poniedziałek, 22 lutego 2016

Welna, jubileusz i jak minal tydzien w pracy

Poprzedni tydzien, mimo, i z mialam pracujacy, mialam tez sprzatajacy. Jakos to przedwiosnie zaczyna na mnie dzialac ;)
Uporzadkowalam i przesortowalam to i owo, okazalo sie, ze mam spore zapasy rozmaitych welen, bawelny i czego by tam nie jeszcze, których w zyciu nie przerobie na cos tam. Albo okreslajac to slowami mojej najstarszej, 80- letniej przyjaciólki Liesy, predzej nad tym umre. Da sterbe ich drüber weg, w oryginale. Liesa uzywa tego w odniesieniu do swojego czytnika Kindla.
Tak wiec jutro na gromadne dzierganie ide z calkiem pokazna torba wszelkiego materialu. Bawelne dostanie Monika, ona szydelkuje rózne maskotki, ma zapotrzebowanie na wszystkie kolory. Reszta kto bedzie chcial.
Liesy na dzierganiu nie bedzie, rehabilituje sie po stencie otrzymanym w stanie przedzawalowym, cztery tygodnie temu. Zabronilam jej juz teraz odchodzic z tego swiata, bo jeszcze na tyle tematów nie plotkowalysmy!
Liesa ma wnuczke, która razem z moim synem szla kiedys do tej samej pierwszej klasy. Z matka tej wnuczki, czyli córka Liesy, jakos nie umialam sie nigdy zagrzac.

Jubileusz Mirci. Minelo dwa lata, odkad jest u mnie. I faktycznie jest tak, jakby juz zawsze byla. Kochany, wiecznie nie nazarty piesek. Odkad jest, przestalam chorowac, jasne, spacery codzienie i pare razy dziennie, przy kazdej pogodzie, jakos zahartowac musza. Do tego te wszystkie zarazki... ;)




Gwoli scislosci, gdy ja zamierzam sie polozyc, Mirka bez protestu usuwa sie w okolice nóg.

Kupilam sobie nowa kurtke przeciwdeszczowa. Potrzebowalam do tego internetu. Jakos nie umiem, nie mam czasu wybrac sie gdziekolwiek- w moim przypadku do duzego miasta w jakimkolwiek kierunku, i zaczac tam latac po sklepach. Ostatnio kupilam na zywo buty u Deichmanna, który ma szczescie byc w Kauflandzie, do którego tak czy inaczej chodze. Kurtke zaczelam szukac w necie, majac pare wyobrazen w kierunku jej konstrukcji, kolor byl mniej wazny, czarnego nie chcialam, bo z psem chodze tez po ciemku, i jakos bardzo boje sie "przeoczenia" mnie przez jakies auto czy cos w tym rodzaju, a mirka tez nie nosi jakichs swiecacych obrozy (które notabene w tym sezonie byly widoczne juz niemodne, bo moze z raz na jakims psie widzialam).

Kurtke mniej wiecej moich wyobrazen, firmy Regatta, kolor czerwony, ale taki spoko czerwony, z szarymi wstawkami pod pachami, które tez sie otwieraja z zamka blyskawiczego w celu przewietrzenia sie latem, do tego kurtka ma lekka podszewke- znalazlam u kogos w Londonderry. Noz kurcze, az tam? A jak trzeba bedzie odeslac, bo cos bedzie nie tak, slij to czlowieku do Londonderry. Tu we mnie taka malomisteczkowosc siedzi. Ale tak sobie to przez noc przemyslalam, kurtka ladna, funkcjonalna, pomimo firmowa, niedroga, a w sumie, gdzie jak gdzie, ale w Londonderry chyba najlepiej znaja sie i na deszczu, i na deszczówkach?! Zamówilam. Nie szla tych zaznaczonych 10 do 14 dni, byla stosunkowo szybko, i jest naprawde swietna. Mialam racje z Londonderryjczykami i ich sposobach na deszcz ;)

Bedac w temacie deszczu a i psów, bo kurtka to z powodu Mirci tez kupiona- zlikwidowalam mase "psich" reczników do wycierania wyzej wymienionej po spacerach w pluche, na korzysc sciereczek z mikrofazy. reczniki bawelniane, ciezkie, szybko sie brudza, dlugo schna, a taka sciereczka swietnie wchlania wode, malo wchlania brud, mozna ja przeplukac w umywalce, rozwiesic na grzejniku, i do nastepnego wyjscia jest sucha i ciepla. Przedtem zachwalalam te metode pani malego, krótkowlosego pieska, bardzo bialego. Pani podchwycila pomysl. Nalezy upolowac sciereczki dosyc duze, ja nabylam 40x40, wiekszyc póki co, nie widzialam, ale te sa w zasadzie wystarczajace.

