czwartek, 9 lutego 2023

Środa i czwartek

 W środę wieczorem, około godziny 22, stało się tak, że akurat wyłączałam mój telefon, jak zawył mój czujnik dymu w pokoju. Wybiegłam na korytarz i stwierdziłam, że wszędzie wyje. Tak więc chwyciłam kurtkę, klucz i telefon i dawaj w kierunku klatki schodowej, po drodze nawołując spotkanych i stojących w drzwiach swoich pokoi, że mają lecieć za mną. 

- W piżamie, w koszuli, z gołymi nogami?? Dokładnie tak, narzucić kurtki, każdy ma garderobę przy wyjściu, i kurtkę w zasięgu ręki. 

A my na trzecim piętrze. Ludzie, schody, schody, w żadnym przypadku winda! 

Pali się? Nie mam pojęcia, mam nadzieję, że to fałszywy alarm, ale lecimy na Sammelplatz przed kliniką. 

No i my lecimy, żółwim tempem, noga do nogi, bo normalnie po schodach tylko ci inaczej operowani niż na kolano i biodro umieją po schodach iść, bądź ci nie operowani wcale. Ja też nie dam rady normalnie po schodach biec, jak zwykle w dół co drugi schodek, tak wiec wlokę się w tej drugiej ludzkiej gąsienicy. Na drugim piętrze drogę przebiegła nam pielęgniarka, widzę,  mówi,  że ewakuacja dobrze działa.  

Na pokładzie w sumie 124 dusz, dowiedziałam się dzień później na portierni. 

Pod klinikę podjechały pierwsze pojazdy straży pożarnej, ognia i dymu nie widać, w tablicy rozdzielczej sprawdzili, który czujnik wywołał alarm. Okazało się,  że ktoś sobie zapalił na balkonie, po czym popryskał w pokoju dezodorantem, żeby nie było czuć,  no i się narobiło. 

Podobno kilka osób mialo napad paniki, osoby starsze, dosyć nieruchome, jest też kilka osób na wózkach inwalidzkich. Zrozumiałe,  jak by coś takiego miało miejsce np w moja pierwszą pooperacyjną noc, gdy nie tylko nogi podnieść, ale i tyłka obrócić nie dałam rady, a tu trzeba by było biec, to też bym spanikowała. 


Dni mijają na zabiegach, ćwiczeniach indywidualnych i w grupie, wykładach na różne tematy, na przykład o endoprotezach (bardzo interesujace) czy dzisiaj ogólnie o rehabilitacji, także w domu, wszystko to, co się robi samemu po klinice. Lekarka podjęła także temat przedłużenia tutaj pobytu, i tu uwaga dla anonimowej komentującej.  Co było a nie jest... skończyło się. Kiedyś, znaczy też na moich ostatnich dwóch stacjonarnych rehab, w 2012 i 2014 roku, temat przedłużenia pobytu podejmowałam od razu na wstępnej rozmowie z lekarzem, jako powód podając wszystkie moje niedoskonałości i fakt, że przyjechałam tu praktycznie z dyżuru i na dyżur zaraz po rehab pojadę. Że nie nam zbytnio czasu na ćwiczenia między dyżurami i w codziennym kołowrotku, dlatego prosiłabym o przedłużenie. I oba te razy bezproblemowo dostałam, za każdym razem te maksymalnie do otrzymania 2 tygodnie. Tak więc bylam w Bad Frankenhausen i w Bad Nauheim po 5 tygodni. Ale ostatni raz było to wlasnie 9 lat temu. 
Aktualnie na wszystkim się oszczędza, a kasy chorych czy emerytalne liczą tak zwanym tutaj ostro natemperowanym ołówkiem,  przedłużenia pobytów w klinice są ciężkie do przeforsowania, i dostaje je jakieś 5% pacjentów. 
Dlaczego ja dostałam ten dodatkowy tydzień, nie upominając się o niego, napisałam w poprzednim poście. DRV ma w tym interes. 
I teraz zrozumiałam, dlaczego lekarka po przekazaniu mi tej wiadomości kazała ja zatrzymać dla siebie i nie rozpowiadać w jadalni czy holu. 


Dodatki obiadowe zawsze smaczne. 

Oczywiście życie towarzyskie też jakieś jest. Poza tym, wyganiają nas na spacery, dzisiaj kategorycznie, bo dzień co prawda chłodny ale słoneczny,  a jutro ma być brzydko. Na krótko się kłaść do łóżka też mamy. I na ergometrze przynajmniej raz dziennie jeździć.  Siłownia obligatoryjne, jutro już na 7 rano mam, Erna też. 


Zdjęcia z dzisiejszego spaceru. 












W środę pozbyłam się klamerek, blizna wygląda świetnie, a 68 dziurek z 34 klamerek też się zagoi. Naklejono mi kolejny wodoszczelny plaster. 

Życzę dobrej i spokojnej nocy. 

8 komentarzy:

  1. Czyli przez jakiegoś ... strachu się wszyscy najedli. No cóż palacze to osobny rozdział. Spacery zawsze w słońcu są przyjemne chociaż teraz ciut za zimno. Ale jak trza, to trza. Dobrze, że masz tę dodatkową rehabilitację. Zawsze do przodu. Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Culone, Luciu, culone. Wiele starszych współpacjentów przeżyło Horror, I mam nadzieję, że się na sam koniec nie przeziębili w tych piżamach i szlafrokach, bo temperatury były minusowe.
      Tak, dodatkowy tydzień to dobra sprawa. Jak dali, biorę. Ale do psychologa też wysłali, jak na te wiadomość odpowiedziałam, że chcę najpierw o tym z Tobiasem porozmawiać.
      Pozdrawiam i wiosennego ciepełka życzę!

      Usuń
    2. BBM: Przerażajace doświadczenie!😦

      Usuń
    3. Matyldo, to mój siódmy wyjazd, bylam 3 razy d dzieckiem w sanatorium i teraz czwarta osobista rehabilitacja, ale takie coś to mialam po raz pierwszy. I to jest co, czego najbardziej się boję na moich dyżurach. Bo mogę tylko przebiec od sali do sali, i kto ma zdrowe nogi będzie leciał za mną, bo leżących nie wyniosę, a raz z budynku, nie ma powrotu do niego, tylko straż pożarna ze stosownym ekwipunkiem.

      Usuń
  2. Nosz niesfornego pacjenta palącego i tuszującego smrodek dezodorantem należałoby dla przykładu ukarać sprzątaniem korytarzy, toalet i schodów (w ramach rehabilitacji, rzecz jasna ;), żeby mu się odechciało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie to widzę. Kompletne bezmózgowie. Z tych wrażeń można było zrezygnować. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Masakra , raz mi się zdarzyło w pracy w Holandi ale człowiek był sprawny, cała ściana automatycznie się otwarła. Szpital to wcale tragedia.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmora moich nocnych dyżurów. Ale dobrze wiedzieć, że pomóc tak szybko nadjeżdża. Ale 3 tygodnie temu u nas, na sąsiedniej ulicy, w pożarze zginęła 93- latka, jej córka wyskoczyła z balkonu. Horror.
      Miłego weekendu, Ula!

      Usuń