Jako, że posiadaliśmy jeszcze winietkę na czeskie autostrady i inne płatne tam drogi, postanowiliśmy wykorzystać ten fakt plus ten mojego jeszcze wolnego, urlopowego weekendu, i wyskoczyć do Czech. Aktualnie do Aš mamy jakieś 160 kilometrów, tak więc... wyjazd z samego rana.
Psi hotel w osobach Arlety i jej syna chętnie zaoferował pomoc doraźną, w sensie bierzemy Mirkę. Temperatury nadal ponad 30 stopni, a mieliśmy w Czechach zaplanowane trochę jakiekolwiek kultury, gdzie Mirka raczej jako psia osoba niekoniecznie ma prawo wstępu. Bardzo fajna sprawa, taką możliwość zaopiekowania psa, więc po siódmej rano poszłam jeszcze w przyjemnym chłodku z Mirką w kierunku Weiher Weg; psica grzecznie wysikala się dziesiątki razy- ona w tym to raczej pies, nie suka- wykonała kupsko, i już mogła w bety Arlety, a my w drogę.
Kontroli granicznych zero. Notabene przekraczaliśmy wioskowo. Zatankowaliśmy auto za euro, o 30 centów taniej niż w Niemczech, i pobieżylismy w stronę Františkovy Łaźnie, który znam od lat, cudowny, mały kurort, jak ja mówię, idealny dla emerytów, bo właśnie mały, stosunkowo płaski, dużo zieleni i cienia, zawsze coś się tam dzieje, dzisiaj ryneczek x cudnosciami. Tam też pobraliśmy w automacie czeskie korony, w formie banknotu 2 tysiące, czyli na kawę za niego nie pójdzie się, bo nikt normalny nie wyda... co robić? Wydamy w Kauflandzie, zdecydowałam, a co kupić? Dwie zgrzewki Kofoli na przykład. W zeszłym tygodniu zapoznałam Tobiego z tym napojem, który poznałam wiele lat temu na Słowacji. Nastepny Kaufland w Sokolov.
Wyszło nam cztery zgrzewki Kofoli, paczka czeskiego proszku do prania i rohliki. Bez parka w nim 😉
Po poleżeniu godzinkę z nogami w górze, poszłam po pannę Mirosławę, która pomimo siku i reszty krótko wcześniej z Arkadym, wyciągnęła mnie na mały powrotny spacerek, asfalt był jeszcze ciepły, ale nie za gorący. Kota widziałyśmy 🙃 i mu szczeknęłyśmy.
(...)
Nie pomijając ostatniego tematu w blogowym światku... śmierć Star zaskoczyła mnie, kontakt z nią urwał się już wiele lat temu z powodów oczywistych. Czasami o niej myślałam, jak daje sobie radę z życiem, z tą swoją złością i nienawiścią. Nie wiedziałam, że się wyprowadziła z NYC, nie wiedziałam, że owdowiała. Wychodziłam z założenia, że skoro pokonała swoją chorobę, a to był naprawdę wyczyn- będzie żyć długo, niekoniecznie szczęśliwie. No cóż, odpoczywaj po tych wszystkich ziemskich wq...ach w zaświatach, Star.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz