środa, 14 listopada 2018

Po operacji katarakty, i inne rodzinne przypadki

Wczoraj moja mama miala operowane prawe oko, trwalo troche dluzej niz to zapowiedziane pól godziny ze wszystkim; dokladniej mi nie powiedzieli, o co chodzilo, ale widzialam przez śluzę, ze polozyli ja nieco dluzej pod monitor, z jej arytmia i migotaniem przedsionków prawdopodobnie. Ale wyszla juz na wlasnych nogach z tej sali, jak kazdy.

Organizacja tej operacji jest banalnie prosta i w tym miejscu uklon w kierunku miejscowego gabinetu. Okulistów, malzenstwo, mamy w miasteczku kilka kilometrów od nas. Ona operuje w klinice dziennej w Westfalii, jakies 70 kilometrów od nas, czyli godzina i 15 minut jazdy autem, gdyz nie ma w tym kierunku zadnej autostrady. Odbywa sie to tak, ze w gabinecie na miejscu dostaje sie termin na operacje, mama czekala 2 miesiace. Wczoraj rano na siódma miala czekac przed gabinetem, ze mna jako zameldowana osoba towarzyszaca, na busa z kliniki, który odebral oprócz nas jeszcze 5 osób, z ta sama choroba i operacja. Kierowca przywiózl nas na miejsce, zameldowal, i pojechal. Pacjenci po kolei byli wzywani, mieli robione ostatnie pomiary, 3x zakraplane oczy, oznaczani, po czym wolani z tej pierwszej poczekalni do drugiej, która byla juz przy bloku operacyjnym. Ostatnia rozmowa z anestezjologiem, wenflon w reke, elektrody na piers, na glowe czepek, na buty ochraniacze, fartuszek na ubrania, i na stól. Potem troche obserwacji, wybudzenie, i z powrotem do pierwszej poczekalni, gdzie czekaly juz pomocnice lekarskie, czestujac kawa i buleczkami drozdzowymi, gdyz tego rana wszyscy musieli byc oczywiscie na czczo. Ludziów jak mrówków tam bylo, mówie wam. Poczekalnia byla w sensie swietlicy, ze stolikami, wygodnymi krzeslami, automat z kawa, toaleta niedaleko. Gdy ostatni pacjent z dowozonej grupy zjawia sie pooperacyjnie w tej swietlicy, daje sie sprawie jeszcze jakies pól godziny- 45 minut, aby ochlonal, zjadl i napil sie, skorzystał z toalety, po czym pani za biurkiem informuje kierowce, ze moze przyjechac po swoich podopiecznych z gabinetu doktora tego a tego. Oczywiście duzo ludzi przychodzi samych badz jest dowozonych przez swoich krewnych, jesli sa z okolicy. O godzinie 13 wyruszylismy w podróz do domu, co trwalo nieco dluzej z powodu zablokowanych dwóch dróg, ale o wpól do trzeciej bylysmy juz w domu. Kierowca bowiem rankiem odbiera spod gabinetu, i kazdy musi jakos tam dotrzec, ale po operacji rozwozi do domów.

Dzisiaj rano pojechalam z mama na zdjecie opatrunku, wszystko gra i bucy, nowa soczewka zassana, siedzi idealnie, teraz tylko kropienie 4x dziennie i masc na noc plus zaklejanie oka specjalnym plastrem przez 4 dni/ wieczory. Jutro idziemy do lekarza domowego, bo dzisiaj dalam jej ostatni zastrzyk mono- embolexu, od jutra po zbadaniu krzepliwosci krwi znowu zaczyna brac marcumar, jak zwykle.

Z okulista rozstalismy sie tak, ze jakby cos sie dzialo, od razu do nich, przy czym jest to bardzo madre, ze moja mame operowala wlasnie ta sama okulistka, wiec wie, jak i co robila. Ale nie dzieje sie nic, i mama widzi zupelnie normalnie tym okiem, tak mówi. Poza tym, za 2 miesiace termin kontrolny, podejrzewam, ze zaproponuja operacje drugiego oka. Jestem za, póki nie jest za pózno, gdyz demencja mojej mamy postepuje w zatrwazajacym tempie i zaczyna byc problematyczna.

W miedzyczasie dostala chwytnik do wanny, tak na dzien dobry, ale np miala taki dzien, ze nas nie poznawala i nie dala sobie pomóc przy myciu, czyli jeden dzien byla nie myta. Aktualnie sa wyslane papiery do kasy chorych na opieke krótkotrwala w osrodku, te obligatoryjne 4- 8 tygodni w roku, w celu odciazenia pielegnujacej rodziny chorego. I u nas byloby na drugi tydzien nawet miejsce.

Gdy tak siedzialam w tej poczekalni kliniki, dotarla do mnie wiadomosc, ze moja kuzynka, 2 lata ode mnie starsza, i tez wiecznie zalatana, zapracowana i niezbedna, bo by sie bez niej swiat zawalil- wyladowala we Frankfurcie na kardiologii z tachykardia, puls do 160, arytmia, migotaniem przedsionków. Zaopiekowano ja, jak sie nalezy, jak wywnioskowałam, dzisiaj miala miec kardiowersje, która na ostatni moment jednak nie wykonano, gdyz jak sie okazalo, kuzynka ma dosyc spore zapalenie pluc, i tak po nitce do klebka, i jak to sie mówi ludowo, przeziebila grype, i poszlo w kierunku serca, a co moze sie skonczyc zapaleniem osierdzia i takimi innymi niemilymi sprawami jak do konca zycia pewna niewydolnosc serca, i to w jej wieku akurat skonczonych 52 lat, czyli wystarczajaco stara, a jednak glupia. Bo jak jej dzien wczesniej zaczelo serce pikac, to wziela sobie jakiegos beta- blokera od własnej matki... bez slów.

