czwartek, 19 września 2024

Wolne dni

 sa oczywiscie tez pracowite, tyle, ze w domu. 

Wczoraj mialam dlugi ranny dyzur, o wpól do czwartej bylam w domu. Tobi ugotowal makaron z sosem, zjedlismy, porozmawialismy, wypilismy po filizance kawy, i wzielam sie za dawno odkladana robote w domu, mianowicie "przelecenie" wszystkich drzwi i framug, i dwóch naszych starych kredensów, Renuvelem, czyli odswiezenie i nasycenie drewna, gdy suche i szarobiale, jak na przyklad drzwi w lazience od wewnatrz i szczególnie dolem. Troche to posmierduje, ale efekt jest wspanialy. Dzisiaj dociagnelam jeszcze szczególnie suche miejsca, jak wlasnie w lazience, i jeden kredens dolem. Jak na wolnym sie nalezy ;) 

Oczywiscie rano najpierw spanie do oporu, tyle, ze zbudzilam sie juz po siódmej, ale za to poczytalam na lezaco kilka rozdzialów w moim czytniku. To taka fajna sprawa, mozna czytac po ciemku i z ciemnym ekranem/ bialymi literami, czyli nie rzuca to poswiaty, jak w pomieszczeniu ciemno. 

Od Luci dostalam mailem "Akuszerki", których nie moge przelozyc na moje tolino, wiec sciagnelam jakas aplikacje na telefon i w nim te "Akuszerki" czytam. Bardzo ciekawa ksiazka, Luciu serdeczne dzieki!

Po wstaniu i sniadaniu, telefonowalam z moim biurem personalnym, bo mamy powoli planowac urlop na nastepny rok, a ja jeszcze w moim grafiku (samodzielnie pisanym) nie mam jeszcze w styczniu podane, ile wlasciwie tego urlopu, a w tym roku stoi mi, ze do wziecia 15 (?) dni. 15 dni od sierpnia, hmm. Sporo. Tak wiec, telefonicznie dowiedzialam sie, ze dokladnie 15, a w 2025 roku 35, bo jest tak, ze 20 dni kazdy musi ustawowo dostac, szpital doklada dobrowolnie 10 dni, czyli 30 dni dla kazdego, niezaleznie od etatu, bo jako, ze pracuje 2/3 etatu, wychodzilam z zalozenia, ze dostane 2/3 urlopu, czyli 20 dni, plus 3 dni za inwalidztwo, jak w poprzednim szpitalu, a tu dostaje cale tydzien, czyli 5. No i sie przyjemnie zaskoczylam. W tym roku, do konca grudnia, mam wybrac te 15 dni urlopu, to jest w sumie caly miesiacw moim przypadku, bo mniej wiecej tyle dyzurów mam w miesiacu. 

Moje pomylkowe przemeldowanie kasy chorych do bawarskiej z dolnosaksonskiej tez juz wyjasnione, bo mnie Bawaria najpierw chciala uchwycic, przy czym stwierdzila, ze jestem ubezpieczona u konkurencji- notabene ta sama kasa, tylko dolnosaksonska... zamieszanie z polataniem, kosztowalo mnei to jedno zdjecie do nich wyslane. Bardzo mi to pasuje z pozostaniem w dolnosaksonskiej kasie chorych, gdyz mam tam juz przyznane pare rzeczy, o które musialabym sie od poczatku starac, jak na przyklad botoks, i watpie, czy bawarska kasa chorych bylaby zachwycona, za kilka lat placac mi za nowy procesor jakies 14 tysiecy euro ;) dolnosaksonska zna mnie juz, i przyjmuje to na klate, bo musi. 

