Dzisiaj miałam obligatoryjny termin u gina, Tobi zabrał się ze mną i wziął Mirkę też, bo chciał z nią do Fressnapf, zważyć właśnie i kupić gwizdek, bo psica zaczyna być bardzo przygłuchawa.
I tam na wadze wyszło 9 kilo i 85 deko. Mirka w swoich najlepszych czasach ważyła ponad 14, tak więc przeliczając to procentowo, kawał psa ubyło.
Ja mówię, jeszcze z kilo, to ją w koszyku na rowerze wozić będę, bo te koszyki to do 8 kilo działają. Tobi zaś uderzył nieco w lament, że psa tak jakoś ubywa, czy to normalne?
Powiedzmy tak; na ludzkie lata przeliczając, to Mirka jest dobrze po 90tce, i u ludzi na starość też tak przecież bywa, że ich ubywa. Jest regularnie u weta, także z pobieraniem krwi, bo 2 lata temu miała problem w brzuszku, poza tym wizualnie wygląda zdrowo, witalnie, tylko siwa, a aparat ruchowy? Zero problemów. Ostatnio przeskoczyła przeze mnie w łóżku, jak sarenka, a nawet lepiej, jak baletnica jakaś z Jeziora Łabędziego. Ale jak ona ma mieć reumatyzm czy inny artretyzm, jak leży w nocy miękko i ciepło, nosi kurteczki i sweterki w zimnych i mokrych porach roku.
Kurteczka pomarańczowa przeciwdeszczowa jest na rzepy, i zawsze pasuje. Sweterek dzierga się nowy.
Pracowo, interna jak zwykle szalona i czasami szczęka i majty opadają z wrażenia, ale fajna.
Umarł mi pacjent, 134 i trochę kg. Miałam akurat wolne. W niedzielę jeszcze go wysadziłam z łóżka, w poniedziałek pogorszył mi się, we dwie go obracaliśmy w łóżku, we wtorek miałam wolny dzień, a wczoraj się dowiedziałam, że w nocy na środę zmarł. Dla urozmaicenia dostałam nową pacjentkę, która pomimo bronchoskopii wczoraj, nadal pokasłuje plując nieco krwią, pacjenta że sporą ilością wody w brzuchu przy marskosci wątroby i innego kompletnie żółtego- rak w drogach żółciowych.
@Frau Be, ja jestem jedną z 10 pielegniarek- skoczków, i pracujemy w sumie co miesiąc gdzie indziej, czasami 2 miesiące pod rząd na innym oddziale. Fajne w tym jest, że grafik ustalamy sobie same, niezależnie od siebie i niczego, nie mamy też musu pracowania w weekendy i święta. Ja pożegnałam pracowe soboty, w ten dzień lubię przy dłuuugim śniadaniu poczytać miejscową gazetę, lubię pracować w święta, bo dobrze płacą, i że dwie niedzielę w miesiącu, bo są to spokojne dyżury bez latania z wizytą i bez wypisów do domu pacjentów. Ale normalnie jest jak przypuszczasz, stały oddział, stałe rytmy, regularne weekendy plus dodatkowe dyżury, jak ktoś chory.


Oj, napatrzysz się na ludzkie dramaty, nie zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńNo to się wyjaśniło.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy dałabym radę być pielęgniarką i stawiam, że nie. Nie mam cierpliwości do ludzi, byłabym nieznośna.
Z wiekiem po prostu i nam i zwierzakom ubywa masy mięśniowej, co nie zawsze jest widoczne "po sylwetce", ale tylko wagowo. Oooooo, podejrzewam, że po bronchoskopii to co drugi pacjent pluje krwią- mój osobisty mąż miał robioną, To paskudne badanie. Nie da się ukryć, że na ogół w szpitalu to ma się "do wglądu" pełne spektrum przeróżnych chorób. Nie każdemu się tak udaje z chorowaniem jak mnie, że we wtorek rano miałam wycinany pęcherzyk żółciowy a w czwartek rano schodziłam na własnych odnóżach z 4 piętra szpitala bo ......winda nie działała, a taka duuuża, łóżkowa nie zabierała tych co stali na nogach. A tu, znaczy w Berlinie, znalazłam się na chirurgii ortopedycznej akurat wtedy, gdy mi się zaczęła sama zrastać złamana główka kości udowej, więc pan chirurg stwierdził, że zdrowiej będzie dla mnie gdy tylko poleżę u nich na oddziale z kończyną w "korytku" i przejdę krótką rehabilitację.
OdpowiedzUsuńBronchoskopię wspominam jako najgorsze badanie w życiu, brrr... Miałam tę "przyjemność" w imieniny i nie mogłam odbierać telefonów, bo mówić się nie dało.
OdpowiedzUsuńSzilce na wadze nie ubywa, choć by się zdało. Chodzić jej się nie chce, głównie śpi. Rok temu w Szczawnicy formę odzyskała, poza spacerami wchodziła 3 razy dziennie na 4.piętro. Jest u nas 11 lat, miała między 2 a 3 kiedy do nas trafiła. Siwa mordka już, ze słuchem problem, ale taka kochana, że słów brak . Przytulam Mirkę ❤️❤️❤️