niedziela, 1 września 2024

Wolny weekend

 Pracowalam w zeszlym tygodniu kilka dni, ale od czwartku mam juz wolne grafikowe, uff, to sa fajne dni, jak moge posiedziec sobie w domu, przy czym "posiedziec sobie" to raczej u,owne okreslenie, bo zawsze cos do roboty sie znajdzie. 

Ale 2/3 etatu, to naprawde fajna sprawa. W miedzyczasie dostalam pierwsza wyplate, która za cala jeszcze sie nie liczy, bo dodatki za weekendy i inne swieta wyplaca sie po obliczeniu owych, za 2 miesiace, wiec normalnie bedzie przy wyplacie pazdziernikowej. Za to dostalam dodatek za pierwszy weekend czerwca z porzedniego szpitala, w wysokosci PRAWIE jednych zakupów. Z glodu wiec nie umre ;) 

Bo moje przemyslenia sa takie, ze byc moze, jak bedzie calkiem fajnie, i wszystko sie mniej wiecej ulozy, unormuje, uspokoi, bo teraz jestesmy w stresie poprzeprowadzkowym, no i dom w E jeszcze jest... ze byc moze kiedys, w blizszej czy dalszej przyszlosci, zwieksze sobie etat na 3/4, ale to jeszcze przemyslenia. Calkiem fajnie jest pracowac MNIEJ ;) te moje 14- 16 dyzurów w miesiacu , a reszta dni jest moja. 

Stan obecny jest taki, ze sporo juz zalapalam z organizacji, trybu, jak co dziala i temu podobne sprawy organizacyjne. Umiem przyjac pacjenta na oddzial, i nawet program OrgaCard- ten od zamawiania jedzenia- ogarnelam. Jako ciekawostke podam, ze szpital ma cos, co ma rzadko który szpital, mianowicie kuchnie w budynku, i kazdy nowy pacjent w systemie od razu sie na tym kuchniowym planie pokazuje, i z automatu dostaje na nastepny posilek jedzenie typu lekkostrawnego, a na drugi dzien, jakie tam sobie zamówi, jesli moze jesc wszystko. 

Co do tego jedzenia wszystkiego, nadal jestem zadziwiona, ze pacjenci po upadku czy potluczeniu sie, z podejrzeniem o wstrzas mózgu, dostaja od razu praktycznie cos do jedzenia. Moim i nie tylko moim zdaniem, lepiej, jak sobie na kilka godzin przynajmniej odpuszcza, ale tutaj widzi sie to tak, ze po przeciagnieciu przez tomograf i wynikiem, ze radiolog nic niepokojacego nie widzi, moga jesc, skoro chca. No nic, przyzwyczaje sie i do tego. 

We wrzesniu jestem na chirurgii, w pazdzierniku ide na geriatrie, bo skoczki tak maja. Nadal ekscytuje mnie fakt, ze jako skoczek sama ukladam sobie grafik z dyzurami, wolnymi dniami i w koncu urlopem, przy którym nie musze z nikim sie dochodzic, kto kiedy i w ogóle dlaczego wtedy, a nie wczesniej czy pózniej. Chyba w tych skoczkach zostane. To jest tez kompletnie cos innego, niz to, co do tej pory mialam i cenilam, czyli przynaleznosc do oddzialu, grupy, byc czescia tej, a teraz jestem moze nie samotnym wilkiem, ale sama sobie zeglazem, sterem i okretem. 

Wolnoczasowo tez troche sie dzialo przez te 4 dni, bylam na wedrówce z emerytami, bo mala rundka, a po dyzurach to calkiem ok, nad Neuensee i w Michelau. 


Mlynek w skale. 









Oberleiterbach, bylismy na festynie, jedzenie tez bylo super. Jutro wieczorem powtórka z rozrywki. 



Bad Staffelstein, jeziorko, Mirka sie ucieszyla. 

