poniedziałek, 7 marca 2016

Tak sobie bolkuje

Ostatni tydzien spedzilam dyzurowo, wiec i telewizji nic kompletnie ni ezalapalam. Ostatnia wiadomoscia, jaka do mnie na tej drodze dorarla, to byla ta, ze Walesa powróciwszy z Ameryki stal gdzies i mówil, ze wzystkie akta na temat towarzysza Bolka sa sfalszowane, i on to juz wczesniej tez powiedzial.

Dwa tygodnie temu cos slyszalam o grafologu, który mial sprawdzic autentycznosc podpisów.
W Info&Tips byl nawet caly artykul na temat grafologi- w nawiazaniu do Walesy.

W lokalnej prasie w swoim czasie ukazal sie na stronie drugiej artykul ze znakiem zapytania, czy Walesa byl szpiegiem odpowiednika enerdowskiej Stasi.

W necie przeczytalam, ze ostatnia bodajze demostracja KOD- u odbyla sie pod haslem, ze cala Polska stoi murem za Walesa.

Nie wiedzialam, ze PiS nie lubi Walesy, myslalam zawsze, ze go bardzo lubia, juz sa sama Matke Boska  zwana ostatnio Maryja Zawsze Dziewica w klapie marynarki.

Odstatnio mam okazje czytac rózne gazetki retro, czasy PRL- u i inne sentymenty, i musze przyznac, uwielbiam te lekture! Normalnie przenosze sie w dobre, dawne czasy. bezdyskusyjnie. Dziecinstwo w PRL, przynajmniej moje dziecinstwo, bylo piekne.

W jednej z tych gazet natknelam sie na takie zdjecie:


I zadumalam. Bo ono mi badzo nie pasuje do tej wersji, ze Walesa zadnym szpiegiem i Bolkiem nie byl.

Nie urodzilam sie, ale wychowalam pierwsze 10 lat mojego zycia na calkiem sporej wsi na Slasku Opolskim.  Lata byly siedemdziesiate. Telefon posiadal tam ksiadz, znaczy plebania, soltys, osrodek zdrowia, GeeS i gospoda. Uzywalo go sie jedynie do naglych przypadków, czyli wypadków, pozarów i zachorowan. Szlo sie, prosilo o udostepnienie i dzwonilo na trzy znane wszystkim numery. Wiecej sie nie dzwonilo, bo niby do kogo i za czym?

Potem przeprowadzilismy sie do miasta, parenascie kilometrów dalej, miasto bylo niemale i jak najbardziej ucywilizowane. Za moment zaczely sie lata osiemdziesiate. Na miescie mozna bylo spotkac telefony publiczne, takie póljajka jako okap. Ludzie z nich dzwonili naczesciej za taksówka, no i do przypadków, nadal na te trzy obligatoryjne numery. Mozna bylo tez zadzwonic do zegarynki i dowiedziec sie czasu. Albo tez do kogos, kto mial w domu telefon, ale liczba takich znajomych byla wtedy znikoma. Na podlaczenie telefonu czekalo sie latami. U nas na ulicy telefonu nie mial nikt, ale byla ta wygoda, ze w poblizu byla szkola, i w godzinach jej otwarcia mozna by bylo skorzystac z telefonu. Oprócz tego troche dalej byl szpital, wiec pelen wypas ;) oszczedzilo to telefonowania, bo mozna bylo na portierni powiedziec, co i jak, jesli potrzeba bylo pogotowia ratunkowego. W mojej klasie w podstawówce telefon w domu miala tylko jedna dziewczynka, bo jej ojciec byl lekarzem, i mozna bylo telefonicznie umawiac sie na wizyty- z tej ulicznej budki na przyklad. W rodzinie wlasnej telefon posiadal takze warszawski wujek, bo byl milicjantem. Jak sie chcialo zadzwonic do wujka, szlo sie na poczte, zamawialo rozmowe do Warszawy, i czekalo, az pani z okienka rozdarla sie: zamówiona Warszawa, kabina ta czy inna. Innych partyjnych czy inaczej waznych w rodzinie czy w znajomych nie mielismy, wiec oprócz tego jednego numeru telefonu, posiadalismy jedynie adresy pocztowe. Po prostu nie bylo do kogo dzwonic! I tak miala swietna czesc bliznich. Moja statystyka mówi mi o dobrych 95 procentach.