Co poza tym. W swoim czasie, czerwiec albo lipiec to byl, w kazdym razie jeszcze nie pracowalam, poznalam Arlete z Polski. Chyba o tym nie pisalam? bylo to tak, ze mielismy do oddania lodówke z zamrazarka po Lilli, bo kupilismy nowy sprzet, bardziej oszczedny, i dowiadywalismy sie w naszym takim caritasowym sklepiku za darmo, czy by kogos nie mieli, kto potrzebuje taki sprzed, na przyklad z uchodzców. Okazalo sie, ze tak, ze z campu pod wsia, jeden dostzal mieszkanie, i potrzebowalby, i czy nie moglibysmy zawiezc ten sprzet tam? Bedzie tam pani opiekujaca sie obiektem i uchodzcami, ona wie, ze przyjedziemy. No to dorra, jedziemy. Na m8iejscu powitala nas w niemieckim z akcentem nieco, pani wieku okolo mnie, blondynka jak to sie zwie, puszysta, zawolala na Arabów, czesciowo po niemiecku, czesciowo po arabsku, ze maja wyladowac i wstawic do pomieszczenia rekreacyjnego, ten sprzet. Przy wyladowywaniu fuknela po niemiecku na czarnowlosa na dziewczyne, bioraca sie za rower, czy chce byc przejechana, i ma sie stad zbierac, dokladajac na koniec siarczyste yalla! Po czym gdzies poleciala, zaraz znowu przyleciala z inna kobieta, do której z kolei po rusku rzekla, ze ma dopilnowac dalszej procedury z ta lodówka, bo ona jedzie zaraz na fizjoterapie. I znowu gdzies poleciala, w kierunku okazalo sie Tobiego, bo ja sobie w tym czasie nieco camp od srodka obejrzalam, jak sie zyje w takich kontenerach- co jak co, ale czysto mieli. Za chwile puszysta blondynka znowu skads przyleciala do mnie, i rzekla tym razem po polsku: a pani to mi mogla od razu powiedziec, ze mówi po polski, maz mi powiedzial. I to jest wlasnie Arleta. Spotykamy sie czasami w caritasowej kafejce, a tydzien temu w koncu dala rade nas w domu odwiedzic, bo akurat tez mialam wolny dzien. Arleta jest adwokatem, i prowadzi wlasnie ten camp uciekinierów, wladajac po trochu czy wiecej rozmaitymi jezykami, przy czym arabskiego dopiero sie uczy i mówi, ze nietrudny, bo gramatyki w sumie nie maja, takze czasów. Jest wdowa, i ma syna z kolejnego zwiazku, prawie pelnoletniego, który teraz zaczyna nauke zawodu, i oboje szukaja praktyk dla niego. Bardzo fajna kobitka, i chetnie bierze moje wyczytane gazetki od Gackowej, i czasami ksiazke tez pozyczy. 

W pracy tez leci, jestem drugi miesiac na oddziale 2, w pazdzierniku zmieniam na 3, ale w zeszlym tygodniu skoczkowo skoczylam na dwa dyzury popoludniowe na oddzial 4, interne, bo tam bylo sporo zachorowan. Tak wiec poznalam nowe przyszle kolezanki. Pierwszy dyzur byl zadziwiajacy, bo oddzial pelny, a tam na popoludniu ja, obca, Aida, obca, Davinja, tez obca, bo z firmy wypozyczajacej i piaty dzien na oddziale- "ty mnie sie nie pytaj nic, bo ja tu dopiero piaty dzien pracuje " ;) no i ze stalego sztabu Simone, na której meijscu ja bym zwatpila we wszystko, ale ona calkiem odprezona, bo niby co, przeciez wszystko dziala i bucy, z nami czterema, a jak cos nie wiecie, pytajcie mnie. I tak tez bylo. I tak sie nauczylam nowoprzyjecia pacjenta internistycznego, i pare inaczej robionych na tym oddziale rzeczy. Na drugi dzien po poludniu bylo juz inaczej, bo doszla inna stala pracownica (Aida juz nie byla), Simone, ja, Christian z tej samej firmy co Davinja, i Davinja tez, czyli bylo nas piec i bylo calkiem ok, no i ja juz sie nie stresowalam, co bedzie jak bedzie, to czy co innego. Czasami tak po prostu mam. 

Po kilku zimnych i deszczowych dniach powrócilo u nas lato, a z nim przyszly wiadmosci o powodziach na poludniu Polski, dokladnie w moich rodzinnych rejonach- Nysa, Prudnik, Glucholazy.... teraz wielkie porzadkowanie po wodzie, blocie i wyrzucanie zniszczonych rzeczy. Kuzynka miala jedynie wode w piwnicy, bo dom na górce stoi. Dokladnie tak samo mielismy w roku bodajze 1976, jak byla powódz póznym latem, wies byla zalana, potopilo sie bydlo, a my jedynie kaluze w piwnicy. 

Sasiad pracowal dzisiaj nieco pila na drzewie, i naraz widze z mojego miejsca przy stole w jadalni wieze kosciola katolickiego. 


Gunda to nasza sasiadka pare domów dalej, zawsze rejestruje, ze o piatej rano swieci sie swiatlo w naszej kuchni, a wiec ja mam ranny dyzur ;) Jest po dziewiecdziesiatce, byla Lilli dlugoletnia sasiadka i znajoma. 

Wczorajszy wieczorny spacer z Mirka i krzyze przydrozne, jest ich tu masa we wsi. 


Akurat pelnia ksiezyca. 

Wieczorem czytamy. Troche nie nadazam z lekturami, a "Chlopki" tez juz czekaja, od Wielkanocy mniej wiecej, ale sa w nastepnej kolejnosci, jak tylko dokoncze te ksiazke z biblioteki o marnowaniu i wyrzucaniu zywnosci w Niemczech i pozostalej Europie. 


1 komentarz:

  1. Się dzieje u Ciebie, jesteś kontaktowa to se poradzisz w pracy.Co to za cudowny preparat do drzwi ? Do drewnianych rzeczy ? Ta kierowniczka od uchodźców to energiczna kobieta jest.Powodź straszna , biedni ludzie.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń