nie widziałam wczoraj, pomimo jazdy z dyżuru do domu po godzinie 22, był według mnie, jak zwykle w nowiu, a miał ponoć wyglądać na większego o 14%, i świecić jaśniej o 30%...
Dzisiaj wieczorem było tak:
Akurat krótko po 22 wyszłam ze szpitala. A to moja ulubiona ścieżka na parking:
Z zażenowaniem przyznaje, że nie wiem, jak nazywa się ta mała rzeczka pod mostkiem, a nazwę ma na pewno.
Na geriatrii spokojnie jak nigdy, i pacjenci sprawni jak nigdy, tfu, odpukać w niemalowane. Wczoraj miałam 9, dzisiaj 8 pacjentów w moim obszarze, do tego nie sama, a z nową koleżanka, która w październiku zaczęła pracować, a z końcem grudnia kończy, bo jednak jej nie pasuje, przede wszystkim grafik i dyżury, jakie jej dają. Szkoda. Charlotte jest z mojego rocznika, tylko, że 10 miesięcy młodsza, i potrafi niesamowicie rozmawiać z pacjentami, także tymi trudniejszymi. A mamy taką pacjentkę, 87 lat, niezwykle bystrą, inteligentną, elokwentną, której syn pół roku temu utopił się w morzu, ratując od utonięcia swoją żonę. Charlotte długo z nią rozmawiała przez te dwa dyżury, miałyśmy też masę czasu na wszystko, i nawet na dłuższe pobyty w pokojach. Oby tak dłużej, bo i w grudniu jestem na geriatrii.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz