Tym razem połowicznie pracuję, znaczy w pracy, jutro czyli niedzielnie mam dyżur popołudniowy. Miałam zaplanowany na rano, ale znowu ktoś zachorował, i Marianne spytała mnie w środę wieczorem, czy mogłabym po południu. W sumie ok, mogę się jutro wyspać, a nie zrywać przed piątą rano. Czasami mam takie odchylenia od normy, szczególnie w niedziele, bo nie ma wizyt, i idę chętnie na rano.
Bo ogolnie o pracowaniu, to się w te tzw. wolne dni napracowałam.
Ostatni dyżur nocny był z serii "nikt nie śpi, bo niby dlaczego". Miałam w dwóch korytarzach 15 ludzia, było 3 dni po pełni księżyca, a rejwach całą noc, i dzwonki. Do samego rana. W przerwie miedzydzwonkowej rozłożyłam leki. Oczywiście dokumentacja, czyli klikanie w punkty. Dokładanie do listy, czego ktoś zapomniał, bądź nowe wydarzenie. Troje mocno zdezorientowanych. Poprzednie dwie noce było inaczej.
Mam piękna drogę do pracy, z widokiem na Giechburg, czyli zamek Giech, i kościół na skalę o nazwie Gügel. To było w środę wieczorem, krótko po 19.30.
W czwartek rano, zanim poszłam spać, odbębniłam nieco zajęć w domu, wybrałam, wrzuciłam do suszarki, przygotowałam obiad tak, żeby potem tylko dogotowac- byly szparagi z ziemniakami i kotletem, czyli obrać ziemniaki, szparagi, zrobić sos, utłukę i przyprawić kotlety, z tymi do lodówki. W międzyczasie ucieszyłam Mirkę spacerkiem, dwa kupska i pies po nich leży przy mnie, albo w nogach, albo w swojej podusi koło łóżka i dzielnie chrapie, aż ja wstanę około trzeciej po południu.
W czwartek wieczorem było jeszcze zebranie w ratuszy, a że chodziło o wiatraki, to poszliśmy z Tobim.
W piątek z samego rana dowiedzieliśmy się, że zmarła nasza sąsiadka, nagle i niespodziewanie, miała akurat 62 lata. Umarła, bo jej się żyć już nie chciało. W zeszłym roku zmarł jej teść, w marcu teściowa, w kwietniu jej młodsza siostra, a w międzyczasie jej mąż ma chemioterapię na raka kręgosłupa i złą prognozę. Niestety nie będę mogła być na jej pogrzebie w środę, bo będę wtedy w Göttingen, w klinice uniwersyteckiej na kontroli z moimi uszami. Tobi pójdzie sam. A dzisiaj następna wiadomość, zmarł ojciec znajomej, miał też tylko 73 lata, ale nie najzdrowszy był. Z hego żoną chodzę na wtorkowe gimnastyki.
I tak to. Piątek spędziliśmy w piwnicy. Ponad 50 lat temu teście zapatulili tam wszystkie rury od ogrzewania w coś takiego, co wtedy musiało być szałem na kółkach i kosztowało pewnie też sporo, to była gąbka w plastykowych rulonach na zamki błyskawiczne. A żeby było ładnie, teść zabudował to wszystko deskami, taką boazerią. Zerwaliśmy te konstrukcje, gąbka była w proszku, wyszło nam parę worków śmiecia, a przy okazji odkryliśmy tajemnice jednego z dwóch grzejników w kuchni, jak tam idzie rura. Tobi oczywiście będzie na nowo ocieplał te rury, do zimy jeszcze daleko. Jako, że deski surowe, niemalowane, sąsiad wziął chętnie do swojego pieca. Zamiatania, odkurzania pajeczyn miałam po kokardkę, późnym popołudniem wyskoczyliśmy pod prysznic, na szybkie zakupy chleba i wędlin w Ützing, po czym prosto do Bad Staffelstein. W planie miałam Freudeneck albo Wiesen, ale po drodze wpadła nam w oko grecka restauracją, która ceny miała bardzo pod kuracjuszy, ale jedzenie było naprawdę tego warte. Mirka była sama w domu, więc po powrocie poszliśmy jeszcze szybko i z nią, I wszyscy troje padliśmy w bety.