A teraz to zdjecie, Lech Walesa przy telefonie. Powiedzmy tak; on byl zwyklym robotnikiem w stoczni, skad u niego w domu telefon sie wzial? I do kogo on niby wydzwania? Przeciez nie do rodziny czy kumpli, nie w tamtych czasach, gdy normalny czlowiek telefonu nie posiadal i szansy na zalozenie prawie zerowe byly. Ok, teraz z siebie na innych wnioskuje. Ale zagwozdka jest. Wypowiedzialna. Czy ten telefon nie byl zwiazany z jakas sluzba specjalna? Warto nad tym zdjeciem pomyslec. No bo gdzie on niby wydzwaniac musial, ze- ok- byc moze, bezpodstawne podejrzenie z mojej strony- telefon poza kolejnoscia, bez koniecznosci czekania 10 czy wiecej lat, dostal?

Papierocha przy niemowlaku i Danute nie protestujaca milosciwie pomijam.




13 komentarzy:

  1. Ja się wychowałam w centrum Warszawy, dziś coś takiego nazywało by się dzielnicą rządową. Nie od początku, ale już od wczesnych lat sześćdziesiątych telefony były powszechne - istnieli jednak ludzie nawet tu na miejscu - bez telefonu, ci ze starych kamienic. Niektórzy członkowie rodziny wisieli na telefonie ciągle i to towarzysko. Inni, ci partyjni właśnie niemal nigdy tego nie używali.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem,już prawie nic nie wiem z tej naszej polityki,nie podoba mi się to.Śląsk opolski, moje miasto też było kiedyś woj.opolskie.pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętaj ,że w tym czasie telefonowało się przez centralkę , więc gdyby rozmawiał jako informator to wiedziałoby o tym jeszcze tego samego dnia całe miasto .
    Pamiętam swoje zamawiane rozmowy z Krakowa do małej wsi na Opolszczyżnie ( moi przyszli teściowie mieli telefon na wsi, zwyczajni ludzie ) i czasami rozmowa wyglądała jak tzw. głuchy telefon panie z kolejnych trzech centralek przekazywały sobie treść
    rozmowy i ostatnia na linii przekazywała ją odbiorcy .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam,że z wujkiem telefonowalo się na żywo, żadne panie z centralek nie przekazywały rozmowy dalej.

      Usuń
    2. Czasami udawało się porozmawiać bez problemów , ale często były problemy ze słyszalnością i wtedy Panie służyły pomocą . Może tego nie pamiętasz, ale nie było wtedy łączy bezpośrednich , wszystkie rozmowy szły przez centralki, na których siedziały panie . Nawet jak wykręcałaś numer bezpośrednio do odbiorcy to rozmowa szła przez centralkę na najbliższej poczcie . Dlatego w tych czasach ciekawskie Panie z poczty wiedziały wszystko. Siotra mojej koleżanki pracowała na takiej centralce jeszcze w połowie lat 90-tych w jednej z ostatnich takich centralek w Krakowie, później już wszędzie weszły bezobsługowe elektroniczne .

