowiłam nad swoim życiem, nad życiem koleżanek, które czasem przychodziły do szkoły z sinymi pręgami na nogach, albo zwyczajnie głodne.
    Kochani, obojętność nie rodzi się z miłości. Może czasem, bardzo rzadko. Ale najczęściej ma swoje źródła i przyczyny. Nie sądźmy córek Hansa. Może one jako małe dzieci też były zostawione same sobie. Ja je chyba rozumiem.
    Lucy, jesteś wielka, że tak pomagasz....całusy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ela Kos - miałam to samo napisać, może po prostu córki postępują tak, jak ojciec wobec nich. Kiedy ojciec moich dzieci umrze, może liczyć tylko na to, że przyjdą na pogrzeb, na nic więcej. Ani czynami ani słowami nie zasłużył na jeden dobry gest z ich strony. Na ten drugi świat niech go wyszukuje jego rodzina, moje dzieci z tej rodziny wypisał swoim życiem.
    Tak więc nie ma co płucna te córki, bo nie wiadomo jak tam było z nimi.
    Zdziwiło mnie tylko, że po śmierci ciało zostało w domu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie znamy całej prawdy. Może córki mają powód, żeby się tak zachowywać w stosunku do ojca? Bo do opiekunek już raczej nie. To inny temat.

    Pierwsza moja myśl: jak je tak wychował, to ma. Potem: może nie był dobrym ojcem? Mój partner nie był nawet na pogrzebie własnego ojca. Powiedział, że jego śmierć (ojca), to było najlepsze, co przytrafiło się rodzinie. I nigdy też nie był na cmentarzu u ojca.

    OdpowiedzUsuń
  9. Można spekulować, ale... Wiedza sąsiedzi, jak kto siedzi, a suedzelusmy koło siebie, jakby nie było, 34 lata... Nie myślę, że był złym ojcem, córki a potem wnuki, 5 chłopaków, były cała jego duma. Pamiętam jeszcze, jak się miał pierwszy urodzić, potem przy okazji pierwszej wizyty odkupił ode mnie konia na biegunach, takiego tradycyjnego z Polski. Córki były bardzo serdeczne w stosunku do rodziców, jak jeszcze żyła matka, przyjeżdżały regularnie na wakacje i tak w miedzyczasie, potem, jak Irmchen zmarła, nagle i niespodziewanie, zorganizowały piękny pogrzeb, z muzykalna oprawą - szwajcarska córka uczy muzyki, hamburska jest wyszkolona spiewaczka- i tutaj nawet mój pracowy kolega mi kiedyś opowiedział, jak mu Irmchen opowiadała, że chwytała się każdego sprzątania, żeby córce to wykształcenie umożliwić; kolega i Irmchen jakiś czas grali wspólnie w jednym laickim teatrze.
    Potem, jak Hans zaniemógł, trafił najpierw do domu opieki, ale tam marniał w oczach, i córki go znowu wybrały stamtąd do domu, poszukały polskiej opiekunki i powiedzmy tak, dopóki był na chodzie, bywały częściej, a zaniknęły z postępującą demencja, taka niestety prawda.
    Tak, że nie jest tak, że on sobie być może, na coś takiego strasznego jak ignorancja, "zasłużył"... No ale to tylko moje subjektywne odczucie pi 34- letniej znajomości przez płot.
    Notabene był Ślązakiem z okolic Jeleniej Góry, przyjechał tutaj pod koniec lat 50- tych już z żoną Irmchen i starszą córką, obie córki mają sentyment do Polski i obu jeden syn studiował semestr w Polsce w ramach wymiany studentów. A Hans w swoim czasie, pracował na budowie PKiN...
    Niech mu ziemia lekka będzie. Był porządnym człowiekiem, myślę, że dobrym ojcem, być może, za bardzo rozpieścił swoje dziewczyny, był dobrym i pomocnym sąsiadem, jak trzeba było pomocy przy czymkolwiek, i to było jeszcze całkiem niedawno temu, latem, gdy jadąc na dyżur wieczorem, zabierał się ze mną po drodze do Włocha na małą pizze i lampkę wina.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze że się Ewą zaopiekowaliście. A świecę umierającemu można nawet z dużej odległości zapalić. Śpij Hansie spokojnie.

    OdpowiedzUsuń