Dietmar, ten jeżdżący po festynach i jarmarkach, umarł dzisiaj po południu. Niestety lekarze nie dali radę go uratować...
Ten Dietmar, który ponad 10 lat temu leżał wiele tygodni na moim oddziale z ręką przyszytą do podbrzusza.
Moje ostatnie spojrzenie na niego było wczoraj w drzwiach OiOM- u w szpitalu w Westfalii, gdzie Tobi i ja zawieźliśmy jego żonę, bo szpital wolał...
Dzisiaj opiekowaliśmy się "jego dziewczynką", Sunny. Nie chciała w sumie ani jeść, ani pić, ale cieszyła się, jak jej rzucałam gumową świnią, I łapała też zajączki robione moim zegarkiem w słońcu.
Odpoczywaj w pokoju, mój niezwykły sąsiedzie.
Smutne to co piszesz, pamiętam jak opisywałaś tego pana.Niech spoczywa w spokoju
OdpowiedzUsuńPrzykre chwilę. Współczuję zwyczajnie po ludzku.
OdpowiedzUsuńWspółczuję, Sunny będzie tęsknić...
OdpowiedzUsuń