Mam po prostu wiecej czasu... ogarniam dom, sprzatam tu i tam, szafy, szuflady, mamy ubrania, ale mimo tego, mam czas. Bo nie robie sobie stresu.
Czytam calkiem sporo.
1. Viola Roggenkamp, "Tochter i Vater", czyli córka i ojciec. Nierzewliwa historia rodziny w czasach 2 wojny swiatowej, opowiedziana przez córke, która zna te historie jedynie z przekazan rodziców, jednakze wbiera sie w podróz do Polski. Acha, matka jest Zydówka, która ojciec bezpiecznie przeprowadzil przez wojenna zawieruche, wlacznie z tesciowa. Oplaca sie jako lektura.
2. Edita Morris- "Die Blumen von Hiroschima", czyli kwiaty Hiroszimy. Wspaniale swiadectwo prawdy.
3. Lucinda Riley- "Der Lavendelgarten", czyli ogród lawendowy, w oryginale: The light behind the windows. Kompletnie inna lektura, porównujac dwie pierwsze sierpniowe ;) zaczynajac czytac, obawialam sie, ze moze byc za duzo Herzschmerz, czyli tkliwosci i romansidla, ksiazka okazala sie jednak calkiem niezla, oczywiscie byla i milosc wielka, i inna milosc zawiedziona, i milosc nie wiadomo skad sie wzięta, ale w sumie fajne te miloscie byly. Poruszony takze temat francuskiej Resistance, a takie tematy lubie.
4. Susanne Kornbichler- "Der gestohlene Engel", czyli skradziny aniol, bardzo fajny babski prawie kryminalek, troche psychothriller, akcja wokól smiertelnie chorej kobiety, samotnie wychowujacej córeczke, dwie bliskie przyjaciólki i niesamowity zwrot akcji, po tym, jakby sie wydawalo, ze wszystko juz jasne...
5. Alex Michaelis- "Pacjentka". Tutaj to dopiero byl zwrot akcji! Polecam goraco.
6. Rosamunde Pilcher- "Der Schlüssel", czyli klucz. Taka sobie mala, sympatyczna historyjka na parenascie stron, ale dobrze robi mi na duszy ;)
Dzierganie calkiem niezle tez mi idzie.
1. Skonczylam zielony raglan z alpaki. Czekam na zime ;)
2. Skarpetki dla Sol, wzór koszyczkowy. Dla syna ten sam wzór, jedna skarpetka gotowa, ale bedzie wrzesniowa. Bo wole czytac niz dziergac czasami, a w pracy, jak mam chwile czasu, to tez czytam ksiazke.
Dzisiaj nad ranem wyzional ducha mój procesor. Mam juz zamówiony od wiosny w klinice w Getyndze nowy, bo co kilka lat dostaje sie nowszy model, co mniej cieszy kase chorych, gdyz to dla niej wydatek rzedu 10 000 euro... przy ostatniej kontroli mnie, implantu i procesora zagladnieto w jego serce, i stwierdzono, ze byc moze wytrzyma do jesieni. Korozja byla calkiem spora, do procesora wchodzi wilgoc z potu, sól, niby suszy sie go regularnie, ale to nie wystarcza, jak i moje zastrzyki z botoksu w glowe. Tak wiec, procesor pod nazwa Opus 2 XS mi sie skonczyl, póki co polatam z Rondem, który 6 lat temu dostalam do przetestowania. To byl wtedy hit, ale dla mnie to rozwiazanie na pól gwizdka. Jest to oczywiscie porzadny procesor, mam w nim identyczne ustawienia jak w Opusie, ale ja wole tradycyjnie i za uchem powiesic, jestem z Opusem po prostu pewniejsza, do tego z Opusem moge sie przebierac, przez glowe, a nawet czesac wloscy czy ubrac na niego czapke. Z Rondem jest juz inaczej, byle potracenie i leci z glowy. Nie powiem, wytrzymaly jest na wszystko ;) W walizce Med- El- owskiej znalazlam inny bucik na baterie, podlaczylam do reszty, niestety jest on na 3 baterie (XS na dwie), i cale osprzetowanie jest mi po prostu za duze, nie wizualnie, lecz anatomicznie, gdyz odwstaje mi do tylu, i nawet taki silikonowy haczyk niewiele sprawe poprawia. Bo tego sprzetu dodatkowego to dostalam caly kuferek, rózne czesci zamienne, testery, zatyczki, kabelki, cuda- niewidy.
