poniedziałek, 11 sierpnia 2025

113. Dialekt

Dwa dni temu rozmawiałam z Gackową,  jak mi się tutaj żyje i ogólnie, i temat był też o tutejszym dialekcie, czyli narzeczu, praktykującym nie tylko przez Tobiego. 

Jak już raz pisałam, na początku mojej pracy, a to już rok minął,  czułam się trochę jak na Erasmusie. 

Jeszcze kilka tygodni temu, w termie, coś aparat płatniczy giksowal, więc poszłam do kasy z pytaniem, czy muszę dopłacić, i po przedstawieniu swojego problemu panienka z okienka odpowiedziała pytaniem: 

- A pani to z Hanoweru przyjechała do nas?

- Nie, z Zapfendorf 🙃

W każdym razie, czytanie i rozumienie plakatów w narzeczu nie jest dla mnie problemem i wybieram się tam, i wiem, o co chodzi. 

Frankoński jest o tyle łatwy, że w alfabecie nie występuje kilka liter 😉


3 komentarze:

  1. Porozumiewam się biegle po niemiecku, ale tylko Hochdeutsch :)
    Pomimo tego zrozumiałam, ale pewnie tylko dlatego, że to jest napisane, w wymowie byłby dla mnie prawdopodobnie "bełkot" :)
    Co to jest "Rutsch'n Fest"? Poza "ślizganiem, zjeżdżaniem" Nie moge dopasować żadnego sportu :)
    Zgaduję: zjeżdżanie na plastikowych workach ze zjeżdżalni? Ciągnięcie na workach?
    Pomocy!!! :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę podobny do Schwizerdütsch.

    OdpowiedzUsuń
  3. A dla mnie niemiecki to nadal jest równoważny z chińskim, zwłaszcza, że Niemcy mówią dość niechlujnie. O ile stosunkowo łatwo mi przychodzi tłumaczenie słowa pisanego to mowa potoczna przyprawia mnie o ból głowy. No a już tak zwany "szyk zdania" przyprawia mnie notorycznie o ból głowy. No ale gdy się zaczyna naukę języka bliżej grobowej deski niż wieku szkolnego to ciężko to idzie- a nawet bardzo ciężko. W liceum to się uczyłam łaciny i rosyjskiego, poza szkołą francuskiego, trochę angielskiego ale nigdy niemieckiego.

    OdpowiedzUsuń