Pojade z grubej rury, a co ;)
Zycie poza Frankonia jest jednakze mozliwe, ale tutaj jest troche inne. No ale po kolei.
Zaczne od faktu pracowania od pierwszego sierpnia od godziny 13, w klinice Jury. Jest dziwnie, bo pielegnowac to nie dla mnie problem, ale wszystkiego innego musze sie uczyc, szczególnie pielegnowania przez komputer, bo bez niego nic nie dziala; na szczescie nie maja jeszcze kompletnej elektronicznej dokumentacji, tylko taka polowiczna, i ogarniam z grubsza, przynajmniej wiem, gdzie czego szukac, a ze czasami szukam dluzej, to jest jak jest. Reszte szpitala ucze sie, gdzie co jest i kto kim jest. W nastepny czwartek jestem zaproszona na takie oficjalne powitanie z innymi nowymi pracownikami w szpitalu, oczywiscie ide i ciekawa jestem, czego jeszcze sie dowiem.
Pierwsze kilka dyzurów pracowalam jako taka jakby praktykantka, ale po nich stwierdzilam, ze nie ma co sie ceckac, biore na klate druzyne pacjentów- najpierw takich chorszych kilka, potem ofiarowano mi swietosc najwieksza, bo prywatny trakt- i sobie bezproblemowo poradzilam, czasami cos sie dopytujac. Bo co jak co, ale pracowac to ja potrafie, i troche czasu wygospodarowac sobie na wlasnie poobserwowanie i pytanie, co i jak, na przyklad procedury przy nowo przyjetych, zaczynajac od takich drobnostek, jak mu w kompie posilki zamówic, czy jak dziala zaznaczanie jakichs parametrów czy gdzie i jak zamówic badanie krwi, i temu podobne. Z poczatku bylam jak to dziecko we mgle, teraz sie przejasnia.
Jestem w druzynie skoczków, bo tak chcialam, znaczy wedle potrzeby personalnej moga mnie rzucic w calym szpitalu, ale chirurgia juz sie upomniala, ze chca mnie tez na wrzesien, a do chirurgii to ja mam tez pewien sentyment, wiec pasuje.
Skoczki maja to do siebie, ze sami ukladaja sobie grafik, jak chca pracowac, i kiedy chca urlop. Do tego mi jeszcze troche daleko, bo pól roku okresu próbnego, ale jako, ze pracuje 2/3 etatu, mam wystarczajaco wolnego czasu i dni. Bo oczywiscie nadal regularne jazdy do domu E, który juz jest w necie do sprzedazy, ale biuro maklerki ma akurat wolne i urlop, i trzeba samemu dopatrzec i trawe w ogrodzie skosic, co bedzie sie dzuialo w nadchodzacy poniedzialek. W niedziele bowiem wyruszamy do E, w poniedzialek mam wizyte u gina, i odbieram recepte u mojego lekarza rodzinnego, po czym oboje musimy sobie poszukac na miejscu lekarzy wszelkiej masci. Laryngologa juz mam. Potencjalny lekarz rodzinny, kilka kilometrów od Z, dal ogloszenie, ze przyjmie nowych pacjentów, ale akurat ma urlop, wiec mam to na radarze. Bo to tez nalezy do przeprowadzki, niestety.
Co jeszcze... temperatury tutaj nad Menem dawno przekroczyly granice 30 stopni, i z tarasu korzystamy dopiero po zachodzie slonca- pomimo, ze jest na wschód.
Ostatnio troche bylismy w drodze, na Snieznej Górze, w zabytkowej kopalni lupka, na dawnym przejsciu granicznym niemiecko- niemieckim, i w bylym obozie koncentracyjnym Laura.
Mielismy tez prawie tydzien goscia w domu, znajomego z Westfalii, który poprzez mame z Norymbergii, ma szczególne powiazanie z Frankonia, i nawet potrafi mówic w dialekcie. A co do dialektu, to tez sobie dzielnie daje rade, bo otrzaskana jestem, ale jak na wspólnej przerwie kolezanki daja z grubej rury miedzy soba, to mam wrazenie, ze na Erazmusie jestem ;)
Podziwiam cCę za odwagę przewrócenia swojego życia do góry nogami:) niby sama tchórzliwa nie jestem i też to swego czasu zrobiłam, ale na ten moment to już jestem taka wygodna, że tylko bym chciała świętego spokoju, więc tym bardziej gratuluję decyzji. Niech Ci się wiedzie w nowym miejscu i w nowej pracy
OdpowiedzUsuńWitaj T,
UsuńJa również jestem wygodnicka i najchętniej mam święty spokój, i w listopadzie myślałam, że ja się z tymi moimi alkoholikami zestarzeje, praca okazala sie super, a tu w styczniu taki żonk, a od maja nie do strzymania. Śmierć Lilli okazała się być dla mnie Zieloną Kartą do Górnej Frankonii, mogliśmy tego kroku nie robić i zostać na miejscu, ale perspektywy były raczej cienkie, pracowo jak i później, jak człek sam Doktora czy łóżka w szpitalu potrzebował będzie. 4 zamknięte szpitale to nie żarty. Dla Tobiego, który stąd pochodzi, to przypomnienie, dla mnie nowy ląd, ale czuję się tutaj dobrze, tylko jeszcze czasu mi nieco brakuje, ale mam nadzieję, że po wymianie okien i urządzeniu suteryny i poddasza, będzie bardziej luz. Samo mieszkanie na parterze mamy już tak, jak sobie wyobraziliśmy, więc faktor dobrego samopoczucia w czterech ścianach jest. Akurat przeleciałam obejście odkurzaczem, no trochę tych metrów jest, ale to akurat mi się podoba, nigdy jeszcze nie mieszkałam na takich przestrzeniach. Mirkę muszę czasami szukać 😅
Dziękuję ślicznie za dobre życzenia i miej fajny weekend.
