Pod tym hasłem spędziłam wczorajszy wieczór, a zaczęło się to tak, że podczas babskiego karnawału 27 lutego Christine, szkolna koleżanka Tobiego, spytała się mnie, czy nie miałabym ochotę spontanicznie dołączyć do grupy gimnastycznej pań, która zpotyka się co tydzień we wtorki wieczorem...
Ja i sport. Jedyny sport, jaki mam, to latanie na dyżurach, 15 tysięcy kroków to nic, no i latanie z Mirką po wsi, polach i pod lasem, dwa razy dziennie.
Ostatnie sporty absolwowalam na rehabilitacji 2 lata temu, a potem ten program z kompa, 2- 3 razy w tygodniu.
Sportowo jestem więc nieco wrakiem.
Ale tak sobie powolutku przemyśliwałam sprawę, i wczoraj jeszcze przedzwonilam do Christine, jak to działa i gdzie pójść, bo Zapfendorf ma dwie hale sportowe przy szkole.
Powiedziała, że mam po prostu pójść, pewnie się ucieszą, jak mnie zobaczą, a oćwicza tam Meggi, która mieszka ulicę dalej i którą też znam.
Tak więc wskoczyłam w gatki i poszłam w towarzystwie butelki wody. Hale są kilka kroków przed biblioteką, i nogami kilka minut od domu.
Faktycznie w przebieralni ucieszyły się jak nie wiem co, że przyszłam, kilka babek znałam co najmniej z widzenia i z karnawału, Meggi jeszcze miała poprzednią grupę w hali, i była tam też Elke, dobrze po siedemdziesiątce, a też cwiczy, hm. Meggi rozpromieniła się na mój widok, i do pary dala mi pewną Babsi, która wizualnie chyba starsza ode mnie, fizycznie wytrenowana jak na olimpiadę, no i się zaczęło. Na matach, stępowanie, rozciąganie gum, małe ciężarki, całą godzinę. Zmachałam się nieźle. Powiedziałam Meggi, że mam protezę w kolanie, i skakanie to taka sobie sprawa u mnie; dała mi inne ćwiczenia. Kurcze, moja równowaga też nie jest optymalna, ale co się dziwić, prawy narząd równowagi odmeldował się u mniena wieki wieków amen, i lewy przejął całą robotę. Ja i tak zadowolona, że rowerem umiem jeździć.
Po samokrytyce stwierdziłam, że coś i trzeba robić, a taka grupa raz w tygodniu (przy dobrych układach grafikowych) dobrze mi zrobi. Aż mi szkoda, że w nastepny wtorek mam popołudniowy dyżur...
Po powrocie do domu wzięłam Mirkę na smycz i poleciałam dokończyć moje parę tysięcy kroków, obligatoryjnie.
Czuję się dobrze.
W życiu bym nie pomyślała, że kiedyś, gdzieś dołączę do jakichś babskich sportów. W sumie, nie miałam do tej pory czasu, serio... nocna praca wiele wykluczała. Teraz mam ten luksus, że sama sobie pisze grafik, I nie pracuje na prawie cały etat, więc korzystam z dobroci wolnego czasu dla siebie. Mimo tego, nadal chętnie siedzę na tyłku i czytam książki...
Akurat bylam w Bad Staffelstein, zmienić ustawienia aparatu słuchowego, gdyż ponieważ 1 kwietnia, przy obligatoryjnej, cokwartalnej kontroli, zaszalałam i poprosiłam o podgłośnienie niektórych frekwencji, co przy pewnych sytuacjach słuchowych zaowocowało mi trzaskami, jak źle ustawione radio. Dlatego zaraz z powrotem te ustawienia, no i tak to.
Korzystając z paru minut czasu przed akustyczną akcją, bo zawsze jadę przed czasem, odkryłam obok akustyka mały sklepik z modą plażową- w końcu Bad Staffelstein to kurort- I kupiłam sobie w moich oczach przepiękny kostium kąpielowy, co też tak powiedziałam ekspedientce, że rzadko coś tak pięknego widziałam, a że pomieściłam w tym jeszcze i biust, to nie mogłam się oprzeć.
Zdjęcia w kostiumie będą 😃 jak Meggi mnie wyćwiczy na modelkę 😂😅
Z mojej nieksiążki kucharskiej, wczorajszy obiad:
Kurze piersi, nacielam chirurgicznie w kilku miejscach wzdłuż, powtykalam w te szczeliny czosnek w plasterkach, doprawiłam solą, pieprzem, Ziołami Małgosi, i do frajera na 20 minut przy 180 stopniach. Zero tłuszczu.
