poniedziałek, 1 maja 2017

Moja "majówka"

Swieto pracy odbylam jak sie nalezy, pracujac do dzisiaj rana, 6 godzin i 25 minut ;) po czym pojechalam do domu spac, a po spaniu mialam juz tylko wolne ;) widzialam, jak zwijali namiot i mobilna piwiarnie z glównego placu, gdzie o godzinie 11 wywindowano pierwszomajowe drzewko. Jak zwykle, organiozowala te balange partia SPD, jak sie nalezy, czyli partia robotnika.

Nie mam co narzekac, w tym roku 1 maja wypadl w poniedzialek, czyli w dzien roboczy, co oznacza, ze miesiac ma mniej godzin pracujacych, dla mnie aktualnie 138. A mam miesiace i po 161, zwykle lipiec i sierpien, albo marzec, jak Wielkanoc wypada w kwietniu, przy czym ja pracuje niecalkiem caly etat, lecz 90%, a mimo to wtedy jest mi ciezko i narzekam, wstydzac sie po cichutku, bo na cale etaty, to i czasami miesiace po 177 godzin sie trafiaja- jak miesiac ma 23 dni robocze i liczymy kazdy po 7,7 godziny. Nie ma w Niemczech bowiem tak, ze za swieto wypadajace w weekend, pracodawca ma dzien "zwrócic", to jets wtedy po prostu pech i szajs, jak np Boze Narodzenie tak wypadnie, i za dokladnie tydzien tak samo jest z Sylwestrem i Nowym Rokiem. O tym "oddawaniu" bywaly juz dyskusje, ale pazernosc koncernów i bardzo oszczedne ministerstwo finansów blokuje takie rozmowy, nie ma, pech i juz, przeciez i tak ma sie wolny weekend. Jak sie ma. A jak sie nie ma, to sie pracuje i juz. W tym roku i tak juz wyliczono, jakia bedzie finansowa strata przez jeden jedyny dodatkowy swiateczny dzien, a bedzie on 31 pazdziernika, Dzien Reformacji, 500 lat kjak Martin Luther przybil swoje 95 tez na drzwiach kosciola. Ja to zrozumialam tak, ze jak to poswietujemy, to od 1 listopada Niemcy pójda z torbami.

Inna dyskusja, która mi idzie w jajniki, ze sie tak wyraze, to narzekanie, ze faktycznie calkiem spora grupka pracowników korzysta z modelu renty w wieku 63 lat, i jaka szkoda gospodarcza z tego powodu powstaje. Normalnie dostaje syndromu cofki, jak po raz enty czytam to, najczesciej na perwszej stronie gazety, jak w zeszlym tygodniu. W wieku 63 lat i wedle rocznika, pare miesiecy po 63 urodzinach- rocznik 1954 moze isc teraz na rente 4 miesiace po 63 urodzinach- pod warunkiem, ze osobnik pracowal i wplacal do kasy rentowej 45 lat. Czyli ma za soba 45 lat pracowania. Od nas ze szpitala w tymtym roku poszlo troje na rente, no i teraz rujnuja niemiecka gospodarke niby... normalnie szlag trafia na takie njusy. W jakies gupie polityczne lby nie wchodzi informacja, ze ta trójka ma za soba 45!!! lat pracowania w pielegniarstwie, ze wszystkimi konsekwencjami na ciele i duszy. Kobiety nawet rodzac dzieci, w tych rocznikach nie mialy urlopów wychowawczych, jedynie niecale 3 miesiace macierzynskiego, bo w tamtych czasach cos takiego jak urlop wychowawczy po prostu nie istnial. On pojawil sie w Niemczech dopiero w 1986 roku, i trwal wtedy 9 miesiecy, netto pól roku, bo odlicza sie od niego urlop macierzynski.

Tyle na temat, ale trzeba Swieto Pracy jakos uczcic, no nie? ;)

Pracowo bylo w sumie ok, ale trzeba sie wciagnac- albo zawczasu konkretnie porozmawiac na temat- bo nowe kolezanki i kolega maja jakies inne podejscia do pewnych rzeczy w pracy, i na dluzsza mete, to nie tylko wedle mnie, to nie moze byc tak dalej. Na drugi tydzien mamy posiedzenie, trzeba temat podjac.

Moja "kontrahentka", czyli ta prawie 91- latka, która mnie w marcu poturbowala laska tez sie pojawila. Pogruchotala sobie kreg, jutro ma byc operowana. Jest kompletnie w szponach demencji, raz jest tak, potem inaczej, nie wie w sumie nic, oczywiscie mnie nie poznala, bo i jak. Starosc sie Panu Bogu faktycznie nie udala.

