W środę wieczorem, około godziny 22, stało się tak, że akurat wyłączałam mój telefon, jak zawył mój czujnik dymu w pokoju. Wybiegłam na korytarz i stwierdziłam, że wszędzie wyje. Tak więc chwyciłam kurtkę, klucz i telefon i dawaj w kierunku klatki schodowej, po drodze nawołując spotkanych i stojących w drzwiach swoich pokoi, że mają lecieć za mną.
- W piżamie, w koszuli, z gołymi nogami?? Dokładnie tak, narzucić kurtki, każdy ma garderobę przy wyjściu, i kurtkę w zasięgu ręki.
A my na trzecim piętrze. Ludzie, schody, schody, w żadnym przypadku winda!
Pali się? Nie mam pojęcia, mam nadzieję, że to fałszywy alarm, ale lecimy na Sammelplatz przed kliniką.
No i my lecimy, żółwim tempem, noga do nogi, bo normalnie po schodach tylko ci inaczej operowani niż na kolano i biodro umieją po schodach iść, bądź ci nie operowani wcale. Ja też nie dam rady normalnie po schodach biec, jak zwykle w dół co drugi schodek, tak wiec wlokę się w tej drugiej ludzkiej gąsienicy. Na drugim piętrze drogę przebiegła nam pielęgniarka, widzę, mówi, że ewakuacja dobrze działa.
Na pokładzie w sumie 124 dusz, dowiedziałam się dzień później na portierni.
Pod klinikę podjechały pierwsze pojazdy straży pożarnej, ognia i dymu nie widać, w tablicy rozdzielczej sprawdzili, który czujnik wywołał alarm. Okazało się, że ktoś sobie zapalił na balkonie, po czym popryskał w pokoju dezodorantem, żeby nie było czuć, no i się narobiło.
Podobno kilka osób mialo napad paniki, osoby starsze, dosyć nieruchome, jest też kilka osób na wózkach inwalidzkich. Zrozumiałe, jak by coś takiego miało miejsce np w moja pierwszą pooperacyjną noc, gdy nie tylko nogi podnieść, ale i tyłka obrócić nie dałam rady, a tu trzeba by było biec, to też bym spanikowała.
Oczywiście życie towarzyskie też jakieś jest. Poza tym, wyganiają nas na spacery, dzisiaj kategorycznie, bo dzień co prawda chłodny ale słoneczny, a jutro ma być brzydko. Na krótko się kłaść do łóżka też mamy. I na ergometrze przynajmniej raz dziennie jeździć. Siłownia obligatoryjne, jutro już na 7 rano mam, Erna też.
Czyli przez jakiegoś ... strachu się wszyscy najedli. No cóż palacze to osobny rozdział. Spacery zawsze w słońcu są przyjemne chociaż teraz ciut za zimno. Ale jak trza, to trza. Dobrze, że masz tę dodatkową rehabilitację. Zawsze do przodu. Uściski
OdpowiedzUsuńCulone, Luciu, culone. Wiele starszych współpacjentów przeżyło Horror, I mam nadzieję, że się na sam koniec nie przeziębili w tych piżamach i szlafrokach, bo temperatury były minusowe.
UsuńTak, dodatkowy tydzień to dobra sprawa. Jak dali, biorę. Ale do psychologa też wysłali, jak na te wiadomość odpowiedziałam, że chcę najpierw o tym z Tobiasem porozmawiać.
Pozdrawiam i wiosennego ciepełka życzę!
BBM: Przerażajace doświadczenie!😦
UsuńMatyldo, to mój siódmy wyjazd, bylam 3 razy d dzieckiem w sanatorium i teraz czwarta osobista rehabilitacja, ale takie coś to mialam po raz pierwszy. I to jest co, czego najbardziej się boję na moich dyżurach. Bo mogę tylko przebiec od sali do sali, i kto ma zdrowe nogi będzie leciał za mną, bo leżących nie wyniosę, a raz z budynku, nie ma powrotu do niego, tylko straż pożarna ze stosownym ekwipunkiem.
UsuńNosz niesfornego pacjenta palącego i tuszującego smrodek dezodorantem należałoby dla przykładu ukarać sprzątaniem korytarzy, toalet i schodów (w ramach rehabilitacji, rzecz jasna ;), żeby mu się odechciało.
OdpowiedzUsuńPodobnie to widzę. Kompletne bezmózgowie. Z tych wrażeń można było zrezygnować. Pozdrawiam!
UsuńMasakra , raz mi się zdarzyło w pracy w Holandi ale człowiek był sprawny, cała ściana automatycznie się otwarła. Szpital to wcale tragedia.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZmora moich nocnych dyżurów. Ale dobrze wiedzieć, że pomóc tak szybko nadjeżdża. Ale 3 tygodnie temu u nas, na sąsiedniej ulicy, w pożarze zginęła 93- latka, jej córka wyskoczyła z balkonu. Horror.
UsuńMiłego weekendu, Ula!