Ta jej mama, to moja ciotka Annemarie od pieska Trixi, które to obie byly u nas na urlopie we wrzesniu. Ciotka wtedy pod koniec tygodniowego pobytu narzekala na zatwardzenie, w koncu sie wypróznila, pojechala do domu, i krótko po tym wyladowala w szpitalu, ale w Darmstadt, z niedroznoscia jelit, i znowu po nitce do klebka okazalo sie, ze bóle brzucha, krwawienia, zatwardzenia i inne sensacje miala od miesiecy. Powodem okazal sie guz jelita grubego, operacja, 40 cm kiszki wycieli, na szczescie guz okazal sie niezlosliwy, ale opercja nieco nia sponiewierala, juz sam fakt niejedzenia kilka dni, ale od 1 listopada jest w domu, dochodzi do siebie, jedzenie zaczyna smakowac, w poniedzialek jedzie na rehabilitacje do Badenii, a tu teraz taki zonk z moja kuzynka.

W kazdym razie, postanowilam rodzinnie ja nawiedzic, znaczy odwiedzić, jedziemy wszyscy, znaczy ja, moi rodzice plus Mirka, posiedzimy jeden dzien, potowarzyszymy jej, cos sie przywiezie, ugotuje, a jak trzeba bedzie, to jej tez posprzatam w chalupie, wole sprzatanie od gotowania ;) odwiedze kuzynke w szpitalu, bo raczej nie wyjdzie z tymi plucami, i wieczorem do domu. W miedzyczasie bedziemy pokrapiac ocznymi kroplami moja mame ;)

Tak wiec- do wnet. 

14 komentarzy:

  1. czytam z niedowierzaniem jak Niemcy pochylają się nad chorymi. odwożą, przywożą, doglądają, dokarmiają...i jeszcze te 4-8 tygodni odpoczynku dla rodziny opiekującej się przewlekle chorymi...rewelacja! a na koniec Twój wiek: jeśli dobrze obliczyłam, nie masz jeszcze pięćdziesiątki, dziecko drogie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, od stycznia 😁
      Fakt, od jakiegoś czasu szczególnie dementnymi sie zajęli, dopatrując się tego obciążenia dla opiekujące sie rodziny, zwykle większego, niż w przypadku krewnego unieruchomionego w łóżku przez wylew na przykład. Na tę odciążającą opiekę jest pewien budżet, zwykle trzeba cos dopłacić, ale z torbami nie puszczają.

      Usuń
    2. oczywiście zgadzam się z tym, że osoby z demencją są obciążeniem nieporównywalnym z chorymi z innymi przypadłościami.

      usiłuję sobie przypomnieć, kiedy to ja miałam 50 lat, ale mi słabo idzie:)

      Usuń
    3. Oj tam oj tam, zreszta po co kalendarz 😎

      Usuń
  2. Oj, to macie rodzinny szpital, wspolczuje. Niedawno mnie tak puls skoczyl, mialam tez 160, ale olalam, bo po godzinie mi przeszlo, a cisnienie mialam w normie. Ale tak mna rzucalo, myslalam ze sie rozlece. Ale nie wpadlam na to, zeby isc do lekarza. Jak myslisz, umre? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy kiedys umrzemy, na cokolwiek, ale z sercem tak właśnie jest, ze jako główny motor, daje tyle sygnałów, gdy cos jest nie tak, ze jest czysta ignorancja olewać sobie te sygnały. Dlatego objawem zawału jest właśnie strach, strach przed śmiercią, tak to natura urzadzila, zeby człowiek probowal sie ratować

      Usuń
  3. No to masz co robic :( Poza praca, mama, to jeszcze ciocia i kuzynka... dobrze, ze sie mozesz zrelaksowac spacerujac z Mircia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Mirka to prawdziwy promyczek, mój tato tez nie raz powiedział, ze bez tego psa, to on by chyba juz dawno sie pochorował z tego wszystkiego.

      Usuń
  4. Intensywny czas u Ciebie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Troche nawet za intensywny... Urlop mi sie kończy, te 3 tygodnie zeszly nie wiadomo kiedy.

      Usuń
  5. Piekna organizacja z zabiegiem,tak powinno być.Urlop pracowity,zdrowia dla mamy i dalszej rodzinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje! Wycieczka bedzie jednak z noclegiem. Klucz zanioslam juz sasiadowi, na wszelki wypadek. maja wolne weekend, to dopatrza posesji.

      Usuń
  6. Tak już jest, ze kiedy człowiek skończy te pięćdziesiątkę to się zaczyna sypać. A potem to już z każdą dekadą leci coraz bardziej w dół.
    Najgorsze jest to, ze człowiek mentalnie wieku nie czuje i wydaje mu się, ze ciągle ma te trzydziestkę, jest wszystkim potrzebny, każdy może na niego liczyć ... i zapomina o tym, by zadbać o siebie.
    Piękne, że jedziesz do ciotki wesprzeć ją, jesteś dobrym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nieduzo tej bliskiej rodziny, chetnie z nimi bywam, chociaz i kuzynka, i ciotka, maja calkiem inny styl zycia i bycia, co mnie czasami pasjonuje ;)

      Usuń