Zmykam, bo jutro ranna szychta i wstawanie o 5 rano. 

wtorek, 27 sierpnia 2024

Codziennosc

 Dzisiaj i jutro mam dwa dlugie dyzury popoludniowe. Dlugie, bo zaczynaja sie o godzinie 13, a koncza sie o godzinie 22. Normalnie to sa one do godziny 20.30, ale jest moptliwosc dluzszego pracowania, co ja chetnie robie, bo po tym, jak juz wszyscy z popoludnia pójda do domu, a zostaje sie tylko dwoje z dyzuru nocnego, ja mam czas pogrzebac sie w komputrze, wniknac w programy niezbedne do pracy, jest wiecej czasu, cos sie spytac, czy zajac sie np nowo przyjetym pacjentem ze wszystkim, co do nowoprzyjecia nalezy, takze wlasnie w tym kompie. A jak nie mam nic do roboty, to czytam wiadomosci, artykluly i fachowe gazety. Oczywiscie wedrówki do dzwonków sa nieuniknione. Dluzsze dyzury maja tez to do siebie, ze szybciej sie odpracowuje swoje miesieczne godziny, czyli mniej razy trzeba wyruszac do pracy. 

Oddzial chirurgiczny, na którym aktualnie jestem, i pozostane jeszcze we wrzesniu, jest ok, pracuje sie calkiem milo, stresujaco jest czasami, gdy jest kilka operacji, i trzeba z pacjentami w te i z powrotem, i gdy w tym wszystkim sa nowoprzyjecia. 

Na marginesie, wczoraj skierowalismy nasza sasiadek do szpitala, gdyz rano upadla w kuchni, ma malego guza na potylicy, a bierze leki przeciwzakrzepowe. Przeciagneli ja przez tomoraf, i dzisiaj a wyjsc do domu, bo na szczescie nic jej sie nie stalo. Kilka lat temu miala wylew, stad ten lek przeciwzakrzepowy. 

Z wspólpracujacymi, najczesciej kolezankek, bo tylko dwóch kolegów na oddziale, nie mam problemu, sa ok, mile, pomocne, jak cos nie wiem, to mi pomoga, a wiele jeszcze musze ogarnac. W niedziele z Lysann uczylam sie dokumentacji fotograficznej przewlekych ran, z kalibrowanien, opisami rany samej i jej otoczenia, plus co i jak i jak dlugo przy tej ranie robilam. Mam nadzieje, ze ten niekoniecznie latwy dla mnie program, ogarnelam. Powiedzmy tak: moje przenoszenie zdjec z kamery na komp jest o wiele bardziej nieskomplikowane ;) 






W sobote po poludniu i po moim dyzurze rannym, tym razem jedynie do godziny 13.30, poszlismy na festyn zwiazany z odpustem, i obejrzelismy pochód. Przy ponad 30 stopniach upalu, ale siedzelismy na krawezniku w cieniu, co bylo calkiem niezle. 


 












Cos nie tak w blogu dziala, bo zdjecia wkleily mi sie odwrotnie, znaczy od ostatniego do pierwszego. 

W kazdym razie, zabawa byla przednia, chociaz trudno bylo zlapac gdzies wolne miejsce przy stoliku. Druzyny z pochodu na czas i duzo wczesniej zarezerwowaly sobie stoliki w browarze. Tak wiec mozliwe bylo jedynie "na reke", czyli pieczone kielbaski w bulce, które na straganie opisane jako takie u urzedowym niemieckim, nazywaja sie jednak potocznie przy zamówieniu "a pärla". Akurat rozgryzam ten system i dialekt ;)

W niedziele po poludniu pojechalismy obejrzec stare traktory na spotkaniu historycznych pojazdów. 










Tak wiec, troche u mnie sie dzieje, w tym tygodniu pracuje tylko te dwa dni, dzisiaj i jutro. Wczoraj mialam wolne, ale po przemysleniu, dlaczego przed jedenasta wieczorem bylam taka wykonczona, bylo jasne, bo zroblam sobie tak zwany dzien domowy, czyli: 
- odkurzylam i starlam wilgotno wszystkie podlogi (jakies 130 m2)
- odkurzylam kilka regalów, 
- ogarnelam kuchnie po kazdym przygotowaniu posílku, bo zawsze cos sie nakruszy, 
- wypralam, wysuszylam, poskladalam i wyprasowalam 2 maszyny prania, 
- zmienial posciel (byla oczywiscie w praniu), 
- bylam na malych zakupach w Lidlu, 
- przygotowalam posilki, ugotowalam obiad (jajka ze szpinakiem i ziemniaki),
- pozamiatalam schody na strych i do piwnicy, 
- przygotowalam i wystawilam do odbioru kubel z odpadami biologicznymi/ ogrodowymi, 
- zabawialam Mirke w formie dwóch dluzszych spacerów, w tym jeden(wieczorny) z Tobim, az za stacje kolejowa, 
- pozamiatalam i starlam taras, bo tam czesciowo suszylam mniejsze pranie, bo lubie miec czysta podloge, gdy mialoby mi cos spasc, zeby sie nie utytlalo. 

Oczywiscie robilam sobie male przerwy, i albo sluchalam podcastu, chociaz te raczej przy cichej pracy typu prasowanie, ale tez przeczytalam kilka stron w ksiazce, a czytam akurat "Wladce much" Goldinga. Moje ksiazki z miejscowej biblioteki juz przeczytalam, nie wiem, czy w sobote po poludniu zdaze je wymienic, dlatego na wszelki wypadek przedluzylam ich wypozyczenie, i nawet dalam rade zrobic to interaktywnie. To juz kilkanascie lat, jak ostatnio bylam w bibliotece, jeszcze w Stadtoldendorf przed przeprowadzka tejze biblioteki, i wszystko dzalalo wtedy jeszcze analogicznie ;) 



                         Tutejsza biblioteka miesci sie w starej szkole podstawowej, i oto ona. 





piątek, 16 sierpnia 2024

Extra Franconiam non est vita et

Pojade z grubej rury, a co ;) 

Zycie poza Frankonia jest jednakze mozliwe, ale tutaj jest troche inne. No ale po kolei. 

Zaczne od faktu pracowania od pierwszego sierpnia od godziny 13, w klinice Jury. Jest dziwnie, bo pielegnowac to nie dla mnie problem, ale wszystkiego innego musze sie uczyc, szczególnie pielegnowania przez komputer, bo bez niego nic nie dziala; na szczescie nie maja jeszcze kompletnej elektronicznej dokumentacji, tylko taka polowiczna, i ogarniam z grubsza, przynajmniej wiem, gdzie czego szukac, a ze czasami szukam dluzej, to jest jak jest. Reszte szpitala ucze sie, gdzie co jest i kto kim jest. W nastepny czwartek jestem zaproszona na takie oficjalne powitanie z innymi nowymi pracownikami w szpitalu, oczywiscie ide i ciekawa jestem, czego jeszcze sie dowiem. 

Pierwsze kilka dyzurów pracowalam jako taka jakby praktykantka, ale po nich stwierdzilam, ze nie ma co sie ceckac, biore na klate druzyne pacjentów- najpierw takich chorszych kilka, potem ofiarowano mi swietosc najwieksza, bo prywatny trakt- i sobie bezproblemowo poradzilam, czasami cos sie dopytujac. Bo co jak co, ale pracowac to ja potrafie, i troche czasu wygospodarowac sobie na wlasnie poobserwowanie i pytanie, co i jak, na przyklad procedury przy nowo przyjetych, zaczynajac od takich drobnostek, jak mu w kompie posilki zamówic, czy jak dziala zaznaczanie jakichs parametrów czy gdzie i jak zamówic badanie krwi, i temu podobne. Z poczatku bylam jak to dziecko we mgle, teraz sie przejasnia. 

Jestem w druzynie skoczków, bo tak chcialam, znaczy wedle potrzeby personalnej moga mnie rzucic w calym szpitalu, ale chirurgia juz sie upomniala, ze chca mnie tez na wrzesien, a do chirurgii to ja mam tez pewien sentyment, wiec pasuje. 

Skoczki maja to do siebie, ze sami ukladaja sobie grafik, jak chca pracowac, i kiedy chca urlop. Do tego mi jeszcze troche daleko, bo pól roku okresu próbnego, ale jako, ze pracuje 2/3 etatu, mam wystarczajaco wolnego czasu i dni. Bo oczywiscie nadal regularne jazdy do domu E, który juz jest w necie do sprzedazy, ale biuro maklerki ma akurat wolne i urlop, i trzeba samemu dopatrzec i trawe w ogrodzie skosic, co bedzie sie dzuialo w nadchodzacy poniedzialek. W niedziele bowiem wyruszamy do E, w poniedzialek mam wizyte u gina, i odbieram recepte u mojego lekarza rodzinnego, po czym oboje musimy sobie poszukac na miejscu lekarzy wszelkiej masci. Laryngologa juz mam. Potencjalny lekarz rodzinny, kilka kilometrów od Z, dal ogloszenie, ze przyjmie nowych pacjentów, ale akurat ma urlop, wiec mam to na radarze. Bo to tez nalezy do przeprowadzki, niestety. 

