Śpię w moim domu.
Stoję pod prysznicem.
Jestem w ogrodzie, wiśnia akurat kwitnie.
Szydlaste floksy eksplodują na górce.
Adriano akurat zamyka swoją lodziarnię, ciao bello.
W parku Mirka cieszy się, bo to przecież stare śmieci.
W miasteczku pusto, pada deszcz.
Jutro o wpół do dziewiątej przyjeżdżają Talisa i Chris z chłopcami i pieskiem.
Chcialabym spać. Nic z tego nie będzie, i to nie z powodu dwóch szklanek coli u Chińczyka w Holzminden do kolacji.
Najwyżej będę czytać, mój Tolino leży obok poduszki.
Przypomniałam sobie ostatni dzień w moim domu. Nie potrafiłam sama ostatni raz przekręcić klucza w zamku.😪
OdpowiedzUsuńNie będę przekręcać klucza, dom zostawię otwarty, zostawię ich już w środku. Wiesz, to będzie tak inaczej, tak normalniej, i chyba lżej. Lubię ich, a oni lubią dom.
UsuńJa nie przepadam za tymi, którzy teraz mieszkają w moim domu. To nie był dobry czas w moim życiu. Nawet z domem musiałam się pożegnać na zawsze.
UsuńZostawiałam moje sprzedane mieszkanie bez sentymentu, raczej z ulgą, że wszystko dało się tak sprawnie zorganizować. Żyłam tam 20 lat.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego mi to tak łatwo poszło, bo w głowie kłębił się problem jak udźwugnąć remont mieszkania po rodzicach i czy dobrą decyzję podjęłam.
Trzymaj się.
Nie znam historii z domem, za krótko się znamy.
OdpowiedzUsuńProblemy ze snem, a raczej z wybudzaniem się miewam, może kawy za dużo...
Też mi się wydawało, że jak to, mam sprzedać i kto inny będzie w moim domu, jak to? No Tak to, sprzedałam i nie tęsknię. Tylko na Starym Mieście, jak tam jestem, to się do okien uśmiechnę. Grunt, że nabywca jest. Paluchy trzymam za całą sprawę.
OdpowiedzUsuńKawał życia w nim zostawiłaś ale na dwa domy się nie da, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWyjeżdżaliśmy z Polski 17.X.2017 r. Dzień wcześniej firma przysłała meblowóz po meble i kartony z dobytkiem i tę noc już spędziliśmy w hotelu. Meblowóz wyruszył około 3 w nocy, my z hotelu około 7,00 rano. Do Berlina dotarliśmy około 15,00 - okazało się, że przeprowadzkarze nie tylko już dotarli, ale jeszcze pod kierunkiem mojej córki poustawiali wszystko w mieszkaniu. Byłam wykończona, bo całe pakowanie dobytku było na mojej głowie i w moich rękach, bo mąż był wszak wciąż pod ochroną z powodu niewydolności swego serca. I od chwili przeprowadzki nie byłam ani razu w Warszawie- w mieście w którym się urodziłam i mieszkałam nieprzerwanie 74 lata - i nadal nie czuję się na siłach by tam pojechać. Po prostu zamknęłam książkę pt "Życie w Polsce". Szybko się przyzwyczaiłam do Berlina i jest mi tu całkiem dobrze. Na początku jeździliśmy co miesiąc do Słubic. To tylko 105 km w jedną stronę, bo tam miałam świetną fryzjerkę , poza tym odwiedzałam księgarnię, kupowałam polskie galaretki owocowe w spożywczym. Ostatni raz byłam w tych Słubicach na otwarciu testamentu, czyli w 2018roku. A teraz pojadę tam do polskiego notariusza, by dać córce przeróżne upoważnienia - okazało się to znacznie prostsze niż skorzystanie z notariusza w Berlinie, bo oni zupełnie się nie orientują w polskich przepisach a do tego musiałabym szukać tłumacza przysięgłego. Przeleciała mi nawet przez głowę myśl by wpaść do Warszawy, ale - nie chcę się rozkleić i potem tęsknić za Warszawą. W Warszawie nie mam już żadnej swojej rodziny, są tylko jakieś siostry cioteczne mego męża i zapewne jest też dwóch moich braci przyrodnich, no ale z nimi to miałam kontakt tylko z racji pogrzebów w rodzinie. Serdeczności Ci posyłam;)
OdpowiedzUsuńKażda przeprowadzka ma swoją historię. U Ciebie wszystko dobrze się ułożyło. I to jest piękne!
OdpowiedzUsuńDużo jest zmian, które odczuwamy sercem. A potem życie biegnie dalej. Ja też czuję jakby w Ascoli mieszkanie na Lisa nie zostało przeze mnie pożegnane.
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze zdążę się i z nim pożegnać. A Ty już wrastasz w nowe miejsce. Nie patrz więc do tyłu, bo tak musiało być. Uściski
Matko kochana. Zabrzmiało jakoś tak ostatecznie...
OdpowiedzUsuńBo to jest ostateczne. Rozdział życia zamknięty definitywnie na zawsze.
Usuń