Dzisiejszy ranny dyżur był ok, pomimo bardzo wczesnego wstawania- pobudka o 4.45, mam ¾ godziny na małą kawę, trochę twarogu z owocami, zajrzenie do książki, a o wpół do szóstej wsiadam do auta, 10 minut drogi, spokojnie do przebieralni, zamienić kilka słów z jakąś koleżanką, i powoli na oddział. Dzisiaj miałam inny odcinek, 7 pacjentów, z czego troje dosyć intensywnych w pielęgnacji, a pani 92- letnia świetnie sobie sobie radzi, powoli, ale daje rade, pomocy wielkiej nie potrzebuje, ot tyle co pomóc nałożyć pieluchomajtki raz dziennie.
O 7 rano dotarła do mnie Wally, która pracuje dziennie po 5 godzin i nie na cały etat, bo jest po chemioterapii po raku piersi. Wally to granat. Mniej więcej w moim wieku, szczupła, wręcz muskularna, wymyła moich trzech pacjentów na glanc, i jeszcze dwoje innych, przypilnowała dwa posiłki, zanim poszła do domu o 13.
Ogólnie na oddziale mamy mało pacjentów, chyba 27 było w południe, nieporównanie do początku tygodnia z 46.
Dlatego postanowiłam nie pracować dłużej, znaczy do 15, lecz poszłam już o 13.30, że wszystkimi.
Pogoda jeszcze dopisywała- akurat przeszła burza- tak więc poszłam zwiedzić nieco Schesslitz, konkretnie dwa kościoły. Główny, Parafialny, pod wezwaniem Św. Kiliana. Wiosną zakończono remont placu przed nim.
Ten placyk udał im się, połączenie starego z nowym.
Ciekawe konfesjonały z nazwiskami księży, nie ma niespodzianki, kto spowiada.
Plebanią. Mają rozmach.
Żołnierze polegli w I Wojnie Światowej.
Pierwszy proboszcz z 11 wieku.
Główną ulicą w dół, obok tego pięknego domu-
- w kierunku małego kościółka szpitalnego Św. Elżbiety.
Przylega do niego dawny szpital, obecnie ośrodek pielęgnacyjny firmy GKG, w której i ja pracuję.
Kiedyś w drodze do pracy, przed tą brama parkowal- bo takie życie- staroświeckie Karawan z firmy De Bonnet, z firaneczkami, chromowanymi listwami, felgi jak szprychy... wyglądało to zjawiskowo.
Takie było moje szybkie, podyżurne popołudnie, zanim rozpętała się porządna burza. Zdążyłam jeszcze po drodze porozmawiać trochę z moją dawną pracową koleżanką Dagmą, która nadal i jeszcze pracuje u Amigosów... Nadal moralną katastrofa, a szpital na zamknięty psychiatryk nadal nie przebudowany. Powiedzmy tak: też mam różnie, ale pewnego sortu stresu definitywnie mi nie brakuje.
Na koniec: jeśli zamiast Achtung mówią i piszą Obacht, to definitywnie jesteśmy na południu Niemiec 🙃
Jeśli pracujesz dłużej, to w ramach etatu czy dobrowolnie, bo to niejasne...
OdpowiedzUsuńU nas tez dziś burza i ulewa, wracaliśmy od wnuka , uciekając przed burzowymi chmurami.
Sztuka sakralna bywa ciekawa, jak i dzieje zakonów.
W ramach etatu i dobrowolnie. Mamy różne modele pracy, jeśli chodzi o godziny. Młode mamy lubią pracować na rano od 8 do 13.30. Ja najbardziej lubię, i tak się planuje, na popołudniowe długie dyżury, od 13 do 22. Albo na ranne długie, od 6 do 15. Normalne dyżury są od 6 do 13.30, 13 do 20.30 i 20 do 6.30. Długie dyżury oznaczają mniej dyżurów w miesiącu, bo szybciej się wyrabia swój etat. Dla mnie osobiście oznacza to bezstresowe przekazanie pacjentów kolejnemu, bez konieczności spieszenia się, mam 1½ godziny więcej czasu, także na dokumentację.
UsuńU nas tez ostrzegają przed dalszymi burzami, a ja nie muszę się martwić niezamieszkanym domem 300 km na północ...
Piękne kościoły, widać że odnowione, z Ciebie taka podróżniczka.Pozdrawiam burzowo i deszczowo.
OdpowiedzUsuńPielęgnowane. Nie podróżowałam, Ula, wszystkie trzy kościoły, bo jeden już przedstawiłam parę tygodni wcześniej, są w miasteczku, w którym pracuje, 7 tysięcy mieszkańców ma Schesslitz. Wczoraj było tam takie nie- święto, 40 lat temu pojechał stamtąd ostatni regularny pociąg do Bamberg, zwany Schäätzer Böckäla, czyli Koziołek z Schesslitz. Trasa przestala istniec, dzisiaj jest to droga rowerowa.
UsuńMiałam na myśli zwiedzanie wiosek wokół Twojego zamieszkania,
OdpowiedzUsuńA to tak. W sumie to przejazdem coś zobaczę, zatrzymam się, obejrzę, bo teren bardzo ciekawy i sporo takich klejnocikow odkryłam.
Usuń