Tak sobie siedze na dyzurze i dziergam, a co! W koncu i dla mnie lepsze czasy nadeszly.
Myslalam wczoraj, ze bedzie tragiczniej, juz przez same planowane operacje, znaczy tragicznie dla mnie w sensie biegania, dogladania, kroplówek zawieszania, plukanki urologiczne i co tam jeszcze. Okazalo sie byc tragiczniej niz ja przypuszczalam, znaczy, mój oddzial zaludnil nieco OIOM i patologie. Pani z planowana endoproteza stawu biodrowego po operacji miala zdecydowanie za niskie cisnienie krwi, wiec po wybudzeniu skierowano ja na intensywny. Wieczorem pacjent urologiczny operowany dzien wczesniej i oczywiscie z caly czas plukanka, dostal dusznosci i palpitacji serca, i trafil na intensywny. Póznym popoludniem mielismy dostac po operacji na wyrostek kolejnego pacjenta, operowali go kilka godzin przy zapaleniu otrzewnej, pacjent trafil na intensywny. Od dwóch dni lezala i holubilismy ja, bardzo stara bo 92- letnia pacjentka ze zlamana szyjka kosci udowej; nalezalo jej przed operacja zagescic krew, bo oczywiscie brala z jakiegos tam powodu marcumar. Jak juz doszlo do operacji, na stole operacyjnym doszlo do pierwszej i drugiej reanimacji, bo zatrzymalo jej sie krazenie. Operacje dokonczono i pognano z nia na intensywny, gdzie trzecia reanimacja niestety byla bez powodzenia. Przed pólnoca kolezanka z izby przyjec przyszla do mnie po szyne dla pacjentki ze zlamana szyjka kosci udowej- acha, mysle, bedzie nowa pacjentka. Niestety okazalo sie, ze jest owa pacjentka w fatalnym stanie, za wysokie cisnienie, migotanie przedsionków, do tego saturacja okolo 75%, a intensywny byl juz zapelniony, wiec wyslano ja transportem z lekarzem do zaprzyjaznionego szpitala, który to zwykle nam przysyla róznych pacjentów typu a*. Po kilku godzinach pierwsze lózko na intensywnym juz sie zwolnilo, bo zmarl jeden z naszych pacjentów internistycznych, którego chyba nawet nie znalam.
Tak wiec, noc spedzilam na obserwacji rozwoju róznych wypadków, zajmujac sie moimi trzema swiezo operowanymi, z czego jeden mial wycietego ropniaka na ramieniu (czyli taka mala pierdola), drugi operowany na prostate, czyli plukanka, ale elegancko dzialala, a trzeci dostal stenta do moczowodu przy kamieniach, i ten w sumie cierpial najwiecej, bo faktycznie mial to uczucie czegos w ciele, co drapie, uciska, i boli. Zdarza sie rzadko, ale jednak. Pacjent prostatowy tez narzekal na bóle, wiec oboje dostali ode mnie jeszcze wieczorem zastrzyk z piritramidu, i noc byla po tym fajna. Bo wiele mozna pyszczyc na "mój" szpital, ale koncepty terapii przeciwbólowej to mamy eleganckie. Po operacji kazdy dostaje taka instrukcje obslugi gdzie zapisuje parametry, i przeciwbólowo to jedziemy:
- co 6 godzin 1 g nowalginy w kroplówce,
- albo 1g paracetamolu, gdy pacjent ma alergie na nowalgine,
- piritramid 7,5 mg podskórnie co 6- 8 godzin, gdy pacjent pomimo nowalginy/ paracetamolu nadal cierpiacy bóle,
- jak ta dwójka zawiedzie, to 5 mg oksykodonu w szybko dzialajacej tabletce, co pomaga na 100% i pomaga w zasypianiu.
Z takim konceptem nie spotkalam sie w zadnym innym szpitalu, jako pacjentka czy pracownica, a mam ich kilka na koncie.
W klinice uniwersyteckiej w Getyndzie pierwszy raz dalam sie wpuscic w maliny, po pierwszym stapesie dawali mi pól grama paracetamolu w tabletce, a mnie to naprawde bolalo! Przy drugim stapesie, nie dalam sie zrobic w jajo, i poszlam do kliniki zaopatrzona w 10 tabletek nowaliny. No niestety kroplówek nie dalo sie samej zrobic ;) ale moje doswiadczenie operacyjne jest takie, ze przez pierwsze 12 godzin na serio mnie boli, po czym ustaje, boli jedynie rana w szczególnych sytuacjach, co idzie wytrzymac badz sytuacji unikac. Tak wiec, po drugim stapesie leze juz na sali, zaczyna bolec, mysle sobie, dobrze, zem zapobiegliwa byla, lyknelam 1 g tej nowalginy w tabletkach, pomaga, leze dalej, nadszedl wieczór. Drzwi sie otwieraja i oczom nie wierze, przyniesli mi i wspólpacjentce po podobnej operacji ucha, nowalgine w kroplach. To biore, nie? Sasiadka tez, niestety kilka minut po wzieciu- rzygnela, i nowalgina z niej wyleciala. Hm, ciekawe, co bedzie dalej, mysle sobie, abstrahujac od tego, ze w dzien operacji podaje sie toto w kroplówce... a tu nic. Widocznie jak rzygnela, to se sama winna. Ja przespalam noc spokojnie.
