niezobowiazujaco, ze tak powiem, ale dla spokoju duszy, bo mnie gnebilo, jak to dzisiaj dziala... poszperalam sobie po necie za wzorami wypowiedzenia, aplikacji i zyciorysu.
Dzisiaj przyjechala Emilka, tez mi radzi nowa droge. Wczoraj telefonicznie radzila Gackowa. I wy wszyscy. Bo nie mam (ponoc) nic do stracenia, a za duzo czasu do em,erytury, zeby spedzic te lata w stresie i niezadowoleniu, i zachorowac, o ile koncern nic nie bedzie robil, aby zatrudnic wiecej personelu, zeby szpital zaczal normalnie funkcjonowac. Ze smarkiem jednak chetnie jeszcze porozmawiam.
Poza tym zajmuje sie robota w domu i w ogrodzie, mam inne mysli, i jako, ze robie powoli i bez popedzania sie, te czynnosci minie odprezaja, i wiele z nich jest wlasnie na swiezym powietrzu. Najwieksze upaly minely, co tez mnie orzezwilo, i wiecej i dalej chodze z Mirka, i ogólnie lepiej mi sie w glowie uklada. Ale w poniedzialek mialam najprawdziwszego dola.
Nie jestem typem goniacym za nowinkami, nie lubie na hop siup cokolwiek zmieniac, bo zycie samo wiele zmienia i rewiduje, i trzeba czasami isc z fala, jednakze teraz musze jakos sama pokierowac moim kajakiem ;) ile sily by to mnei nie kosztowalo.
A tak wygladal niedzielny poranek z oddzialu odwykowego. Normalnie jakbym w bajce "za siedmioma górami, za siedmioma lasami" byla. Tylko ze ta bajka jakas niefajna zaczyna byc. A tak pieknie sie zaczela.
Pamietam, 29 lat temu trafilam na ogromna interne, chyba 45 lózek, wszystkie zawsze zajete, w sumie geriatria, wiele pacjentów po wylewach, wiele pracy, mycia, obracania, pampersowania, karmienia, pojenia, milion kroplówek.. ale team byl fajny, w ogóle byl team, rano pracowalo nas 8- 9, w tym jakis praktykant i uczennica, ale 5 egzaminowanych pielegniarek to byl standart. Po poludniu ze 2 mniej. Czasami czlowiek narobil sie jak dziki osiol, bo fizycznie nie zawsze bylo latwo, ale 30 lat mniej na liczniku, przespalo sie noc i czlek znowu rzeski do pracy na kolejny dyzur wracal, wiele twarzy, milych twarzy, smiechy, zarty. A dzisiaj stoisz sama jak zamówiona i nieodebrana, w dzien tez sama, a korytarz ma 95 metrów dlugosci, a do niego dochodza dwie wieze po 35 metrów kazda. Kiedys to byly dwa oddzialy. Kiedys szpital nie byl prywatny, o wielkich koncernach jeszce nikt nie slyszal, jeszcze ich nawet nie bylo, bylismy po prostu szpitalem na peryferiach, takim miejskim i powiatowym. Az nas sprzedali. To bylo 10 lat temu, z poczatku niewiele sie czulo, bylo ok, ale po dwudziestej zmianie na pietrze szefowskim, kazdy wpadal jak po ogien z coraz dziwniejszymi pomyslami, normalni ludzie, bo i tacy sie trafiali, byli scinani na pniu po krótkim czasie, a my przy kolejnym caly czas przezuwalismy jeszcze starocie po poprzednim, jednoczesnie kierujac sie nowymi pomyslami nowego kogos tam.
I tak to w skrócie.
Kiedyś przychodzi ten czas na zmiany, czas kiedy uważasz, że stanęłaś w miejscu, a nawet drepczesz do tyłu. Startuj do nowych celów. Tylko, czy ja z poprzedniego wpisu dobrze zrozumiałam, że sześć miesięcy wypowiedzenia ??? Załamka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta dzisiejsza notka, to podsumowanie jest jeszcze jednym, dodatkowym argumentem. Dobrej dla Ciebie decyzji! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńNo pieknie jak w bajce, ale co to bylaby za bajka, zeby tam jakiegos smoka nie bylo albo innego zlego...Niech moc bedzie z Toba! :)
OdpowiedzUsuńJesteś mądrą, zrównoważoną kobietą i jestem pewna, że dobrze pokierujesz swą "łódką", tak by płynięcie nią nie było ciągłym pokonywaniem katarakt, tak jak to jest teraz.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, wszyscy myślimy o Tobie!.
Lucy, widać, że masz wciąż "pracowego doła". Nie ma się czemu dziwić, w takich warunkach... Idź do przodu, może być tylko lepiej. Tutaj się wykończysz, jak widać smark niczego zmieniać na korzyść nie ma zamiaru. Pies z nim tańcował! anka
OdpowiedzUsuń