niedziela, 31 stycznia 2016

Koniec stycznia

Szybko minal ten miesiac, a ostatni tydzien w galopujacym tempie. Jakos mialam wrazenie, ze ganialam za wlasnym ogonem- bez posiadania tego ogona. Za ogonem to Mirka moze ze trzy razy ganiala, o ile to dalam rade zauwazyc. W ciagu ostatnich prawie dwóch lat.

Po siedmiu dyzurach jestem zawsze z lekka wyczerpana, ale w poniedzialek z samego rana udalam sie na poszukiwanie paczki o zawartosci welnianej, której spodziewalam sie juz przed weekendem. Przejrzenie poczty z firmy welnianej uswiadomilo mnie, ze paczka ponoc w czwartek po poludniu byla pod drzwiami wrazem z dostarczajacym, ale ponoc nikt drzwi nie otworzyl. Bzdura. Ten ktos zawiadamaijacej kartki tez nie wrzucil. Tak wiec, w poniedzialek z samego rana, odebralam paczke na poczcie bez tej kartki, tez sie da, ale ile zachodu przy tym. Kartka dotarla do mnie w ostatni piatek, czyli 29 stycznia, zawiadamiala o tym nieprzyjeciu w czwartek, 21 stycznia :S

Po nacieszeniu sie zawartoscia poszlam szybko spac, bo czekalo mnie jeszcze male pieczenie na wtorek, do klubu dziergajacego, z powodu urodzin przed prawie dwoma tygodniami. Zdecydowalam sie na proste i latwe w transporcie i w jedzeniu muffinki. Mialy wziecie.

Sroda minela pod znakiem wyjazdów po rózne terminy do róznych lekarzy i róznych czlonków rodziny. Ortopeda dopiero za 8 dni otwiera swój nowy gabinet, wiec termin dla ojca dostalam z kopyta, cztery dni pózniej. Lekarza znam, byl u nas wiele lat ordynatorem, wiec wiem, ze do fachowca z prawdziwego zdarzenia trafi. Potem poszlam do okulisty. Podczas ostatniego rutynowego badania oczu w grudniu, ojcu zaproponowano operacje katarakty i na lewym oku. Prawe mial operowane 4 latat temu, i widzi nim swietnie. Jako, ze ojciec w grudniu dopiero co byl wypisany ze szpitala po tej przygodzie z zoladkiem i dosc anemiczny, to powiedzial, ze sie zastanowi. Takze, czy to sie w jego wieku jeszcze "oplaci". Widocznie doszedl do wniosku, ze sie oplaci, bo sie zastanowil, i chce to oko "dac zrobic". W srode ma badania wstepne, a operacja bylaby w kwietniu. Ciekawa bylam jego hemoglobiny, bo przez prawie szesc tygodni lykal dziennie jedna kapsulke zelaza; ja tam sceptycznie do takich suplementów podchodze, a tu prosze, hemoglobina z prawie 10 podniosla mu sie na 14 i troche. Cudowny srodek nazywa sie Ferrosanol Duodenal, jakby ktos byl zainteresowany.

Czwartek byla wyprawa do Bad Harzburg. Ostatnio tyle razy bylam tam, ze nawet juz zadnego zdjecia nie pstryknelam, poczekam na wiosne i kolorowe klomby. Jedziemy, ogladamy stan remontu mieszkania, potem kawa, ciastko, na koniec lece do sieci McGeiz i kupuje Mircejakies kurze lapki, i do domu.

Piatek mialam zaplanowana wizyte u panów, którzy zajmuja sie problemami niepelnosprawnych, znalam ich jedynie z prasy. Jeden z nich ma problem z chodzeniem, drugi ze sluchem. Ja caly czas zajmuje sie indukcja dla niedoslyszacych, z aparatami sluchowymi i implantowanymi, czy to kosciól, czy kino, które akurat sie rozbudowuje, czy inne publiczne miejsca. Moja wizyta tam byla zadawalajaca, a pan niedoslyszacy, któremu juz zaproponowano implanty, dorwal mnie i wypytal sie wszystko na temat, co mu do glowy przyszlo. W kazdym razie goraco mu doradzilam odwazyc sie na operacje, przygotowac sie na pierwszy nielatwy czas i potem duzo pracy z nowym sluchem, a na sam koniec- sama radosc z decyzji. Poczas tego terminu spotkalam nowa znajoma, która poznalam poprzez mój artykul do regionalnej prasy na temat; tez jest implantowana i ma córke z niedosluchem. Bylysmy pare tygodni w kontakcie mailowym (ona ma problemy z telefonowaniem), a na poczatku stycznia byly u mnie na kawie, to sie zobaczylysmy i lepiej poznalysmy. Elke tez byla natemperowana do kolejnego artykulu i dosyc wsciekla po kolejnym spotkaniu trzeciego stopnia jako niedoslyszaca z jakims bucem. Artykul podeslala mi juz mailem, widac, ze kobieta ma jaja.

Sobota minela pod znakiem niesamowitego szturmu, wiatr lamal parasolki, deszcz padal w poprzek jakos. Nawet Mirka dala sobie przemówic do rozsadku i szybciutko zalatwiala swoje potrzeby. Dzisiaj rano bylo sucho i spokojnie, dopiero po poludniu zaczelo siapic, ale tak normalnie, z góry prosto na dól. pomimo, ze odkad mam Mirke to mam tez pareporzadnych rzeczy do ubrania i buty tez, to nie kazda pogoda wywoluje u mnie zachwyt wedlug tego motta, ze nie ma nieodpowiedniej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. Nieprawda, wczoraj to sie nie sprawdzalo :P

Drutowo skonczylam mitenki i juz sa uzywane, to byl prezent:


Jeszcze nie pozaszywane nitki.


Samorobne ;)


I naprawde dwie :D


Moje hiacynty, jakos tydzien po moich urodzinach. Pasuja ladnie do zimy za oknem ;) 

2 komentarze:

  1. pracowite dni,z wizytami lekarskimi uwinełaś się szybko,bardzo szybko i terminy fajne, mitienki śliczne a zdjęcie z kwiatkiem -ekstra.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie też ten miesiąc zleciał błyskawicznie, szczególnie jego druga połowa, kiedy była u nas Wiktoria.
    A hiacynty ślicznie się komponują do koloru za oknem.
    U nas obecnie jest ok.+10 stopni to i mitenki można by ubrać.

    OdpowiedzUsuń