Tu jest ta róznica- z haczykiem. Kurcze, bedzie mi mojego Opusa brakowac... teraz kroi mi sie nowszy model, Sonnet sie nazywa, czyli teraz strategia jak nastepuje: skontaktowac sie z Getynga, wyjazd do kliniki, zamówienie Sonneta, wybranie kolorów. Przy Opusie byla krótka pilka (i tak lubie), wybralam sobie brazowy i finito. Teraz trzeba dobierac kolory, takie przy baterii, takie na haczyk, inne na serce osprzetowania, kabelek, a szpulka tak czy inaczej, Na przyklad tak:
Czytam calkiem sporo.
1. Viola Roggenkamp, "Tochter i Vater", czyli córka i ojciec. Nierzewliwa historia rodziny w czasach 2 wojny swiatowej, opowiedziana przez córke, która zna te historie jedynie z przekazan rodziców, jednakze wbiera sie w podróz do Polski. Acha, matka jest Zydówka, która ojciec bezpiecznie przeprowadzil przez wojenna zawieruche, wlacznie z tesciowa. Oplaca sie jako lektura.
2. Edita Morris- "Die Blumen von Hiroschima", czyli kwiaty Hiroszimy. Wspaniale swiadectwo prawdy.
3. Lucinda Riley- "Der Lavendelgarten", czyli ogród lawendowy, w oryginale: The light behind the windows. Kompletnie inna lektura, porównujac dwie pierwsze sierpniowe ;) zaczynajac czytac, obawialam sie, ze moze byc za duzo Herzschmerz, czyli tkliwosci i romansidla, ksiazka okazala sie jednak calkiem niezla, oczywiscie byla i milosc wielka, i inna milosc zawiedziona, i milosc nie wiadomo skad sie wzięta, ale w sumie fajne te miloscie byly. Poruszony takze temat francuskiej Resistance, a takie tematy lubie.
4. Susanne Kornbichler- "Der gestohlene Engel", czyli skradziny aniol, bardzo fajny babski prawie kryminalek, troche psychothriller, akcja wokól smiertelnie chorej kobiety, samotnie wychowujacej córeczke, dwie bliskie przyjaciólki i niesamowity zwrot akcji, po tym, jakby sie wydawalo, ze wszystko juz jasne...
5. Alex Michaelis- "Pacjentka". Tutaj to dopiero byl zwrot akcji! Polecam goraco.
6. Rosamunde Pilcher- "Der Schlüssel", czyli klucz. Taka sobie mala, sympatyczna historyjka na parenascie stron, ale dobrze robi mi na duszy ;)
Dzierganie calkiem niezle tez mi idzie.
1. Skonczylam zielony raglan z alpaki. Czekam na zime ;)
2. Skarpetki dla Sol, wzór koszyczkowy. Dla syna ten sam wzór, jedna skarpetka gotowa, ale bedzie wrzesniowa. Bo wole czytac niz dziergac czasami, a w pracy, jak mam chwile czasu, to tez czytam ksiazke.
Dzisiaj nad ranem wyzional ducha mój procesor. Mam juz zamówiony od wiosny w klinice w Getyndze nowy, bo co kilka lat dostaje sie nowszy model, co mniej cieszy kase chorych, gdyz to dla niej wydatek rzedu 10 000 euro... przy ostatniej kontroli mnie, implantu i procesora zagladnieto w jego serce, i stwierdzono, ze byc moze wytrzyma do jesieni. Korozja byla calkiem spora, do procesora wchodzi wilgoc z potu, sól, niby suszy sie go regularnie, ale to nie wystarcza, jak i moje zastrzyki z botoksu w glowe. Tak wiec, procesor pod nazwa Opus 2 XS mi sie skonczyl, póki co polatam z Rondem, który 6 lat temu dostalam do przetestowania. To byl wtedy hit, ale dla mnie to rozwiazanie na pól gwizdka. Jest to oczywiscie porzadny procesor, mam w nim identyczne ustawienia jak w Opusie, ale ja wole tradycyjnie i za uchem powiesic, jestem z Opusem po prostu pewniejsza, do tego z Opusem moge sie przebierac, przez glowe, a nawet czesac wloscy czy ubrac na niego czapke. Z Rondem jest juz inaczej, byle potracenie i leci z glowy. Nie powiem, wytrzymaly jest na wszystko ;) W walizce Med- El- owskiej znalazlam inny bucik na baterie, podlaczylam do reszty, niestety jest on na 3 baterie (XS na dwie), i cale osprzetowanie jest mi po prostu za duze, nie wizualnie, lecz anatomicznie, gdyz odwstaje mi do tylu, i nawet taki silikonowy haczyk niewiele sprawe poprawia. Bo tego sprzetu dodatkowego to dostalam caly kuferek, rózne czesci zamienne, testery, zatyczki, kabelki, cuda- niewidy.
