środa, 26 sierpnia 2015

Psia szkólka i zupa pomidorowa

Gdzies czytalam, ze czy to slucha sie nawolywan na placu zabaw, czy na psiej laczce, wolania czyli imiona sa zupelnie te same.
I tak moja Mircia ma w psiej szkólce kolegów i kolezanki o imionach:
David,
Henry,
Ina,
Dunja,
Charly,
Luna,
i Juppi. Przynajmniej jeden z jakby nie bylo psim imieniem, chodziaz Jupp czy Juppi to u nas tez forma Józefa. Mamy znajomego Juppa, z zawodu ogrodnika.
Szkólka jest oddalona o jakies 15 kílometrów, ale z bezproblematycznym dojazdem, bo droga krajowa, a do tego pani prowadzaca szkole, tytulujaca sie psim psychologiem, jest niezmiernie lagodna do swoich uczniów. Jest wielka róznica, co do poprzedniej szkólki, pomomo, ze w tamtej i ja, i Mirka, tez dobrze sie czulysmy, ale pan to jednak byl pan, bardziej "narowisty".
Juz w poprzedniej szkólce Mirka nauczyla sie wiele pozytecznych rzeczy, przede wszystkich komend, w terazniejszej poglebiamy wiedze, koncentrujac sie na posluszenstwie i nie darciu mordy na obcych psów. Bo Mirka tak juz ma- którego psa nie zna, najczesciej obszczeka, a tak nie wolno i nie robi to dobrego wrazenia. Na poczatku szkólki bylo tak bowiem, przy drugim razie Mircia byla juz spokojniejsza, ale jeszcze najezona, prze trzecim podejsciu wyluzoiwala, bo praktycznie wszystkich juz znala. Wlasciwie wszystkie psiaki to jamniki szorstkowlose i jeden dlugowlosy (Charly), jedynie Dunja jest jakas mieszanka o dlugich nogach. Tak wiec w towarzystwie Jamników Mircia gra w swojej lidze, i pomijajac Dunje, ma najdluzsze nogi do biegania ;)

W sasiedztwie odchodzi wspanialy pies, Timmy, border Collie, to ten czarny. Juz wiosna byl operowany na nowotwór, po operacji znowu sie pozbieral, odzyl, gral w pilke, kapal sie w jeziorze, i powoli chodzil na coraz dluzsze spacery. Teraz dopadl go rak szpiku kosci, musi odejsc. Niezmiernie grzeczny i dystyngowany pies.... bedzie go brakowac na ulicy.


Moja zupa pomidorowa, czyli raglan z antycznej welny z odzysku.



Dlugo bylo tak, bo po prostu nie mialam czasu na dzierganie. Od czerwcowego urlopu pracuje non stop, nastepny urlop doiero na Wszystkich Swietych, wtedy podziergam z pewnoscia wiecej. Ale koniecznie chcialam skonczyc, zanim zrobi sie chlodno i sweterek bedzie konieczny do rannego mirkowania po lakach. Wczoraj wieczorem dokonczylam, sluchajac "Imienia Rózy", a dzisiaj rano o szóstej juz ubralam. Gotowy wyglada tak:




Dalo rade wydluzyc jeszcze troche rekawy, do tego calkowita dlugosc jest zadawalajaca, siega mi do polowy tylka, a obawialam sie, ze bedzie o wiele krótszy. Mialam jedynie 50 deko tej bawelny. Miedzy pachami a biustem rzuca male faldki, cos mi sie zdaje, ze kompletne dopasowanie jest niemozliwe, a juz wcale na biuscie wydatnym, cos za cos.


A to, zeby bylo wiadomo, w jakiej intencji byl dziergany ;)

2 komentarze:

  1. kobietawbarwachjesieni:
    Jestem zauroczona Twoimi wydzierganymi rzeczami. Ile razy obejrzę jakąś Twoją nową rzecz, to myślę, czy by nie zacząć drutować.Twoja pomidorówka jest ekstra. Na jakich drutach robisz swoje sweterki i na jakich skarpety? Mirka to ma dobrze. Takiej opieki pewno sie nie spodziewała żyjąc jeszcze na ulicy. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawa ta psia szkółka, fajne to.A pomidorówka ekstra , wiedziałam że będzie super, mnie się od początku podobała, ja daleko w lesie, korpus za biustem, jak zacznę rękawy to Cię podpytam jak mam je na okrągło robić.

    OdpowiedzUsuń