Tydzien w pracy byl nuzacy. Przynajmniej mialam stale kompetentnych skoczków. 10 operacji w jeden dzien juz mi si enie przydazylo, ale pare codziennie jak najbardziej, i urolog tez szalal. Niestety rzadko kiedy da sie polozyc urologiczynch pacjentów mniej wieej razem, szczególnie przy tych plukankach, wiec trzeba latac jak podsmalonym po calym pietrze i pilnowac w trzech miejscach na raz, czy wszystko w porzadku. Ostatnie dni byla ze mna Steffi, wiec nawet i jezdzilysmy razem do pracy. Wczoraj wieczorem na oddziale byl sadny dzien, juz wchodzac do przebieralni natknelismy sie na spektakularna reanimacje w sali naprzeciwko- pacjent byl dobrze po osiemdziesiatce, przez tydzien diagnozowany, mial raka zoladka i dzisiaj mial byc operowany. Reanimacja nie powiodla sie, i tym sposobem stary pan zaoszczedzil sobie wiele cierpien. W tym samym czasie, jeden z urologicznych i plukanych pacjentów posiedzial sobie na brzegu lózka, pozaginal cewnik, który przy jego krwawieniu z pecherza oczywiscie tylko czekal na taka okazje, aby sie zatkac, i trzeba bylo ratowac toto wszystko, przy czym pacjent podskakiwal nieco, bo to jest faktycznie tak, jakby pecherz rozsadzalo. W tym czasie trzeci pacjent, akurat dostarczony z bloku operacyjnego, po operacji zlamanego stawu skokowego, cierpial nieziemskie bóle, na które dostalam polecenie dac mu zastrzyk "czegokolwiek" (wybralam piritramid), do tego nastepna, nowa pacjentka, która przyszla czy tez przejechala tez w tym czasie, i odkad kólka jej lózka przekroczyly drzwi sali, tylko marudzila i narzekala na wszystko i wszystkich, bo nic jej nie pasowalo (koszula za szeroka, basen za zimny, gdzie moja torebka, a teraz przestwic szafke nocna, a inhalalowac nie chce....) w tym wszystkim dwie pielegniarki plus chorwacka Ivona jako tez w sumie pielegniarka, ale przemilczmy... miala zaniesc pacjentowi kompres chlodzacy mu zapalenie nadjadrza, polozyla toto innemu w pokoju, na amputowany palec u nogi. Najgorsze w tym jest, ze ona czy one na wszystko mówia "ja ja", a chyba niewiele wiedza, czemu przytakuja, i wychodza takie szopki. W kazdym razie ogarniecie tego wczoraj w czery plus Ivona trwalo póltorej godziny, czyli nasze poprzedniczki poszly do domu godzine po fajrancie, bo i zmarlego nalezalo jeszcze oporzadzic, i urologa na gwalt przywolac z domu, i po parunastu dzwonkach si eprzeleciec, a imie ich bylo nie 40 i 4, a tylko 39 pacjentów. W tym czasie ja i Steffi przerabialysmy akta nowoprzyjetych, przygotowalysmy i zawiesili kroplówki z dwudziestej godziny, wymienialysmy ten lód ;) i kierowalysmy ruchem róznych krewnych i bliskich, którzy w niedziele wieczorem o wpól do dziewiatej chca dowiedziec sie wszystkiego bardzo dokladnie i potrzebuja zwolnien do pracy i takie tam.

Jakos przezylysmy. Po drugiej w nocy na oddziale zapanowala bloga cisza, i wystarczalo jedynie latac do tej plukanki. Pacjent, który lezal w tym samym pokoju, przedawkowal jakies srodki odurzajace i przemieszalo mu sie nieco w glowie, przy wieku jakos 50 i pare, w miedzyczasie tez nam zwial, ale wytropiono go prawie zaraz w okolicach dworca kolejowego, gdzie zazyczyl sobie taksówki do domu, nie przypominajac sobie jednak konkretnego adresu. Dyzurujaca lekarka przyklasnela pomyslowi jazdy do domu/ zony i nie zazyczyla go sobie z powrotem do szpitala na dalszy klopot. 

7 komentarzy:

  1. ciężko,bardzo ciężko a z tymi Chorwatkami to macie problem,pozbyłaś sie sporo włóczek, ja jakoś nie umię,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sądny dzień. Dobrze że w domu Mircia działająca zdrowotnie. Po to właśnie jest pies, ziewnie, mruknie, puści bąka i zeżre smutki nie wiadomo kiedy.
    Frapujące: pomylić palec z najądrzem.

    OdpowiedzUsuń
  3. A, takie spore - a nawet ogromne - ręczniki z mikrofibry są w sklepach sportowych. Uzywam na wakacjach, bo nie zabierają miejsca cennego w walizce i biegiem schną. Mozna wybrać dowolny rozmiar.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam cały worek włóczek różnistych jeszcze sprzed dziesięciu lat. Jak dojrzeję do robienia skarpet, to wykorzystam!
    Ha, wspaniały demotek, tak samo mieliśmy z naszą Sonia, tyle tylko, że ona lubiła po stronie Ślubnego sypiać! :-)))
    Nie zazdroszczę tej szpitalnej gonitwy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja mam cały worek włóczek różnistych jeszcze sprzed dziesięciu lat. Jak dojrzeję do robienia skarpet, to wykorzystam!
    Ha, wspaniały demotek, tak samo mieliśmy z naszą Sonia, tyle tylko, że ona lubiła po stronie Ślubnego sypiać! :-)))
    Nie zazdroszczę tej szpitalnej gonitwy!

    OdpowiedzUsuń
  6. o bosz... od samego czytania tak się zmęczyłam, że normalnie chyba zaraz spać pójdę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawdziwie pasjonująca opowieść -z życia wzięta !Pozdrawiam , życząc czasu dla dziergania i spacerów z Mirką ( niekoniecznie w takiej kolejności ;)))

    OdpowiedzUsuń