niedziela, 12 lutego 2017

Jak zwykle,

blox nie otwieraja sie, szkoda, chetnie poczytalabym, co u interaktywnych znajomych i tych, którzy sa wiecej niz interaktywnymi znajomymi :))

Wczoraj bedac na spacerze z Mirka, mialam prawie przezycie trzeciego stopnia. Jak wiadomo, moja Mirka nie dorastala tak, jak zwykle domowe szczeniaki, przez co ma pare "deficytów", po prostu nie umie sie bawic, jak inne psy, nie aportuje, i takie tam sprawy, które nie sprawiaja mi róznicy, bo poza tym reaguje na komendy i to jest wedlug mojego uznania, bardzo dobrze i bardzo cieszace, do tego wystarczajace.

Na sciezce, pod plotem, lezala psia zabawka, taki gumowy piszczacy piesek. Mirka zareagowala dopiero, jak na niego nadepnelam, i on kwiknal. W tym momencie zlapala go w pysk, i nie bylo juz sikania, czy proszenia o "cukierek" po wykonaniu komendy, Mirka postanowila pruc bezposrednio do domu ze zdobycza. Normalnie to ona w pysku nic nie nosi, i bylam pewna, ze wkrótce rzuci ta zabawka, ale nie. Do domu bylo jakos prawie kilometr, i ona tego gumowego psiaka dzielnie targala az do domu, dopiero na podwórku go wypuscila, i zaczela sie bawic, podrzucajac i kwiczac nim. Oczywiscie po krótkim czasie zabawka wyzionela ducha, poniewaz jest sprawa mirkowego psiego honoru, wydlubac z zabawki ten gwizdek.

W zeszlym tygodniu duzo czytalam, oba tomy Egipcjanina Sinuhe, jeden posledni kryminal, teraz czytam "poradnik dla kobiet", jak kupowac akcje, zrobic smaczny a prosty sos do salatki, woskowac nogi i miedzy nimi, czy zmienic kolo w samochodzie. Nawet ciekawe ;)

Audiobookowo dokonczylam Julie, teraz zaczelam sluchac Kwiaty na poddaszu, po polsku, bardzo lubialam te ksiazke "od zawsze". W miedzyczasie troche dziergalam, kokkretnie jedna pare skarpet dla siebie. I chyba poszerze troche ten ostatni szalik, bo znowu mam brazowo- szare resztki wlóczki skarpetkowej.



Mitenki dla znajomej caly czas u mnie zalegaja, bo mniej wiecej raz w tygodniu ze soba telefonujemy, ale jakos spotkac sie nie umiemy.

W zeszlym tygodniu codziennie czytalam jakas mala notatke na temat pewnego szpitala w Dolnej Saksonii; ordynator oddzialu ginekologicznego powolal sie na swoje sumienie i nie przeprowadzal sam, a i zabronil innym pracujacym w tym szpitalu ginekologom, przeprowadzania aborcji. Dwa dni w te i wewte, oczywiscie w problem wlaczyl sie i koncern, do którego nalezy szpital, na koniec ukazal sie duzy artykul na temat i w nim notatka, ze za obopólnym porozumieniem rozwiazano stosunek pracy miedzy koncernem a doktorem ordynatorem. Siedzi we mnie chochlik, wiec nie bez powodu zaczelam sie od poczatku wglebiac w temat, czy ten ordynator to czasami polskiego imienia i nazwiska nie ma. Okazalo sie, ze nazywa sie jak najbardziej po niemiecku.

https://www.landeszeitung.de/blog/lokales/403369-gynaekologie-chefarzt-verlaesst-klinik

5 komentarzy:

  1. kobietawbarwachjesieni:
    Może ten pan doktor wziął przykład na naszego d-ra Chazana?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mircia to ma fantazję,nie przewidzisz co uczyni, skarpety jak
    zwykle cudeńka,

    OdpowiedzUsuń
  3. Otworzylam zalacznik, bo nie wierzylam, ze Niemcy tez sa.......... (autocenzura) no widac, ze tez! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No, głupota nie zna granic, tak że ten.... ! No, ostatnio w Skandynawii jedna panią doktórkę naszego pochodzenia wyautowano, bo zasłaniała się kaluzulą sumienia! To po co szła w ten zawód?

    OdpowiedzUsuń
  5. No, głupota nie zna granic, tak że ten.... ! No, ostatnio w Skandynawii jedna panią doktórkę naszego pochodzenia wyautowano, bo zasłaniała się kaluzulą sumienia! To po co szła w ten zawód?

    OdpowiedzUsuń