Listopadowe mgły tutaj nad Menem. Może kiedyś wciągnę się do nich. Wstaje się rano, odsłania okno, sąsiedzi czasami znikają, a fabryka mleka w proszku tak czy inaczej, prawie co rano.
Przy szpitalu około dziesiątej w nocy:
Na polach po drodze do domu czasami widoczność do 50 metrów.
W poniedziałek byłam na dokształcaniu zawodowym, co półroczny trening w reanimacji. Ostatnia nowelizacja, mamy jedynie koncentrować się na masażu serca, bez dmuchania powietrza workiem ambu, bo to zwykle leci obok ust, a zespół reanimacyjny potrzebuje maksymalnie 3 minuty, i w tym czasie jest wystarczająco tlenu we krwi, ważne tylko, aby zagwarantować krwiobieg, czyli pompowanie.
Wczoraj wstałam już przed szóstą rano do łazienki, z bólem głowy, który nie przeszedł mi do ósmej, a doszły nudności, z tego bólu głowy. Migren nie znam i nie miewałam. Zrobiłam sobie wolny dzień, z leżeniem, paracetamolem i dwoma spacerkami z Mirką beż jedzenia i tylko z piciem wody do popołudnia, i przeszło, normalnie poszłam na dyżur nocny, akurat zrobiłyśmy sobie z koleżanką przerwę i posiłek.
Na moim kawałku zatrzęsienie demencji...



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz