że odważyłam się iść sama wtedy, w lutym, na ten babski karnawał, sama kupiłam sobie bilet, w międzyczasie myślałam, co ja zrobiłam, przecież prawie nikogo tam nie znam, bylam na etapie odstąpienia mojego miejsca, w pracy się pytałam, czy ktoś, znaczy któraś, nie reflektuje na te imprezę, ale się takowa nie znalazła, bo w ten dzień w każdej wsi taka zabawa się odbywała. I co mi było robić, wystroiłam się w kolorową perukę jednorożca, bo znalazłam nówkę w bungalow, nie wiem, jakie plany Lilli miała. Moim szczęściem było, że przy dużym stole, gdzie dostałam miejscówkę, siedziały dwie babki, znane mi już z biblioteki, i jedna szkolna koleżanka Tobiego. Było jak na nieznany teren, świetnie tego wieczoru i do późna w nocy, i wtedy też zaproponowano mi dołączenie do grupy gimnastycznej pań, co też zrealizowałam w krótkim czasie i z mniejszymi obiekcjami. Po prostu spakowałam moja torbę, poszłam do hali sportowej, do przebieralni, i zagadałam w te slowa:
- Hallo, jestem Lucy, żona Tobiego, Christine D. powiedziała mi o waszej grupie i że pewnie chętnie mnie do tych ćwiczeń przyjmiecie.
Przyjęły bardzo chętnie, od tej pory ćwiczę, oprócz ferii i teraz latem, bo chodzę jeszcze, dopóki baseny nie zamkną, na AquaZumba.
W międzyczasie mieliśmy wieczorek nad stawem, i wtedy planowano wycieczkę do Würzburg i Veitshöchheim. Było przepięknie, pogoda w niedzielę dopisała. Podróż pociągiem do Veitshöchheim, gdzie zwiedziłyśmy piękny przypałacowy park w stylu rokoko, po czym poszłyśmy w teren, na obiad, po nim na statek i pojechałyśmy po Menie do Würzburg, na stary most na wino, potem do katedry, drugiego kościoła, przez miasto i z powrotem na dworzec.
Dla tego towarzystwa opłaciło się w lutym odważnie wejść w ten nieznajomy teren i w życie wsi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz