Dni mijają mi szybko, niby wiele nie robię, ale na nudę nie narzekam. Mam swoje stale punkty dnia. Gotowanie konkretnego obiadu po południu na przykład do takich stałych i ważnych punktów należy.
Im jestem starsza, tym bardziej zajmuje się jedzeniem. W sensie, że wolę raczej nie zjeść, niż zjeść cokolwiek tylko po to, aby zjeść. Wolę sama gotować, bo wtedy wiem, co i z czego ugotowałam. Nie neguję jednak wyjść do lokali. Preferuję greckie i z grilla. Zdaje mi się takie jedzenie najbardziej przejrzyste. Pomijając źródło pochodzenia mięsa, oczywiście.
W mojej rehabilitacyjnej appce mam też wykłady na różne tematy, a komunikując z moją trenerką, mogę sobie różne rzeczy zamawiać, ćwiczenia czy wykłady. Ostatnio wysłuchałam takiego o wegetarianizmie i weganizmie. To nie będzie chyba nigdy moją drogą, bo mięso lubię, a nie jeść go i dokarmiać się syntetycznymi witaminami i dwa razy do roku latać do lekarza na badania laboratoryjne, bo jest spore niebezpieczeństwo niedoborów, to mnie nie nęci. Potrawy jarskie jak najbardziej, ale nie kompletna rezygnacja z mięsa. Wegetarianizm to cała nauka, nie wystarczy sobie powiedzieć: od dzisiaj nie jem mięsa, to tak nie działa, można sobie w ten sposób wyrządzić wiele krzywdy.
Czego za mało jem, i nie umiem przeskoczyć, to orzechy, fasola, pelne ziarno i oleje. Z owocami i warzywami mniej wiecej nadążam, wedle moich możliwości ilościowych. W życiu nie dam już rady jeść 5 małych posiłków. Jem w sumie dwa razy dziennie- sniadanie i obiadokolację, I tak najlepiej się czuję, gdy pomiędzy posiłkami mam wielogodzinną przerwę. Wtedy nie mam dziwnych odczuć w brzuchu. Ja to nazywam irytacją w żołądku, jak tam jeszcze coś mam prawie przerobione sokami, gotowe do pchnięcia w jelito cienkie,i w tym momencie wpada do tego przerobionego sokami żołądkowymi jedzenia nowe jedzenie, i zaczynamy od nowa, znaczy żołądek. Wtedy mi się on po prostu buntuje, a ja czuję się źle.
W miedzyczasie piję, ale najchętniej do jedzenia i przed nim, normalną wodę z kranu- nie lubię wody gazowanej z butelki- i herbatę różnego rodzaju, 1- 2 litry dziennie, to są moje herbatki po spacerze z Mirką, gdy nam zziębnięte ręce. Wieczorem lubię też wypić lampkę wina czy nawet dwie, czasami piwo, a od kawy z mlekiem jestem chyba nieco uzależniona. Mam bowiem tak, że po kawie idę normalnie spać, a od spania odciąga mnie czarna herbata.
To takie poświąteczne przemyślenia, bo święta to także wydarzenie kulinarne, a mi ubyły 3 funty i od dłuższego czasu mam normalną wagę, a mialam nadnormalną, że tak to określę. Ale w klinice rehabilitacyjnej miałam jeszcze kilka procent tłuszczu za dużo, a tego chciałabym się pozbyć. Nie zapominam, że w genach nam wpisane nadciśnienie i cukrzycę typu 2. Ciśnienie mam dobre, czasami nawet za niskie, ale lekarz nie kazał mi jeszcze rezygnować z łykanej od 2008 roku homeopatycznej dawki bisoprololu, 2,5 miligrama co rano. Do cukrzycy mi daleko, na szczęście. Tak mi się zrobiło pod groźbą tej cukrzycowej wizji, że zamiast czekolady wolę zjeść kawałek marchewki czy papryki przy drobnieniu warzyw na sałatę.
Ogólnie dokładnie oglądam, co jem, od dawna nie jem automatycznie w sensie, ze szufluję do jamy nie widząc co i ile. I to jest moim zdaniem ten jedyny sposób na pozbycie się nadwagi i początków zdrowego odżywiania. Oglądać dokladnie co jem i ile. Ile ludzi tego po prostu nie wie, a pewne rzeczy po prostu łatwiej zwalić na to, że była korona i się utyło. W pamięci zapadły mi dwie dziewoje w telewizorni, siostry, bardzo pulchne, leżące na kanapie i bezmyślnie szuflujące czipsy i inne słone paluszki do filmu, a obok wierzgał się jakiś mały Fifik, ale utyły, bo była korona i nie można było jakiś czas wychodzić i spotykać się z innymi. Taa, z Fifikiem zawsze można a nawet trzeba było wychodzić. No ale niech im będzie korona.
Święta wielkanocne spędziliśmy w domu, w poniedziałek wyruszyliśmy do Turyngii, obejrzeć Skywalk Sonnenstein. Powiedziała mi o nim pewna Gabi stamtąd, która byla razem ze mną w klinice rehabilitacyjnej.
Oczywiście codziennie spacery u nas, ekstra dla Mirki. Nasz rejon nadal mnie zachwyca, po 36 latach życia tutaj nadal jestem zdania, ze jest u nas specyficznie ładnie.
Po świętach wygoliłam Tobiemu kark i poszedl do zaprzyjaznionej chirurżki na wyciecie stamtąd kaszaka, no i teraz mam strasznie chorego chlopa w domu, z czteroma szwami na karku. Za tydzień usunięcie tych szwów.