Przy implantacji okazalo sie, ze jeszcze na sali wybudzen, wstrzyknieto mi oksycodon, a potem dawano trzy razy dziennie ibu 600 w tabletkach. Czyli postep jakis byl ;) szkoda tylko, ze nie biora na powaznie faktu, ze implant to borowanie w kosci czaszki, bo musza zrobic na niego taka niecke, czyli uszkadzaja kosc, a na kosc, do diklofenak najlepszy, gdy takie miejsce spuchniete po operacji.
W naszym szpitalu, po terapii dozylnej jak wyzej, dostaje sie tez tabletki, nowalgine 4x dziennie po gramie, do tego ibu 600 tez 3x dziennie, i to niezaleznie, czy nowe biodro, czy tylko wyrostek. Do tego pacjenci z operowanymi kosciami dostaja diklofenak badz arkoksje, a ci z endoprotezami palexia 2x dzienie, najczesciej w ilosci 2x po 50 mg, ale zdarzaja sie i wieksze dawki. Tilidin tez jest jeszcze w modzie. Ogólnie mówiac, naszym pacjentom srodki bólowe raczej uszami wyjda, niz ktos narzeka na bóle.
* pacjenci to: alkoholicy, alte (starzy), z apopleksja, asocjalni, auslenderzy (obcokrajowcy), azylanci ;) czyli wszyscy, przy których trzeba sie narobic jak dziki osiol, a na których z powodu braku mozliwosci lukratywnej operacji malo sie zarobi.
Taka to pozyje! Ale zycze Ci samych spokojnych dyzurow, zebys sobie mogla dlubac skarpetki albo czytac w spokoju. ;)
OdpowiedzUsuńDziekuje, mam nadzieje, ze nie bede tak zajechana krótko przed wyjazdem!
UsuńJa też tego życzę. I żebyś nie musiała więcej przeciwbólowych terapii na własnym ciele próbować.
OdpowiedzUsuńDziekuje, jestem bardzo ostrozna z lekarstwami na wlasnym ciele ;)
UsuńObyś jak najdłużej takich luzów doświadczała!
OdpowiedzUsuńDzeikuje, mam nadzieje, tej nie nalezy nigdy tracic, nie przypuszczalam, ze i takie czasy znowu nastana, jak teraz, a tu prosze bardzo :)
UsuńBylam okolo 10 lat temu w polskim szpitalu, dwa razy, dwie endoprotezy kolan. Tego potwornego bolu pooperacyjnego nie moge zapomniec! Blagalam o cokolwiek, to dali mi zastrzyk z pabialginy, bo juz nie bylo lekarza, i nie mial kto zaordynowac!
OdpowiedzUsuńA przeciez mieli srodki przeciwbolowe!!!
Wspolczulam pielegniarkom, ktore w nocy mialy samotny dyzur na caly oddzial ortopedii, tak ze czetdziestu pacjentow :(
W Niemczech jeszcze nie mialam na szczescie tej (nie)przyjemnosci lezenia, ale obserwowalam prace szpitala, gdy moja mama lezala przez tydzien. Musze ocenic bardzo pozytywnie, lekarze odpowiadajacy na pytania i pielegniarki pytajace, czy jeszcze cos moga zrobic. Jak jest wszystko dobrze zorganizowane, to pacjentom lzej chorowac, a pracownikom lzej pracowac.
Nie do uwierzenia, ale wierze, bo slyszalam, ze tak jest. I ni3ewyobrazalne, ze w Niemczech przy endoprotezach, haluksach, czyli gdy wiercili, dlubali, wbijali w koscie gwizdzie i sruby, najczesciej do w/w planu pacjent z bloku operacyjnego wraca z pompa z piritramidem, badz ma znieczulenie zewnatrzoponowe czy inny blok 3 w 1, ze stale wplywajaca ropiwacaina...
UsuńAle 40 i wiecej pacjentów to i mi czesto- gesto zdarzalo sie miewac. Dlatego teraz, jak mam szanse, siedze spokojnie na doopie i dziergam ;)
Fajne masz te szychty,też takowe u mnie były,nazwałyśmy je z koleżanką "Szuflandią",tam dziergało sie gwiazdki,serwetki,elementy na kocyk i inne,nawet jeden z szefów to zauwazył ,zostałam delikatnie skontrolowana ale miałam wszystko ok.Od tego czasu jak wchodził z klientem do biura obchodził biurka na około cobym mogła te szufladę zamknąc,to był super szef.Jakoś Ci co czytali gazety we wolnym czasie to im uszło to to mnie też heklowanie uszło,a co,pozdrawiam Cię .
OdpowiedzUsuńteż Ci życzę wyłącznie spokojnych dyżurów, chociaż wiem, ze to w zasadzie niemożliwe...
OdpowiedzUsuń