Tu jest ta róznica- z haczykiem. Kurcze, bedzie mi mojego Opusa brakowac... teraz kroi mi sie nowszy model, Sonnet sie nazywa, czyli teraz strategia jak nastepuje: skontaktowac sie z Getynga, wyjazd do kliniki, zamówienie Sonneta, wybranie kolorów. Przy Opusie byla krótka pilka (i tak lubie), wybralam sobie brazowy i finito. Teraz trzeba dobierac kolory, takie przy baterii, takie na haczyk, inne na serce osprzetowania, kabelek, a szpulka tak czy inaczej, Na przyklad tak:
(Ostatnie zdjecia ze strony Med- El)
Te kolory mniej mnie ruszaja, ale tym dobieraniem frekwencji, to juz przed faktem jestem zmeczona, bo jako, ze nowy sprzet, nie idzie przelozyc po prostu programów z Opusa na Sonnet...
I chyba kilka jazd do kliniki z tego powodu mnie czeka...
Jednym pozytywem w tym wszystkim jest, ze jak juz ten Sonnet dopasuje, to ponoc jest lepszy niz stary Opus, juz przez sam fakt dodatkowego mikrofonu, i jest tez szczelniejszy, jesli chodzi o wilgoc. Ale do tego czasu, masa zachodu. I co zrobie, nic nie zrobie, musze sie podporzadkowac.
Super wynik czytelniczy, a co do procesora i innych rzeczy martwych, to ich złośliwość czasami nie zna granic, od czasu do czasu wszystko fiksuje i psuje się na potęgę... cóż zrobić. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTo jest zwykle zuzycie materialu, rzadko który procesor przezywa dluzej niz 6- 7 lat, jesli jest oczywiscie normalnie eksploatowany.
UsuńOdpozdrawiam serdecznie!
Ogromnie skomplikowane to wszystko, co wiąże się z aparaturą słuchową. Z jednej strony podziw, że ludzie potrafią wymyślać takie rzeczy, z drugiej- podziw dla Ciebie, że ogarniasz użytkowanie tego sprzętu.
OdpowiedzUsuńWynalezienie protezy sluchowej bylo wspanialym wynalazkiem, w sumie proste, a jednak skomplikowane, ale nadal prosta sprawa, ot nieco filigranowej elektryki polaczonej z elektronika i gluchy czlowiek ma realne szanse na prawie normalny sluch. Z oczami i niewidomymi, tez sie bada i szuka, tutj sprawa jest jednak bardziej skomplikowana :(
UsuńOgarniam, bo alternatywa bylaby gluchota, niemozliwosc pracy zawodowej, i normalnych kontaktów miedzyludzkich. A jednak istnieja ludziel których to nie dopinguje, i nawet zwykly aparat sluchowy neguja, dla mnie niepojeta sprawa, jak mozna nie chciec slyszec.
Uprzejmie donoszę, że dziś kończę kurs niemieckiego i dzięki temu mogłam zrozumieć tytuły książek, o których napisałaś. Poza tym niewiele się nauczyłam, bo ani razu nie było żadnych dialogów i właściwie nadal nie jestem w stanie powiedzieć poprawnie całego zdania. Trochę mnie to załamuje... Nie, powiem prawdę: strasznie mnie to załamuje, muszę się brać do wkuwania, a i tak niewiele mi zostaje w pamięci. Pozdrawiam bardzo.
OdpowiedzUsuńHm, jezyka raczej nie wykujesz... on sie musi sam rozwiazac, a masz mozliwosc cwiczenia na zywo? Na poczatek nie musisz mówic plynnie calymi zdaniami, wystarczy tak czy nie jako odpowiedz, ale zrozumiec pytanie, to byloby juz calkiem fajne ;)a gdzie sie uczylas?
