środa, 5 marca 2025

Oldriska i inna historia

 Jako skoczek skakam sobie w szpitalu po oddziałach, mam teoretycznie co miesiąc stały oddział, ale jeżeli gdzieś brakuje personelu, bo grypa nadal grasuje, to jestem gdzieś wysyłana, na inny oddział.  I tak trafiłam osiem dni temu na ranny dyżur na chirurgię,  dostałam mój "Pflegebereich", czyli grupę pacjentów do opieki, chyba z dziesięć ich było w ten dzień, a wśród nich była osiemdziesiątletnia pani, której imię wpadło mi w oko, bo jeszcze się z nim nie spotkałam, mianowicie Oldriska. Miałam w planie imię poguglowac, czy tutejsze, i ogólnie, ale jakoś zapomniałam, a pani nie było sensu pytać takie rzeczy, gdyż była bardzo słaba, nie wstawała z łóżka,  nie jadła i nie piła, i w ten sam dzień miała jeszcze gastroskopię.  O trzeciej po południu miałam fajrant, a potem, jak zwykle, co z oczu, to i z myśli. 

Kilka dni później znalazłam się na geriatrii, i co mi na liście wpadło w oko, to znowu ta sama pacjentka o imieniu Oldriska. Wczoraj po południu dostała mi się grupa pacjentów, w liczbie osiem dusz, z nią. 

Ucieszyłam się widząc, jak się pozbierała, bo na chirurgii to nieciekawie z nią było, a teraz je, pije, wstaje do łazienki, ciężko, ale chodzi, bo ma złamanie w podwoziu po upadku. Spytałam, czy mnie jeszcze pamięta sprzed tygodnia na chirurgii; faktycznie, przypomina sobie coś. Bo ja panią zapamiętałam przez to szczególnie imię, mówię jej. Oldriska. A mnie ochrzcili na imię Ulrike, właściwie to nazywam się Ulrike, ona mi odpowiada. Ale przed wielu laty, zaraz po wojnie, nazwano mnie Oldřiška. 

Aaaa.... acha. Sudetendeutsche tak zwani. 

Niemcy sudeccy,  czescy Niemcy. I tak weszliśmy w temat. Rodzina nie przesiedliła do Niemiec, została tam, i socjalistyczna Czechosłowacja w pewnym momencie zmieniła im imiona o nazwisko. Z Ulrike zrobiono Oldřiškę. 

Nie wiem, kiedy przybyła do Niemiec, ale czeskie imię zatrzymała, bo się do niego przyzwyczaiła i zaakceptowała jako takie i swoje.

Podobnie u nas. Pod koniec lat czterdziestych, początek pięćdziesiątych ubiegłego wieku, nazwisko i imiona mojego taty, jego rodzeństwa i babci, stały się politycznie niepoprawne, nazwisko wymyślono w urzędzie, Grabowski, bo polska pisownia niemieckiego nazwiska jako Kolzdorf jakaś nie taka byla (mam nawet takie świadectwo szkolne taty z tym Kolzdorfem) a dzieci "przechrzczono" na: 

- Dorothea= Dorota, rocznik 36

- Heinz- Josef (mój tato)= Henryk Józef , rocznik 38

- Walter= Walenty, rocznik 40

- Annemarie= Anna Maria, rocznik 43

- Lydia= Lidia, zmarła jako maleńkie dziecko, ale posthum takie imię musiało być na pomniczku. Rocznik 45. 

"Das vierblättrige Kleeblatt", Czterolistna Koniczynka, tak podpisala Dorchen, Dorothea, Dorota to zdjęcie na odwrocie. To jest ta starsza siostra, zmarla niestety w mlodym wieku, kilka dni przed swoimi 21- ymi urodzinami i osierociła kilkumiesięczną córeczkę;  młodsza dziewczynka to Annemarie, moja frankfurcka ciotka, jedyna jeszcze żyjąca z tego kwartetu. Ten większy chłopiec za nią, to mój tato, a ten mniejszy, to jego młodszy o dwa lata brat Walter, Walenty, zwany potem Walusiem. 

Waluś zmarł dokładnie ćwierć wieku temu, i pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Czytając klepsydrę, lwia część wioski nie miała pojęcia, kto właściwie umarł, bo znali go całe życie jako Walusia Grabowskiego, a Walter Kohlsdorf  to chyba jakis nowy we wsi?) On jako jedyny nie emigrowal do Niemiec ze Śląska Opolskiego, ale bywał u nas na odwiedzinach, i to był fajny i ciekawy czas; był mianowicie też moim ojcem chrzestnym.  

Zbliża się osiemdziesiąta rocznica wkroczenia Sowietów na Śląsk Opolski, rocznica przechodzenia frontu przez wieś, gdzie dziećmi była Czterolistna Koniczynka, patrząc na to, co aktualnie na politycznej arenie się dzieje, trudno posądzić ludzi o to, że nabrali rozumu. 



A "Lato umarłych snów " oczywiście jest w mojej prywatnej bibliotece. 

Ok, zwróćmy się ku milszym stronom życia. 

Mój wiosenny urlop zbliża się nieubłaganie wielkimi krokami, pierwszy i drugi dzień zarezerwowałam już na 24- godzinne mierzenie ciśnienia, znaczy nałożenie aparatu z samego ranka, na drugi dzień zdjęcie owego i na rower w sensie ergometrii, i omówienie wyników u lekarki. Lekarka trafiła mi się na miejscu prześwietna. Byłam dzisiaj u niej po skierowanie do ortopedy/ obustronne cieśnie nadgarstków,  i zaniosłam moje diagnozy na papierze, które dostałam od mojego poprzedniego lekarza... ech, Konstantina to mi jakoś brakować będzie, ale cóż... życie idzie dalej, nawet 320 km dalej na południe. 

Zaszalałam i nabyłam w internetach, wczoraj wieczorem po dyżurze: 

- sześć e-booków, częściowo z przeceny takiej, że normalnie grzech byłoby nie skorzystać. Czasami trafiają się takie perełki, jak wszystkie dzieła Wiktora Hugo, znaczy z Nędznikami i Notre Dame, za... 99 centów! No to ja się pytam, jak nie brać. Tym razem wzięłam kryminał, coś historycznego i powieścioromansidła, bo mi podeszły jakoś. 

- 5 motków jakiejś dobrej wełny plus przepis na łatwe ponczo,  bo mi się non stop wyświetlała reklama, która zawsze jest dźwignią handlu. No i poległam, bo kolory mnie omamiły.  Aktualnie dziergam sweter dla Mirki, ale powoli mi idzie, bo mam grzmot innej roboty, łącznie z nową budową kiele chałupy- fotowoltaika, a lubię ostatnio sobie dłużej poczytać, dlatego te e- booki. Notabene zaczęłam czytać też babskie gazety, przez Gackową, bo ona lubi tutejszą Przyjaciółkę,  więc czytam przed nią, i ta gazeta jest naprawdę fajna i do rzeczy. Kiedyś czytałam Petra, ale ta się pogorszyła, same ciuchy i jak sobie kreskę na oku namalować, i takie tam. Przyjaciółką czyli Freundin ma ciekawe artykuły na zwykle psychologiczne tematy, więc biorę.  

Miłego dnia życzę 🙂






1 komentarz:

  1. Tak myślałam że ta pani z tamtych stron.Lucy ,u nas też były te zmiany z imionami i nazwiskami ,wszystkie Engelberty zamienili na Wojciechów ,Adalbert to był Edward,nawet moja najstarsza siostra nie mogła nosić imienia Marianna chociaż to imię żydowskie.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń