piątek, 27 listopada 2015

Pierwsza wpadka

badz tez blad w sztuce leczenia!

Pracuje wiec w pojedynke, z przecietnie 42 pacjentami co dyzur. Pilnie wypelniam co rano blankiety na temat, dlaczego nie wyrabiam sie w pracy, czego nie zdolalam zrobic badz nie zrobilam na czas, i jakie z tego moga wyniknac konsekwencje i szkody- dla pacjenta i dla mnie. Do tego nalezy tez brak przerwy, co noc mam 45 minut przerwy, której nie moge wykorzystac, bo bedac sama, nie mam zastepstwa, a niby zastepujaca mnie izba przyjec nie ma zwykle czasu na zastepowanie mojej üprzerwy, wiec nie robie, zapisuje, opisuje, i w ten sposób juz przy czterech dyzurach zrobilo mi sie dodatkowe 3 godziny nadgodzin. To nie jest praca, to jest udzial w jakiejs grze sado. maso. Dobrze, ze chociaz dobry humor mnie nie opuszcza, a czasami , ostatnio codziennie, daje jeszcze pokaz, dolaczajac do blankietu pare linijek od siebie, z opisem róznych sytuacji i ze wskazówkami, ze ja tu pracuje z zywymi ludzmi, a nie niemymi sprzetami. Bo ostatnio nazywalo sie ze strony szefa², ze mozna zaoszczedzic troche czasu, nie wdajac sie w dyskusje z pacjentami. Acha.

Szef² ponoc wczoraj dal wiadomosc, ze na drugi tydzien ma dla nas "radosna nowine". Czy to bedzie powrót drugiego pracownika na dyzur nocny? Tak wszyscy myslimy i sie zastanawiamy, bo wystarczy juz tego eksperymentu, zanim komus cos sie stanie, znaczy pacjentowi. Co o tym mysli szef³, to nie wiemy, oprócz tego, ze z dniem 2 listopada od niego to zarzadzenie pracowania w pojedynke wyszlo.

Oczywiscie w to wszystko wlaczona jest i rada zakladowa, i lekarz zakladowy, i sedzia w sadzie grodzkim- który juz od pól roku nadzoruje grafik i nadgodziny. Mysle, ze wkrótce to wszystko sie skonczy?! Ja taka niepoüprawna optymistka jestem. Ostatnio operuje jedynie liczbami- ile czasu trwa pampersowanie, obracanie na boki pacjentów, którzy tego potrzebuja- aktualnie jest ich malutko- ile czasu potrzebuje, aby rozlozone w dzien leki nad ranem posortowac, poprzesypywac w kubeczki dla tych, którym nie mozna dac wszystkich na caly dzien, potem przyrzadzenie kropli, wystawienie róznych opiatów plus tego dokumentacja, porozwozenie tego po salach- dzisiaj trwalo to od godziny 1.45 do 3.10, czyli bite póltora godziny. Inne liczby ro byly np 19 kroplówek i 7 kontroli poziomu cukru we krwi, z podawaniem badz to insuliny, badz to soku jablkowego. Wczoraj te liczby wynosily 22 i 12.
Dzisiaj szef bez potegi, czyli mój osobisty oddzialowy, dal plame. Wczoraj przyszedl nowy pacjent, wiek juz nie wiem, w kazdym razie mocno Parkinsonem naznaczony, nieby jesc moze, ale picie to tragedia, krztusi sie najmniejszym lykiem. O godzinie 22 podawalam mu jeszcze dwie tabletki, zakrztusil mi sie niemozebnie, na drugi raz bede wiedziala. Ten pacjent normalnie jest wozony na wózku inwalidzkim, chyba upadl, w kazdym razie ma cos pogruchotane w biodrze i dzisiaj ma byc na to operowany, ma dostac jakas czesciowa proteze czy cos tam. Przy endoprotezach jest u nas taki standart, ze 3 godziny przed operacja, konkretnie o 5 rano, pacjent dostaje dwa antybiotyki w tabletkach, które maja robic za oslone bakteryjna w czasie okolooperacyjnym. Te antybiotyki to cotrim i rifampicin. Szczególnie ten drugi jest bardzo silnym antybiotykiem, stosowanym np tez przy gruzlicy. Na akcie pacjenta byla doczepiona kartka niezapominajka, 5.00 i rifa + cotrim, byly juz tez wpisane w akta, z godzina, musialam tylko podpisac, ze dalam. Jako, ze juz wiedzialam o trudnosciach z polykaniem pacjenta, rozbilam mu te tabletki na czesci drobne i wiedzac, ze on potrzebuje czasu na ich polkniecie, zaczelam mu je podawac juz po wpól do piatej rano. Nawet niezle nam poszlo ;) O wpól do szóstej rano zorientowalam sie, ze nie jest jeszcze wydrukowany plan operacji na dzisiejszy dzien, w sumie on mi w nocy nie potrzebny, bo mi wsio rybka, który pacjent na jakim miejscu jest zaplanowany i kto go bedzie operowal, mi starcza tylko informacja wieczorem, kto wogóle bedzie jutro operowany. Tak wiec drukuje jeszze szybko ten plan dla rannego dyzuru, i patrze, i oczom nie wierze, tam pisze w komentarzach, ze ten pacjent nie mial wcale dostac tych tabletek, on ma wziasc kompletnie inny, dozylny antybiotyk na blok operacyjny!

Powiedzmy tak, gdyby na noc byl zalaczony normalny modus, to ja bym ten plan miala wydrukowany grubo przed piata rano, i dopatrzylabym sie tego niedopatrzenia, i nie podala pacjentowi leku, który ktos tam- w tym przypadku konkretnie mój szefu- wpisal do akt. I tyle na temat, i tak mu to dzisiaj rano przekazalam, i poszlam do domu. Mam nadzieje, ze te dwa zbedne antybiotyki nie poszly temu pacjentowi na niezdrowie, nie spowodowaly alergii, niewydolnosci nerek, badz nie pobodly sie z innymi jego lekami na parkinsona, czy co z tego jeszcze mogloby wyniknac. 

5 komentarzy:

  1. Trzeba mieć nerwy jak postronki! Czysty horror! BBM

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to jest jak ludzie zarobieni. Miejmy nadzieję, ze skończy się to dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech tym szefom wszystkim czad z głowy wywieje, bo ludzie w końcu jacyś pomrą a inni będą bekać u prokuratora.

    OdpowiedzUsuń
  4. masakra, to jak obóz pracy, biurokracja do n-tej potęgi, mam nadzieję że zmienią na lepsze,

    OdpowiedzUsuń
  5. o żesz, to się musi w końcu zmienić

    OdpowiedzUsuń