Bliskie spotkanie trzeciego stopnia tez oczywiscie mialam, tym razem poproszono mnie do tlumaczenia z rosyjskiego na nasze. Abstrahujac od tego, ze mój rosyjski niestety juz lezy i ledwo dycha... ale dalam rade, im dalej szla opowiesc, tym wiecej rozumialam, i nawet dalam rade w takich sprawach, jak nieszkodzi, ze brak ubezpieczenia i inne problemy, gdzie jest dziecko i co ma byc dalej, i ze pojada do schroniska dla kobiet i dzieci. Bylo bowiem jakos tak, ze przyjechala Bialorusinka w celu ozenku, miala ze soba mala córeczke, i podczas balangi cos eskalowalo, w kazdym razie mloda kobieta zostala pobita, skopana, podduszona, a to wszystko ze znajomoscia 5 slów po niemiecku z jej strony. Przemyslalam to wszystko potem w domu, jedna wielka tragedia, dziewczyna po prostu chciala dla siebie i dziecka cos lepszego w zyciu, a tu taki zonk. I w sumie szczescie miala, ze na tej glebie trafila po fakcie w odpowiednie rece, ze nikt nie zajmuje sie brakiem ubezpieczenia, pieniedzy, bo to i karetka, i policja, i jeszcze raz policja dziecko szukac, i juz obie razem do schroniska. Nie dowiem sie juz, jak to dalej sie potoczylo, co w schronisku z nimi poczeli, jak np bialoruski konsulat kooperuje np w temacie finansowania podrózy na Bialorus, i tak dalej.

W kazdym razie, postanowilam zreanimowac mój rosyjski, i wydobylam z regalu:



Maly slowniczek polsko- rosyjski mam jeszcze ze szkoly w Polsce :D Zdecydowalam sie przerobic kskazke z prawej, to sa najczesciej proste teksty po rosyjsku na jednej stronie, i po niemiecku na drugiej, czyli bez pomocy slownika mozna latwo wylapac niezrozumiane slówko. Pod koniec ksiazki teksty staja sie coraz dluzsze i coraz bardzies skomplikowane, ale nikt nie twierdzil, ze obce jezyki sa latwe ;) ja mam przynajmniej te korzysc, ze umiem czytac cyrylice. Dukam czasami strasznie, ale czytam, a jak pomysle, ze kiedys, kiedys, 30 i wiecej lat temu, umialam czytac calkiem plynnie... ech. "Proczitaj doma" tez z Polski ksiazka, nie wiem, skad ja mam, ale to juz wyzsza szkola jazdy. 

5 komentarzy:

  1. jesienna:
    Podziwiam Twoją znajomość języka rosyjskiego. Ja tego języka uczyłam się w szkole średniej i miałam później zajęcia na studiach, a prawie nic z niego nie pamiętam. Ściskam Cię mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, moja znajomosc jezyka rosyjskiego, hm... byla kiedys. Ale faktycznie jest do zreanimowania. Zdaje mi sie, ze po 2-3 tygodniach pobytu u wschodnich braci, chyba bym calkiem niezle gawarila pa russki ;) Skoncentruje sie póki co, na posiadanej w domu lekturze. Zebów na niej nie zjem, daje przeciez rade. Rozejrze sie po necie, poszukam jakichs podreczników. Rosyjski- czemu nie? Niestety, nie mam mozliwosci uczeszczania na kurs jezykowy, a na serio, poszlabym chetnie, sa i j. rosyjskiego w miescie powiatowym, ale ja pracujaca, kurs wieczorem i nici z tego.

      Usuń
  2. Ja mam podobnie z rosyjskim. Podobnie jak angielski, ktorego nie uzywam, zardzewial mi prawie doszczetnie. Ale jak trafi mi sie jakas interesantka rosyjsko albo ukrainskojezyczna, to nagle otwiera mi sie jakas klapka i przypominam sobie oraz rozumiem calkiem sporo. Gorzej w druga strone, jezyk automatycznie przestawia mi sie na wloski. Choc dwa miesiace temu, w Barcelonie, ponaglajaca nas sprzataczke, po stwierdzeniu, ze ona ani po wlosku, ani po angielsku tylko po rosyjsku, uspokoilam zdaniem ждем денег i kobietka od razu mi wyjasnila co i jak. Tak samo jak Tobie, bardzo mi szkoda tego straconego rosyjskiego. kory nota bene przydaje mi sie przy przegladaniu rosyjskich blogow i forum robotkowych ;)
    emigrata

    OdpowiedzUsuń
  3. No,no,po tylu latach tak dobrze bukwy znać?szacu,ja po ośmiu latach mało pamiętam,trochę sobie z Osinki przypomniałam,angielski po 4 latach chyba lepiej,niemiecki komunikatywnie dobrze ,jak sie ma kontakt z językiem to się to utrwala inaczej poszło w niepamięć,o polityce nie piszę bo nie chcę się denerwować,szkoda kobitki z dzieckiem,
    Przymrozki były u nas,wiśnia podmrożona i renkloda też,młode krzaki róż padły,a tak sie cieszyłam na tą odmianę,dzisiaj znów deszcz i chłodno,wczoraj cudnie tylko wiatr ale chociaż troche na działce się obrobiłam,jeszcze 2 takie akcje i będzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nasza majówka baaardzo wietrzna, aż głowy chce urywać!
    Resztki mojej znajomości, kiedyś bardzo dobrej, języka rosyjskiego, przydają mi się w rozkminianiu rosyjskich tutoriali przy szydełkowych dłubankach! :-))))

    OdpowiedzUsuń