Poszlam sobie na koronny oddzial pracowac, bo mialam wybór i lubie tam być, bo wbrew propagandzie minionych miesięcy i dwóch lat, nie trzeba się tam słaniać na nogach i siadać na podlodze w korytarzu wyczerpanym i ostatkiem sił. Jest kompletnie ok, chociaż teraz dostala mi się nieco karta Czarnego Piotrusia w sensie, ze nam co prawda tutaj tylko ośmiu pacjentów, z czego 7 covid- pozytywnych, ale z tego połowa intensywna pielęgnacyjnie w sensie obracania na boki, pampersowania, mycia i tak dalej. No ale 4 dyzury, to swobodnie wytrzymam, do tego jeden pacjent, ten negatywny, jutro wraca do ośrodka pielęgnacyjnego, znanym w mieście jako Barbie House.
Na moim stałym oddziale jest koleżanka z leasingu, czyli wypozyczona z firmy, I co najsampierw zrobila, to zakręciła płukankę urologicznemu pacjentów po operacji prostaty. Bo zle leciało, za wolno, no to po co się denerwować, jak można zakręcić. Ale przynajmniej lekarza powiadomiła. No Matkobosko. Tak mi powiedziała, jak ja spytałam, jak u niej to i owo wygląda, szczególnie, że czwartek i urolog operuje. No to się dowiedziałam.
Jeszcze w przebieralni zaoferowałam jej moja pomoc, bo nie ma doświadczenia, co i jak i nas organizacyjnie jest ważne, więc jej ogarnęłam zamówienia przed weekendem, aptekę i co by tam jeszcze, z zapełnieniem trzech wózków z koszulami nocnymi, pampersami i pościelą.
No i ciekawa, jak dalej się te wspólne dyzury potoczą.
Jutro rano muszę tylko jeszcze zagadać szefa oddziałowego wzgledem urlopu we wrzesniu 23, bo się pomyliłam w linijkach i wklepałam go Aneli.
Jesień w Holzminden. Bylismy dzisiaj u laryngologa, znaczy Tobi, a potem u Krysi, siostry Emilki, która znowu stacjonuje w roli opiekunki, i przywiozła mi pare drobiazgów z Polski, z których się ucieszyłam. Bo wody utlenionej tutaj nawet na lekarstwo nie dostaniesz.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz