Czyli jestem na odwiedzinach u Tobiego w Bad Homburg von der Höhe.
Odwiedziny, to brzmi dumnie, faktem jest, że w klinice rehabilitacyjnej odwiedzin w sensie wejścia tam i odwiedzenia w pokoju nie ma i koniec. Normalnie nienormalne. To bardziej drastyczne niż w szpitalu, gdzie aktualnie codziennie, przez godzinę, z zachowaniem przepisów, różnych G z plusem i bez, może delikwenta- pacjenta, odwiedzić jedna osoba, którą codziennie może być ktoś inny. Jeszcze rok temu musiała być to jedna stała osoba.
A w dawnych czasach to na tych rehabilitacjach było jeszcze tak, że odwiedziny oficjalnie się zgłaszało, i za nieduże pieniądze dostawało się coś w rodzaju łóżka gościnnego, takiego składanego, do pokoju swojego odwiedzanego, a rano śniadanie z bufetu...
Teraz takie cyrki. Poza tym, wszyscy i tak się odwiedzają, przed klinika, chodzą do lokali na kolacje czy do innych knajp, ale to nikogo nie interesuje. Tak więc, po tym, jak nocleg u mojej mieszkającej 40 km dalej kuzynki załatwił się przez jej pozytywne podejście do testów, które wykonuję codziennie z racji pracy, znalazłam sobie pokój na dwie noce "Pod Orłem", oddalona jestem 3 kilometry od Tobiego, i w ten sposób każdy w tym wieczornym momencie (jest akurat godzina 22.40) leży w swoim łóżku, znaczy on w ortopedycznym wąskim jednoosobowym, a ja w betach na szerokim francuskim. Mirka obok w swoich poduchach.
Żeby za fajnie nie było, śniadania jednak w hotelu nie będzie, bo hotspot, przynajmniej zaraz obok jest piekarnia, a naprzeciwko Rewe, który zwykle w przedsionku ma też jakąś sieciową piekarnię. Rano więc z głodu nie umrę, przyniosę sobie coś, jak wyjdę z Mirką. Nescafe nam ze sobą, czajniczek elektryczny półlitrowy też, na którego widok w moim bagażu Tobi ręce załamał, z jakim diwanem i czemodanem ja podróżuje. Ano, co trzeba ze sobą mieć, to mam 😊
(teraz sobie akurat herbatkę owocową piję)
Po południu odwiedziliśmy Saalburg, rzymski kasztel, i najwyższa tutaj górę Großer Feldberg, gdzie leżał śnieg (a na dole 8 plus). Wieczorem poszliśmy na kolację, po czym jeszcze liznęłam nieco Bad Homburg wieczorową porą. Chcę zobaczyć jutro czy w niedzielę, za dnia.
Poza tym, szturm szaleje, już drugi z kolei, w środę u nas było na ostro, dzisiaj następny, akurat czekam na wiadomość na WhatsApp od sąsiada, jak u nas to wygląda, czy wiatr się nieco uspokoił.
Cdn..
Jak jest się dobrze zaopatrzonym, to żadne niespodziewajki człeka nie zaskoczą!🤗
OdpowiedzUsuńU nas wiało równo od kilku godzin, a teraz obłoczki na granatowym niebie i gwiazdy. Takie zaskoczenie!
Pozdrawiam!
W tych czasach niespidziewajka to już prawie norma, tak więc, bagaże być może nie większe, ale bardziej przemyślane. Ja podróżuję niekonwencjonalni, gdyż ponieważ z Mirosławą i jej sakwajażem w postaci psiego łóżeczka, misek, żarcia, własnego ręcznika..
UsuńPozdrawiam również!
Mój M. powtarza "kto nosi, się nie prosi", więc też często zabieram ze sobą czajniczek, a nawet mały ekspres kawowy :) Rozumiem więc Cię doskonale . Miłego pobytu !
OdpowiedzUsuńI ma rację! Zajrzałam do Ciebie na blog, myślę, że dzierganiowo mamy wiele wspólnego 😎
UsuńNa Mazurach też wieje, psy mi na spacerze ledwo łapami przebierały. Zawsze, ale to zawsze wożę ze sobą specjalny nożyk, który rozkłada się na nóż i widelec, czajnik, herbatę i kubki. Nauczyły mnie tego wyjazdy na studia i noclegi w dziwnych miejscach. Lepiej mieć, niż nie mieć :)
OdpowiedzUsuńTaki scyzoryk też posiadam, ale teraz nie wzięłam. Tak, czajniczek i małe turystyczne żelazko jest nieodzowne. Żelazko zabieram jedynie na dłuższe urlopy, bądź, jeśli trzeba w hotelu galę wyprostować 😏
UsuńMój brat też był na rehabilitacji ale 50 km od domu ,odwiedziny tylko w parku ośrodkowym , ja też wolę mieć rozmaite przy sobie , nigdy nie wiadomo.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJakie to bez sensu, wszyscy ze zdrowymi nogami i na chodzie, czy to szpital, rehabilitacja czy dom opieki, mają odwiedziny gdziekolwiek i z kim chcą, to jest przecież większe ryzyko, ale wytłumacz to mądremu politycznie także tutaj.
UsuńPozdrawiam i miłej niedzieli życzę!
Nasza słowiańska natura, zwłaszcza pokolenia w pięknym"młodym" wieku nakazuje nam wozić, nosić ze sobą wszystko co jest niezbędnie potrzebne. rozumiem cię doskonale.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wietrzysko się już kończy, choć ma to swój urok, kiedy patrzy się na latające w powietrzu cuda. Ściskam mocno:)))
A być może i tak, jakby nie było, jestem Half Blood 😏
OdpowiedzUsuńWietrzysko nie odpuszcza, teraz Alexandra bodajże w nalovie, w nocy z niedzieli na poniedziałek 🙄 no ale będę już w chałupie i sama dopatrzę. Kontenera ze śmieciami raczej nie ma sensu na ulicę wystawiać...
Pozdrawiam serdecznie!