      Usuń
  4. Przede wszystkim - dzięki za ścieg wafelkowy,genialnie prosty i bardzo efektowny. Zrobiłam już nim czapkę, teraz robię sweter. Co do telefonów- mieszkam w Warszawie. W 71 roku moi rodzice dostali mieszaknie na nowym osiedlu, niemal na drugi dzień moja mam złożyła podanie o telefon i dostaliśmy go po 5 latach - w 76r.Dzwoniliśmy dziadków w Częstochowie (przedtem mama zamawiała rozmowę na poczcie), do ciotki w Gdynii i rodziny na Sląsku.Ja dzwoniłam do swoich koleżanek ze szkoły, które na tym samym osiedlu miały telefon pół roku wcześniej lub póżniej niż ja. Z moich wspomnień pamiętam, że w dużych miastach nie było tak żle, natomiast na wsiach i w małych miasteczkach z telefonami w domach prywatnych było kiepsko nawet latach dziewięćdziesiątych, ale wtedy zaczęly pojawiać się budki telefoniczne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Instynkt samozachowawczy każe mi trzymać się z daleka od wszelkiego rodzaju wiadomości politycznych.
    Nie żebym nic nie wiedziała co się u nas dzieje, ale po ostatnich zdrowotnych przejściach mam odpowiednią hierarchię ważności i akurat dla mnie zagania naszego rządu są dla mnie mało ważne. W tym temacie siedzę w piwnicy i przeczekuję;(.

    OdpowiedzUsuń
  6. kobietawbarwachjesieni:
    Ja myślę, że nieważne co, kto powiedział i kiedy. Dla mnie ważne jest, że do tej pory mieszkałam w wolnym kraju, do wolności którego przyczynił się pan Wałęsa. Ludzie żyli w takim świecie, jaki był i działali w takich warunkach, jakie wtedy były.Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. U nas w Katowicach telefony były ;) może nie każdy miał, ale moi rodzice mieli, znajomi rodziców w większości też, z mojej klasy... chyba nie wszyscy mieli, ale połowa na pewno.

    Wiem że nie każdy miał, trzeba było czekać albo wiedzieć komu zapłacić albo jakoś tak, ale nie była to aż taka rzadkość.

    Pamiętam że za stanu wojennego rozmowy były kontrolowane (ale nie pamiętam czy wszystkie czy tylko te zamiejscowe).

    A co do Wałęsy, podobno podpisał coś w 1970 roku, ale nigdy nie donosił. W 1983 SB sfabrykowała na niego jakieś materiały, żeby nie dopuścić do przyznania mu Nobla, ale wtedy nikt się na to nie nabrał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Walesów byl co rok prorok, czyli rozmaitych wydatków wyszarczajaco, nie jestem taka pewna, ze najwazniejsze byloby im wydanie na telefon badz danie komus w lape.
      Ja nadal ciekawa jestem opinii grafologa.
      Pozatym, oczywiscie, jestem zdania Antka Boryny: chceta go se wyniesc na oltarz... itd ;) moim czlowiekiem on nie byl i nie bedzie.

      Usuń
  8. Ja po znajomości sobie załatwiłam telefon. Po prostu! W sasiednim bloku mieszkała pani pracująca w komitecie wiadomej partii, której robiłam swetry ( pani nie partii oczys=wiście!). W tamtych czasach to był dobry sposób na dorabianie. I za piątym swetrem się udało! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wlasnie o to chodzi, trzeba bylo miec jakies znajomosci w okreslonych kregach ;) akurat czytam w kolejnej nostalgicznej gazecie "Wielkie Halo, czyli telefon w PRL". Normalny okres czekania na telefon byl i 20 lat. Szybciej dostawalo sie tzw. telefon towarzyski, gdy dogadalo sie z sasiadem, byla to taka forma dzielenia sie linia, a wiec wykluczalo np. równoczesne telefonowanie. Ogólnie podlaczanie prywatnych telefonów bylo blokowane przez Urzad Bezpieczenstwa, poniewaz nie dysponowano jeszcze konkretna technika podsluchu.
      Dlatego zastanowilo mnie to Zdjecie Walesów, nowe mieszkanie i z mety telefon (i jakby innych wydatków nie mieli przy chmarze dzieci), i ja jestem zdania, ze tu wiecej niz jakies niewinne znajomosci wchodzily w gre. Historia i to kiedys rozliczy.

      Usuń
  9. Spirit, Kaczyńscy już dawno pożarli się z Wałęsą. On ich z roboty wywalił. Teraz Jarek się mści za to!

    OdpowiedzUsuń