Co jeszcze... temperatury tutaj nad Menem dawno przekroczyly granice 30 stopni, i z tarasu korzystamy dopiero po zachodzie slonca- pomimo, ze jest na wschód. 

Ostatnio troche bylismy w drodze, na Snieznej Górze, w zabytkowej kopalni lupka, na dawnym przejsciu granicznym niemiecko- niemieckim, i w bylym obozie koncentracyjnym Laura. 

Mielismy tez prawie tydzien goscia w domu, znajomego z Westfalii, który poprzez mame z Norymbergii, ma szczególne powiazanie z Frankonia, i nawet potrafi mówic w dialekcie. A co do dialektu, to tez sobie dzielnie daje rade, bo otrzaskana jestem, ale jak na wspólnej przerwie kolezanki daja z grubej rury miedzy soba, to mam wrazenie, ze na Erazmusie jestem ;) 










Ostatnie zdjecie to Westfalia, bylam z Tobim u jego ortodonty, bo tam mial dopasowana szyne na zeby, zeby nie zaciskal, i co pól roku musi byc to kontrolowane. Tobi zdecydowal sie pozostac pod opieka tego lekarza, a co pól roku wlasnie nawiedzac noclegowo wlasnie tego naszego znajomego z Westfalii, jak juz nie bedziemy mieli domu w E. Póki co, mamy gdzie sie zatrzymac i wygodnie mieszkac, juz sama ta nasza nowa kuchnia... ech, tej nam najbardziej szkoda, ale co zrobic. Zaprzyjaznilam sie z kuchnia po tesciowej, to stary, solidny i drewniany Bosch, kiedys wymieni sie jeszcze kuchenke i zmywarke na nowsze modele, bo lodówka juz nowa, kupilismy w czerwcu. 
A przedostatnie zdjecie, to srodek nocy, okolo drugiej godziny, na górze Hohe Metze, oficjalnie zwanej Peusenberg, z poniedzialku na wtorek, jak obserwowalismy perseidy. Tych nie dalo sie faktycznie sfotografowac, ale to zielone zyjatko na mirkowej butelce z woda, bo Mirka oczywiscie tez z nami byla, wietrzyla, poszczekiwala czasami, jezyla siersc, i nie rozumiala, cio tym ludziom do lba strzelilo, w ciemna noc na lake pod las, gdzie tyle sie dzieje. 

Jutro wieczorem idziemy do kina na basen, takie kino na wolnym powietrzu. Poza tym wiele sie dzieje, oczywiscie nie wielkie rzeczy, ale jak na taka prowincje, to zawsze cos gdzies sie odbywa, a wzgledem wiekszej kultury, to Bamberg osiagalny jest czy to autem, czy pociagiem, w kilkanascie minut. 

No nic, ide zajac sie jeszcze reszta prania, czyli prasowaniem, a jak temperatury spadna o kilka stopni, zajme sie Mirki potrzebami, bo póki co, lezy w sypialni, dyszy i nie chce miec zawracanego ogona. 

(...)

Co do religijnosci tutaj, Jezusów i Maryj mamy pod dostatkiem, musze kiedys policzyc krzyze w Z, te przy drodze, bo Maryj to nie ma sensu, w co drugim domu w szczycie czy w ogródku sa. Nawet w zlobku przy piaskownicy. Ale nikt nikomu niczego nie narzuca, krzyze i figury sa, bo zawsze byly, i tyle. W szpitalu tez sa krzyze, biblie dla pacjentów, kto chce, moze czytac, a czy sie modla, to nie wiem. 






 


 

sobota, 20 lipca 2024

Zanim i lipiec sie skonczy ;)

 Nie lubie obiecywac i nie dotrzymywac, a tu wkrótce lipiec sie skonczy, i nie pisze, co u mnie sie dzieje. Kochana Gackowa czasami WhatsAppowo juz sie dopytuje, i chwala jej za to :) 

U mnie jest tak, ze czas mnie goni, a ja czas, i czasu mi nieco brakuje, bo milion spraw do zalatwienia, do zorganzowania, przeprowadzka prawie na finale, a teraz zacznie sie przygoda z nowa praca, od 1 sierpnia.

Upaly daja do wiwatu, ponad 30 stopni prawie codziennie, ale wieczorami juz chlodno, pomimo, ze do Swietej Anny jeszcze kilka dni, bo jak sie mówilo kiedys, w moim po- poprzednim zyciu, "od Swietej Anki zimne wieczory i ranki". Byc moze, bo zbliza sie nów. 