Takie gruntowne przemeblowanie ma bardzo "odświeżające" działanie - wiem z autopsji, wszak przeprowadziłam się do innego kraju w 76 "wiośnie życia. I, co może dziwne, wcale nie tęsknię za krajem nad Wisłą. Życzę Wam obojgu wszelkiej pomyślności w nowym miejscu!!!!
OdpowiedzUsuńWiemy obie, o czym mówimy, i wiemy, jak taką zmianę w życiu przeżyć, a pozytywne myślenie dodaje skrzydeł. Wiem, jak bardzo pokochałaś Berlin, ja czuję się dobrze w Z, wielkością jest to samo, co było w E, więc nie mam szoku kulturowego 😁
UsuńDziękuję ślicznie i również najlepsze życzenia do Berlina Ci ślę.
BBM: Umiesz chwytać byka za rogi, więc na pewno będzie dobrze i będziesz zadowolona. Powodzenia!👍🏻
OdpowiedzUsuńAno czasami trzeba, a w życiu bym nie pomyślała, że taka corrida mi się jeszcze przytrafi, nowe miejsce do życia, nowa praca, ja miałam w planie dotrwać w E i wmoim ogródku do końca moich dni, jak w powieści Rosamundy Pilcher..
UsuńPóki co, jestem zadowolona, i myślę, że dopóki optymistycznie i z cekawosciapodejde do sprawy, będzie dobrze. Mimo tego, E z całą swoją zaściankowością zawsze będzie miało miejsce w moim sercu, zylam tam 37 lat, szmat czasu...
A patrz, trzeba mi zmienić napis główny na blogu 🙃
Pozdrawiam i dziękuję!
Ty to się się wszędzie odnajdziesz, jesteś takim człowiekiem.W pracy już sobie radzisz bo zaradna jesteś.To spory ten dom skoro Mirki trza szukać, a jej jak die podoba ? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWitaj Ula 🙂 ano odnajdujesie w nowej rzeczywistości. Do pierwszej możliwości emerytury mam trochę ponad 5 lat, do regularnej 8. Zobaczymy. ⅔ etatu to nie jest wiele, więc nie tyram jak dziki osioł.
UsuńChałupa jest spora, z zakamarkami pod i nad właściwym mieszkaniem. Napawam się dużą łazienką, pomimo, że jest w stylu lat 80tych 😂
Mirka czasami zdezorientowana, bo jeździmy z Z do E i odwrotnie, ale wygląda na zadowoloną i ciekawą nowych dróg. Starzeje mi się jednak powoli...
Pozdrawiam serdecznie ❤️🩹
Dzień dobry! Od kilku lat zaglądam tu do Pani i bardzo mi się podoba. Nie znam Pani, ani Pani historii życia, ale jest Pani bardzo pogodna, zaradna, optymistyczna. Opowieści o pracy są cenne, bo sama pracuję jako pielęgniarka w PL. Historie o życiu są ciekawe, bo takie normalne. Wycieczki, zwykłe problemy i dużo optymizmu. Życzę Pani i Małżonkowi w nowym miejscu dużo radości, życzliwości, wytrwałości, zdrowia. Pozdrawiam, edyta
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplementy, Edyto 🙂 tak, jest tu ciekawe życie, ale i wyzwania, przed którymi stoję. Wszystko po kolei musi się ułożyć. Także w pracy. Jutro mam w niej długi dzień, ale też trochę rozrywki. Praca nie jest spektakularna, ale daje mi zadowolenie, i chętnie do niej ide, a to już dużo. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńLucy, tylko przykład z Ciebie brać. Normalnie potrzebny mi był taki kop w postaci Twoich wpisów, bo w dół wpadłam jak nie wiem co. Od początku wakacji i dopiero teraz zaczęłam się wygrzebywać. Dzięki wielkie za to. Nawet nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś :)
OdpowiedzUsuńO Mirkę dbajcie, bo ona - jak Szilka - już leciwa pani i niech nam się te kochane sunie trzymają. Uściski serdeczne :)