Sobota zapowiedziała się nieco spokojniej, w sensie, że ogarnęłam nieco chałupę, odkurzanie zawsze na planie. Po śniadaniu poszłam z Mirką, po drodze gazety, które tylko ogarnęłam wzrokowo. Odstawiłam Mirkę do domu i pojechałam po resztę zakupów, tzw drobne rzeczy, jak mleko, sery, warzywa. Tobi był w drodze, tym razem w firmie Markusa, amatora spalonej babki piaskowej. Wracając stamtąd, wstąpił do Chrisa i Corinny, obdarowala mnie sadzonkami pora, dwoma pomidorami już całkiem dużymi, nasionami różnych papryk i kwieciem cyni. Fajna sprawa, od razu posadzone, wysiane, pochuchane. Tobi podlewała dobytki co wieczór.
Na obiad zrobiłam rolady wołowe, kluski i czerwoną kapustę. Powoli dojadamy mięso od bauera.
Zmęczeni jak nie wiem co, bo Tobi po powrocie sąsiadowi przy budowie muru pomagał, pojechaliśmy w teren. Z pięknymi widokami na klasztor Banz, bazylikę Vierzehnheiligen, Staffelberg, Veitsberg, a także zamek Giech i kościół Gügel, wszystko w jednej panoramie...
Gottesgarten am Obermain, tak to się to wszystko nazywa. Boży ogród nad górnym Menem.

















Boszszsz, jak tam u Was ślicznie
OdpowiedzUsuńJa w najbliższym czasie nie potrzebuje urlopu w sensie wyjazdów gdzieś tam na koniec świata, bo tutaj musze sobie dokładnie wszystko obejrzeć. To jedynie ułamek, co znam i pokazuję.
UsuńPodziwiam po takim kieracie jeszcze zwiedzanie
OdpowiedzUsuńPiekne tereny i zabytki.Pozdrawiam deszczowo i wietrznie.
Ula, wszystko bez spinki, po takiej robocie trzeba na świeże powietrze, a z Mirką tak czy inaczej 🐕
UsuńŁadnie tam u Ciebie! A to zdjęcie z Waszymi cieniami - superanckie!
OdpowiedzUsuńGórna Frankonia jest po prostu piękna, i w tym przypadku zyskałam na przeprowadzce z Solnej Saksonii.
UsuńDolna też, dolna też😊😊😊
UsuńAle masz piękną, zieloną okolicę i te górki, pagórki! Po prostu ślicznie.
OdpowiedzUsuńLedwo wróciliśmy z wypoczynku, rozdzwoniły się telefony moich sąsiadek.
Sąsiada, lat 53 wciągnęła na polu maszyna do belowania słomy. Zjechały się wszelakie służby, niestety nie uratowali go.
Mirka ma fajne spacerki.
Pozdrawiam, Lucy.
Takie smutne życie, niestety, żaden wiek..
UsuńNa takiej drodze miałabym wrażenie, że jadę na wycieczkę raczej, nie do pracy!
OdpowiedzUsuńRobota u was aż furczy, skąd masz tyle siły na wszystko?
Niedługo, najpóźniej podczas czerwcowego urlopu, mam w planie zamek Giech. Droga jest faktycznie pięknem zamym w sobie. Jadę też wzdłuż 50 stopnia szerokości, z parkingem, na którym jest ta szerokość wyłożona kostką. Z widokiem na święta Górę Franków.
UsuńSiła, hm. Dzisiaj w nocy o drugiej wstałam po Ibuprofen. Czasami tak pracujemy, ale też mam swoje przerwy na nicrobirnie i robienie na drutach, czy czytanie książek.
Piękne niebo na zdjęciach.
OdpowiedzUsuńPamiętam raz mój pobyt z małą córką w szpitalu. Ja jako jej osoba towarzysząca. Jednej nocy spać nie można było. Pacjenci non- stop dzwonili, pielęgniarki non- stop biegały.
Ciężki dyżur miały.