Poprzednie zycia... zobaczymy, jakie bedzie to nowe, inne, w innym miejscu, inni ludzie... inny dialekt. Na prace prawie sie juz ciesze, bo szpital spodobal mi sie. Na poczattek zdecydowalam sie na 2/ 3 etatu i tryb skoczka, ale przez pierwsze tygodnie i miesiace bede pracowac wszedzie po miesiacu, a potem moge sie, czy w trakcie tez, zdecydowac na staly oddzial, badz jesli mi sie spodoba to skakanie, pozostac, a etat tez moge w kazdej chwili w w ciagu 6 tygodni zmnienic. Byc moze, podwyzsze do 3/4 etatu, jak zacznie mi sie w domu nudzic... Etat skoczka ma to do siebie, ze w sumie sama pisze sobie grafik, i sama ustalam, kiedy mam urlop. Ten bedzie dopiero po pól roku okresu próbnego, ale ten grafik to przynajmniej teraz na poczatku jest dla mnie ciekawy, bo jeszcze nie raz bede musiala wyjechac do E, a 3, 4 dni wolnego pod rzed, to jest w takim przypadku bardzo fajna sprawa. 

Na nude raczej sie nie zanosi. Juz samo odkurzenie calego szkla i porcelany po przeprowadzce, to taki wiekszy plan. A w miedzyczasie wymiana wszystkich okien, bo stare, ogromne, i dolem kilka zaszlo taka mgla jakby. Mamy nadzieje, ze odczujemy to w mniejszym zuzyciu oleju opalowego. 

Jutro wyjazd do domu E, tam kolejna robota, na przyklad ogród, reszte rzeczy powoli pakowac- Tobiego kolejka to tez spore wyzwanie- a ja mam termin u maklera, poza tym zlikwiduje w pracy moja szafke, i spotkam sie z kolezanka Susanne, i bardzo dawna kolezanka Annemarie, która w wieku 50 lat zaczela sie u nas uczyc, zdala egzamin, pracowala jeszcze jakies 10 lat w opiece podomowej; o ile mnei pamiec nie myli, wiekiem mogla by byc moja matka, a byla moja uczennica. To ja musialam miec jakies 30 lat wtedy. 

Tak wiec dzisiaj jeszcze pakowanie na 9 dni, bo tak nam wypadaja rózne terminy w Dolnej Saksonii, jest to wyzwanie logistyczne dla mnie, poniewaz cale gospodarstwo domowe mam w domu Z, czyli tam zaczynamy w sumie od zrobienia zakupów i przede wszystkim zabrania ze soba wszystkich napoczetych artykulów spozywczych w turystycznej lodówce. Mam jednak w E kilka starych i niegodnych przeprowadzki do Bawarii garnków, sól, pieprze, reszte Ziól Malgosi; cukier wezme teraz ze soba, bo sie skonczyl. I oczywiscie mam tam super nowa kuchnie jako meble i sprzety, niecaly rok ,ma ta kuchnia, i jej nam najbardziej szkoda. I trzymamy sobie tam umeblowana sypialnie, i nasza stara kanape plus stolik, i telewizor tez tam jeszcze jeden mamy. Tak wiec, jakas infrastruktura jest. 






Maly wiejski kosciólek w Kirchschletten, gdzie nasza znajoma jest koscielna. Bylismy w czwartek u niej na sniadaniu w ogrodzie, Mirka miala okazje spotkac swoja zólta kolezanke. 



Mam juz nowa fryzjerke, bylam w poniedzialek, doradzila mi ja sasiadka. Badz mila dla twojej fryzjerki, bo ona moze zniszczyc ci twoja pewnosc siebie ;) 

Zapisalam sie do miejscowej biblioteki, i czytam aktualnie dwie nowo wydane ksiazki, co mi sie juz od dwudzuiestu lat chyba, nie przydarzylo. Oczywiscie nadal kocham moje Tolino od dzieci, i czytam elektronicznie, takze po polsku. 



A to moje biuro, buduar, tylko mój pokój, i nawet z lózkiem dla gosci (pokój goscinny i tylko taki, tez jesczcze mamy). Jak sie zorganizuje, to nawet szyc bede miala gdzie, i mam miejsce na maszyne do szycia, a welna jest za drzwiami w pudeleczkach. 

Tak wiec, pozdrawiam serdecznie czytajacych i mam nadzieje, ze bede tutaj czesciej...