poniedziałek, 8 maja 2023

Suse

To moja dawna pracowa koleżanka. Jak w roku 1999, czyli w zamierzchłych czasach, po remoncie i półrocznym błąkaniu się naszego oddziałowego personelu po całym szpitalu otworzono znowu nasz oddzial, i wszyscy znowu się spotkaliśmy w starym gronie, doszła do nas jako "nowa"-  Suse. Ja z powodu pracy nocnej i w pojedynkę wiele kontaktu z nią nie mialam, w sensie, że nie pracowałam ściśle z nią,  ale wiedziałam, skąd się u nas wzięła, gdzie kiedyś mieszkała i pracowała, że ma męża i dwoje dzieci, i że wybudowali na wsi fajny zgrabny domek, gdzie też oddziałowo świętowaliśmy jej czterdzieste urodziny, a było to w roku pańskim 2006. Trzy lata później nasz pracodawca atrakcyjnie redukował miejsca pracy w sensie,  że za złożenie wymówienia płacił nagrodę,  i Suse faktycznie zwolniła się z pracy u nas i poszła pracować do kliniki większego miasta, gdzie jest do dzisiaj, tyle, że w miedzyczasie jedynie na pół etatu. 
Co parę lat gdzieś się widywałyśmy,  czasem przypadkowo, innym razem jakieś spotkania dawnej załogi gdzieś tam u kogoś tam, albo na jarmarku bozonarodzeniowym, bo to taka najlepsza okazja na spotkania. 
No i fejsbuki oczywiscie, i insta.  
I na fejsbukach znalazłam w zeszłym roku artykuł o niej, w gazecie tegoż właśnie większego miasta,  w którym pracuje. 
Okazało się, że Suse ma od jakiegoś czasu specjalistyczne hobby, a mianowicie urządzanie koncertów u siebie w domu. Koncerty salonowe bądź ogrodowe. Z udziałem czasami mniej, czesciej dosyc znanych muzyków. 
I o tym był ten gazetowy artykuł. 
Oczywiście z buta skontaktowałam się z nią- moim zwyczajem jest "manie" do końca życia raz otrzymanych adresów czy numerów telefonów. 
W marcu bylismy na koncercie dwóch młodzieńców, o których wspomniałam w swoim czasie, a teraz, dwa dni temu, Tobi i ja mieliśmy okazję przeżyć na żywo, siedząc na krzesłach naprzeciw artysty, samego Morgana Finlay. 

https://fb.watch/koVKGul_ZV/



Tutaj podczas przerwy w kuchni Suse. Nie pogardził naszym sernikiem, i ogólnie wszystko co przyniesiono, smakowało mu. Bo do zwyczajów koncertów należy przyniesienie jakiejś przekąski,  co kto uważa. Suse i jej mąż stawiają napoje. 
Fajnie było. Morgan jest fantastycznym człowiekiem, żartownisiem, ale i zamyślonym nad celem życia. Śpiewa po angielsku i jak nam też udowodnił, jednego pół songu po niemiecku, poza tym posługuje się stosunkowo dobrym niemieckim. Dużo opowiadał o swoim życiu, także wcześniejszej pracy socjalnej. Polubiliśmy go niezmiernie. 

13 komentarzy:

  1. Kapitalna rozrywka, fajnie posłuchać koncertu na żywo w domu.Udane popołudnie.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo miły człowiek ten Morgan. Nie pomijając jego znajomości niemieckiego siiiiss 🙃

      Usuń
  2. Tylko pozazdrościć. Dobrze trzymać kontakty papierowe. Ja w polskim domu mam też taki notes. Pewnie sporo nieaktualnych, ale adresy też tam wpisywałam. Może trzeba tam zajrzeć. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Papierowe notki najbardziej stabilne, zdaje mi się. Niby przy zmianie telefonu wszystko się kopiuje na nowy, ale ja tam zawsze jakiś brak stwierdzam, I porównuje wedle notesu.

      Usuń
  3. Zazdroszczę, fajne takie kameralne koncerty! Ale w czwartek idę na koncert gitarowy- bo mój młodszy wnuczek chodzi oprócz gimnazjum do szkoły muzycznej i co jakiś czas dzieciaki koncertują. Wczoraj gdy byłam u córy na kolacji to dziecko (12 lat) zawzięcie ćwiczyło. Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, to jest szczególny koncert, z pewnością będzie sala pełna słuchaczy i dumnych z małych artystów!
      Morgan wystukuje przy niektórych songach melodie na gitarze. Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Ma to w sobie to coś właśnie.
      Miłych wrażeń w czwartek Ci życzę.

      Usuń
  4. Oryginalne hobby. Jaki ona musi mieć dar przekonywania aby namówić wykonawcę do występów w domu. czy on dostaje za to pieniądze czy pro bono? A kto przychodzi na te koncerty? Tylko zaproszeni znajomi czy może wejść ktoś z tak zwanej ulicy? Bardzo ciekawe zainteresowanie ma kobietka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Suse zaczęła prowadzić muzyczny blog, i zaczęła zapraszać muzyków. U niej nie ma biletów, są datki do kapelusza. Zapowiedź koncertów z jej numerem telefonu ukazuje się w części kulturalnej jej miejscowej gazety, ale i w listach owych muzyków. Robi to nieco wrażenie, gdy stoi tam po kolei Hamburg, Vienna, Berlin i Sibbesse, przynajmniej ludzie guglują ☺️ przyjść może jazdy po uprzednim zameldowaniu się, przy czym liczba gości jest oczywiście ograniczona wielkością salonu. Teraz nas było 35 z gospodarzami.

      Usuń
  5. BBM: Fantastyczne hobby i doskonały zmysł organizacyjny!Świetna sprawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale niezła logistyka za tym też stoi...Ja bym zdrowia nie miała do tego organizowania 😅 dobrze, że są tacy ludzie.

      Usuń
  6. Kurczę, ale to fajne jest! Prywatne koncerty dla przyjaciół, jak z filmu 😀

    OdpowiedzUsuń