Dwa dni temu rozmawiałam z Gackową, jak mi się tutaj żyje i ogólnie, i temat był też o tutejszym dialekcie, czyli narzeczu, praktykującym nie tylko przez Tobiego.
Jak już raz pisałam, na początku mojej pracy, a to już rok minął, czułam się trochę jak na Erasmusie.
Jeszcze kilka tygodni temu, w termie, coś aparat płatniczy fiksowal, więc poszłam do kasy z pytaniem, czy muszę dopłacić, i po przedstawieniu swojego problemu panienka z okienka odpowiedziała pytaniem:
- A pani to z Hanoweru przyjechała do nas?
- Nie, z Zapfendorf 🙃
W każdym razie, czytanie i rozumienie plakatów w narzeczu nie jest dla mnie problemem i wybieram się tam, i wiem, o co chodzi.
Frankoński jest o tyle łatwy, że w alfabecie nie występuje kilka liter 😉

Porozumiewam się biegle po niemiecku, ale tylko Hochdeutsch :)
OdpowiedzUsuńPomimo tego zrozumiałam, ale pewnie tylko dlatego, że to jest napisane, w wymowie byłby dla mnie prawdopodobnie "bełkot" :)
Co to jest "Rutsch'n Fest"? Poza "ślizganiem, zjeżdżaniem" Nie moge dopasować żadnego sportu :)
Zgaduję: zjeżdżanie na plastikowych workach ze zjeżdżalni? Ciągnięcie na workach?
Pomocy!!! :)))
Trochę podobny do Schwizerdütsch.
OdpowiedzUsuńA dla mnie niemiecki to nadal jest równoważny z chińskim, zwłaszcza, że Niemcy mówią dość niechlujnie. O ile stosunkowo łatwo mi przychodzi tłumaczenie słowa pisanego to mowa potoczna przyprawia mnie o ból głowy. No a już tak zwany "szyk zdania" przyprawia mnie notorycznie o ból głowy. No ale gdy się zaczyna naukę języka bliżej grobowej deski niż wieku szkolnego to ciężko to idzie- a nawet bardzo ciężko. W liceum to się uczyłam łaciny i rosyjskiego, poza szkołą francuskiego, trochę angielskiego ale nigdy niemieckiego.
OdpowiedzUsuńMyślę że Rutschn in Fest to udzial w festynie, Południowa Bawaria to też ma swoje słówka ze trzeba przypominać o mówię uczonej w j.niemieckim.Zresztą na Śląsku też mamy tych wyrażeń sporo.Pozdrawiam. h
OdpowiedzUsuńObcy język bywa trudny, ale dialekty, to już masakra!
OdpowiedzUsuńAch frankoński☺️🤭😆... Spróbuję...Rutsch'n Fest to dla mnie festyn ślizgawki/zjeżdżalni/ślizgania/zjeżdżania (od rutschen - zjeżdżać/ślizgać się), mąż, zatwardziały frankończyk, też jest tego zdania. Frankoński jest bardzo minimalistyczny - nie występuje np. "p", "t"; "ja, ja" oznacza nie tylko "tak, tak" ale też "pocałuj mnie w d..." albo "to dobrze, że masz takie a nie inne poglądy, ale mnie to nic nie obchodzi". A szczytem minimalizmu jest "basst scho" - między innymi najwyższa pochwała, opis stanu zdrowia...frankońscy komicy Michl Müller, Klaus Karl-Kraus dosyć dobrze to opisują
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu jako anonimowy mi opublikowano...technika🙄... pozdrowienia tym razem nie z Hofheim, a z Doruchowa😁
UsuńMój brat opanował perfekt najpierw oficjalny norweski, a potem, gdy wyjechał do Norwegii, momentalnie złapał dziwny (cóż może być dziwnego od języka norweskiego?!) dialekt, w którym mówią w miejscu jego zamieszkania. Wszyscy autochtoni byli pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie załapię żadnego dialektu. Północne Niemcy, gdzie mieszkam, mówiły wcześniej "Platdeutsch", taka mieszanina niemiecko-holenderska. Teraz można jeszcze spotkać starsze osoby biegle tym dialektem operujące, ale moi znajomi mówią tutaj czystym niemieckim, czasem wtrącając jakieś obce mi słówko, i potem muszą mi tłumaczyć co oznacza.
UsuńW domu mąż mówi czystym niemieckim, to samo w telewizji i w radiu (w tych programach, które ogladam/slucham).
Natomiast najmniej mam kontaktu z językiem polskim, i tu ratują mnie długie pogawędki telefoniczne, bo pewnie bez nich zapomniałabym mojego rodzinnego języka :))), no i czytanie blogów :)))
Pozdrowienia ślę ❤
Dokladnie, będzie ślizganie się z górki na pazurki 😄 kawa i ciacho też.
OdpowiedzUsuńCiekawa sprawa z tymi dialektami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nigdy tam nie byłam, a jakoś rozumiem o co chodzi. Dialekty są fajne.
OdpowiedzUsuń