UsuńPozdrawiam zurück :D
Ich habe gelernt in Czestochowa :-( Keine spreche, tylko gramatyka. ćwiczyć będę już w Krainie Deszczowców, dokąd jedziemy pojutrze. Och Lucy, jak ja ci zazdroszczę! I cieszę się, że nie musisz nigdzie jeździć po aparaty (nawiązując do najnowszego wpisu). Oby wszystko było jak powino być!
UsuńPodoba mi się Twoje nastawienie do nowoczesnej techniki! Nie każdy by się w tym wszystkim połapał. Najważniejsze, to zaakceptować to, na co nie mamy wpływu, prawda? Pewnie cała wymiana trochę potrwa, ale potem będzie znowu dobrze!
OdpowiedzUsuńOstatnio odkryłam Lucindę Riley, dobrze się czyta!
Pozdrawiam serdecznie!
Fusilko, odpowiedz jak dla BBM, alternytywa nieogarniecia tego wszystkiego bylaby dla mnie nie do przyjecia.
UsuńLucinde Riley chetnie znowu przyjme pod mój dach, milo, lekko i ciekawie sie czyta, chociaz ksiazki wygladaja na strasznie babskie romansidla.
W oslupinie wprawiaja ceny tych akcesoriow, tutaj moj kolega ma aparacik sluchowy za 5 tys. euro i wszystko z wlasnej kieszeni...
OdpowiedzUsuńPowodzenia w tych zawilosciach technicznych! :)
Nie wiem, jak dziala system opieki zdrowotnej we Wloszech, ale taka cena za aparat sluchowy jest nieco porazajaca. W Niemczech tez mzna nabyc aparat za kilka tysiecy euro, ale to juz widzimisie, i najczesciej jest to przeplacenie za specjalny design, maly, "niewidoczny" i inne duperele. Tutaj jest tak, ze kasa chorych (pansrtwowa) jest w obowiazku zaplacic za aparat taki, w którym pacjent najlepiej slyszy, jest tez mozliwosc testowania przez jakis czas aparatów sluchowych.
UsuńMój sprzet to juz nie aparat sluchowy, czyli "srodek pomocniczy", lecz proteza sluchowa, a takowa musi byc w 100% finansowana przez kase chorych, bez dyskusji, plus zasilanie tej protezy, czyli baterie tez mi kasa placi. W drugim uchu mam aparat sluchowy, za który doplacilam obligatoeryjne 10 euro, i baterie musze sobie sama placic.
Jakbyc miala kiedys czas i ochote, chetnie poczytalabym o wloskiej sluzbie zdrowia, jak co dziala, tak z prostej ciekawosci, jak w tych sprawach róznia sie kraje unijne.
Dziekuje, rozgryze te zawilosci i zakrety ;)
Wykaz literatury w sierpniu całkiem pokaźny, ja mam na koncie tylko dwie pozycje.
OdpowiedzUsuńSkoro w całej tej historii z aparatem słuchowym jest jeden pozytyw, to się go trzymaj i o reszcie nie myśl, bo jak sama napisałaś i tak nic nie zrobisz i trzeba się poddać całej procedurze.
Ale Ci nie zazdroszczę, bo sama nie lubię chodzić za czymś, by załatwić sprawę.
Życzę zatem powodzenia w załatwianiu Sonneta.
Wilmo, aktualnie chetniej czytam niz dziergam, mam niedosyt lektór, po czasie, gdy czytanie mialam bardzo utrudnione z powodu braku czasu. Teraz sie wyzywam.
UsuńProblem popsutego Opusa zalatwia sie lzej, niz przypuszczalam.
Sporo poczytałaś, skoro tamten procesor kaput to musi być nowy, macie do wyboru no i kasa chorych tyle dopłaca,to jest fajne.
OdpowiedzUsuńKasa chorych nie doplaca, lecz finansuje all inclusive :)) tak, to jest bardzo uspakajajace uczicie, ze jest sie zaopiekowanym.
UsuńOgrod lawendowy Lucindy tez przeczytalam jednym tchem i.... zaopatrzylam sie jeszcze w jej 5 innych ksiazek. Jeszcze ich nie przeczytalam, stoja w dlugiej kolejce :)
OdpowiedzUsuńJak chcesz, to ci podesle, ale do zwrotu (nie musi byc szybko) :)))
Musisz mi tylko na majla adres rzucic.
Ja najbardziej lubie szyc, potem ogrod, a potem czytanie, tylko ze brak mi czasu i sily :(
Technika twoich aparacikow nieustannie sie zachwycam :)
Pozdrawiam