W tym czasie gotuję się ryż, szklanka ryżu i 2 te same szklanki wody, znaczy objętościowo. Zagotowuję, skręcam palnik na 1, pod pokrywką do 20 minut ryż dojdzie, czasami mieszam. Do ugotowanego dodałam resztkę sosu z rolad wołowych, który mi został. Czasami do ryżu, jeszcze podczas jego gotowania, dodaję np startą marchewkę, albo drobno pokrojonego pora, albo Ziół Malgosi, albo bazylii.. co mi się uwidzi. Wczoraj był sos. Ryż smakował.
Do tego sałatka, zielona plus trochę pora, plus ogórek, sos jogurtowy.
Jedna z moich obuadowych potraw bez nazwy.
Ale frajer sprawdza się. Jako pierwsze, wrzuciłam w niego rybie paluszki, i byly smaczne, takie niesmażone na oleju.
Kostium faktycznie świetny, w moim typie!
OdpowiedzUsuńJa bym chętnie popływała, ale zimą basen to mordęga, a i często zajęty przez szkoły i kluby, a o 6 rano to nie uśmiecha mi się jechać.
Obiadek dietetyczny, smacznego!
Jotko, u nas bardziej terma, niż basen w zimie był, jest oddalona od nas kilkanaście minut jazdy autem i nęci... basen będzie latem, mamy we wsi, dosyć popularny w tym rejonie, ale zeszłego lata tak byliśmy zajęci przeprowadzką i innymi rzeczami, że nie poszl8smy ani razu. W tym roku będzie inaczej.
UsuńU nas nawet od 6 było sporo ludzi, a w dodatku godziny autobusu mi średnio pasowały. A w zimie rowerem po basenie jeździć nie będę. Czyli w zasadzie nie pływam. Szkoda, bo lubię.
UsuńMnie też kostium się podoba.
Zazdroszczę tego samozaparcia , systematyczności bo u mnie ewidentne braki.Kostium elegancki a obiadek pyszny, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzasami tak faktycznie mam, z.a ze po zimie zostało mi kilka funtów, to trzeba mi działać.
UsuńMoja córka marzy o frajerze, ale drogie to ustrojstwo. Może kiedyś się dorobimy...
OdpowiedzUsuńTego frajera można kupić i w cenie czterokrotnie wyższej, niż my nabyliśmy, wtedy jest markowy. Nasz jest no name z Aldi, I jest według mnie, ok i wystarczający na dwoje.
UsuńSamodyscyplina to moja słaba strona. Drugi minus to nie lubię ćwiczeń w grupie, a że brak mi samodyscypliny to i samotne ćwiczenia mi nie wychodzą .
OdpowiedzUsuńOstatnio eM zaproponował abyśmy chodzili na Basen, wolę sama , a potem się migam i mówię, że brak mi czasu.
Ja z kolei wole w grupie, bo jest weselej, no i porozmawiać z babkami można sobie. Basen w tym roku musowo będzie.
UsuńOoo, jakbyś opowiadała moją historię :). Parę tygodni temu na naszej grupie koła gospodyń wiejskich pojawiło się ogłoszenie, że w pobliskim gospodarstwie agroturystycznym otwierają się cotygodniowe zajęcia jogi dla początkujących. Zapisałam się, może bardziej z ciekawości i wsiąkłam :). Nieważne, że wiekowo jestem pewnie w pierwszej trójce najstarszych, moje sadło też nie pomaga, ale prowadząca swietnie motywuje no i po godzinie ćwiczeń mamy pół godziny relaksacji...Wsiąkłam i bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńOj, przydałaby mi się joga na porozciąganie się... ale niestety doba jest za krótka. Dobrze, że przynajmniej na rowerze mogę do pracy jeździć.
UsuńTo faktycznie wiele, rowerem do pracy moc dojechać, ja nie mam szans, bo za dużo km i za górzyście... a z ciekawości, ile km dojeżdżasz?
UsuńJulio, zdaje mi się, że niezależnie, jak się wygląda, ja też nie modelka, to tak na marginesie 🙃 ważne, że robi się cokolwiek, I trochę innego towarzystwa się zazna, też być może tak myślisz?
Usuń14-15 (zależy, czy zakupy robię po drodze ;-) ) w jedną stronę. tyle, że po płaskim. Okolice bardziej pagórkowate tylko w czasie wolnym, a tego zawsze trochę za mało.
Usuń