W miedzyczasie zaczynam sie uczyć jazdy na rowerze, na stacjonarnym daję radę 🙂 autem tez jeżdżę trochę, bo chcę. Niezależność jest dla mnie bardzo ważna. Gaz i hamulec obsługuję nowym kolanem bezproblemowo, wsiadanie do auta ok, wysiadanie czasami problematyczne, znaczy wyciąganie tej nogi z tych czeluści spod kierownicy.
Ale idzie ku lepszemu. Żeby tylko jeszcze mniej bolało przy leżeniu.
Rzeczywiście bardzo ładne tam widoki. Nie wiem czemu Panią boli przy leżeniu, pewnie jakiś specyficzny indywidualny problem. Pozwolę sobie zauważyć, że Bisoprolol to nie lek homeopatyczny, ani Pani dawka nie jest homeopatyczna, a profilaktyczna. Leczy po prostu nadciśnienie tętnicze i jeżeli po tej dawce ma Pani dobre ciśnienie to gratuluję. Często dawkę zwiększa się troszkę, aż osiągnie się optymalne ciśnienie. Świetny lek z grupy beta blokerów. Bardzo dobrze, że Pani uważa na to co je i ile. Muszę brać przykład bo ja jadam zdecydowanie za dużo. Zdrowe rzeczy, ale za dużo. No i czasem niepotrzebne mi w ogóle słodycze… pozdrawiam i gratuluję. Anna
OdpowiedzUsuńDawka homeopatyczna jako zartobliwe określenie, ale jak widzę, co moi rownolatkowie a nawet młodsi już i w jakich dawkach łykają, i to nie jeden lek, to u mnie jest serio homeopatia. Pracujemy w kierunku rezygnacji z tego leku.
UsuńMniemanie zdrowe rzeczy nie są zwykle tylko takimi, ilość robi swoje, a przede wszystkim trzeba uważać z tymi sokami i tym innym czymś, co imituje mięso, I też nie powinno się tego hesc czesciej niz 2- 3 razy w miesiącu, tak zaleca dietetyk w appce.
Pozdrawiam.
Najważniejsze, że dbasz o zdrowe jedzenie. Ja w tym momencie jem z doskoku. I zapycham się czekoladą. Wróci V. zacznę normalnie działać kuchennie. I rzeczywiście ładny masz region. Uściski
OdpowiedzUsuńLuciu, jesteś w sytuacji wyjątkowej i po prostu teraz nie masz do wielu rzeczy głowy. To się jeszcze odmieni, zobaczysz. A przy twojej figurze czekolada to nie śmiertelny grzech. Ruchowo jesteś aktywna. Jak kolano, poprawiło się? Czego serdecznie życzę. Pozdrawiam i ściskam, I czekam na wiadomości na blogu...
UsuńZawsze twierdzilam że pieknie u Ciebie.W dalekiej rodzinie są wegetarianie, lepiej przy nich nic nie jeść bo są tacy przenądrzali że aż tyłek szczypie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUla 😍 ano szczypie, bo nie ma to jak porządny domowy sznycel 😇 pozdrawiam serdecznie na Śląsk z jego ciekawymi zakątkami 😘
UsuńDni to szalenie szybko mijają. Ja też raczej mięsożerna jestem a ze słodyczy to lubię gorzką czekoladę, taką powyżej 80% kakao. A orzechy wszelakie- uwielbiam, mogłabym się odżywiać czekoladą i orzechami. Bisoprolol - też biorę, 5 mg na dobę no i oczywiście L-Tyroksin, jako "hashimotkowa baba". 1 czerwca mam wizytę u endokrynolożki, ciekawa jestem czy jeszcze mam tarczycę, czy poszła już w diabły, bo temperaturę to mam codziennie 35,0 do 35,5 w porywach. Jest mi ciągle zimno i.....spać mi się chce. Staram się jeść 3 razy dziennie, ale nie zawsze mi to wychodzi. Jem bardzo dużo jabłek i bananów- wszak ponoć od małp pochodzimy. A co mówi lekarz na to, że Cię boli to kolano gdy leżysz? Serdeczności posyłam;)
OdpowiedzUsuńHaha, dobre 😁 i tu wyjaśnią się tajemnica, dlaczego i ja banany lubię. Ale takie jeszcze zielone. Dojrzałe lądują w cieście.
UsuńNa szczęście nie mam problemów z tarczyca, wyniki laboratoryjne optymalne. Doceniam to bardzo, bo wiem, jakie to zachody z tym narządem i Hashimoto.
Od lekarza coś na temat dowiem się jutro, bo mam wizytę u ortopedy, mojego operatora dam znać. Pozdrawiam serdecznie do Berlina.
Po ortopedzie: zawias w porządku, bóle są typu mięśniowego i ogólnie z gojenia, co trwa i do 9 miesięcy. Dla porównania po protezie biosra: 6 miesięcy. Nadal dużo ćwiczyć, fizjo. Będzie ok.
UsuńBardzo uważam na to co jem i jem bardzo niewiele rzeczy przetworzonych. Tylko słodycze właściwie bo nawet kapustę kiszę sama. Jemy w domu mięso, ale niedużo. Za to sporo soczewicy, fasoli, grochu i trochę tofu. Tofu też sama robię, mam taką wyciskarkę.
OdpowiedzUsuńŻyczę przyjemnego chodzenia po pięknych terenach i pozdrawiam. Anna
Ja do pewnych zachowań musiałam trochę się zestarzeć i zachorować. Aby stwierdzić praktycznie, że chodzi o jakisc, a ilość jest drugorzędna.
UsuńTwoje przepisy i pomysły kulinarne są zwykle bardzo ciekawe i zdrowe, czytam chętnie i chociaż nie przejmuję 1:1, to coś tam w swoje przemycę czasami. Tak samo nam z robieniem na drutach 😃
Życzę miłego wieczoru Snko.