czwartek, 16 czerwca 2016

Spiesze sie doniesc

ze Miroslawie dzieje sie juz calkiem dobrze, a jutro usuwanie klamerek!

Wczoraj lezala juz tak, znaczy ze skrzyzowanymi tylnimi lapami, co u niej oznacza maksymalne odprezenie i stan blogosci:


W tej koszulce jest jej jakos najbardziej do twarzy ;)
Okazalo sie, ze dwie koszulki dla pazurzastego stworzenia i na deszczowa pogode to niestety za malo, i dokupilam jeszcze dwie, z czego jednej faktycznie jeszcze jej nie ubieralam, bo przestal padac deszcz. Mozna przekazac jakiemus dziecku w razie czego ;) Miroslawa nosi rozmiar dzieciecy 96. Kupilam jedna koszulke na 104, wczoraj ja obcielam, bo wygladala jak Sierotka Marysia w tej koszulinie po kolana ;)






Podwijanie koszuli nie mialo zbytniego sensu, bo pies biega i koszula opada. Pierwsze eksperymenty byly z wiazaniem troczkiem, ale szybko zmienilam to na luzna gunke, taka od majtek, która zalegala mi w koszyku na nici od prawie trzydziestu lat.


Powracajac do powagi tematu, Mircia tak wygladala po przywiezieniu jej od weta. To srebro to srodek dezynfekujacy. Brzuszek jednak niezle posiniaczony.




Jak widac, na pierwszy rzut i zanim Mirka do siebie doszla, zaszylam ja w recznik od naczyn. Wycielam na przodzie dwa otwory na przednie lapy, naciagnelam i zaszylam ostroznie gruba nicia czy raczej bawelna. Wet nie chcial dreczyc ja tym abazurem, zreszta abazur nie pomaga, jesli psiak chce sie i moze sie podrapac. To rozwiazanie z recznikiem jest niekoniecznie optymalne na stale, bo recznik jednak krepuje ruchy, a nie obrzucone otwory na lapy nieustannie sie powiekszaja i cala konstrukcja staje sie po prostu dla psa niewygodna. Dlatego radze kazdemu opsionemu czy okoconemu, aby zawsze i zanim naprawde bedzie potrzeba, zaopatrzyl sie na spokojnie w takie ubranka, a i cos w nich poprawil, bardziej je dopasowujac na figure swojego czworonoga, gdy np trzeba skrócic czy zmniejszyc dekolt.

Mirka w tiszercie nie budzi wiekszego zdziwienia u tubylców- nawet dzieci wiedza, o co chodzi- i sie pytaja czasami, gdzie ma jakie rany. Zdumienie widze jedynie u miejscowych refugees ;) pewnie mysla, ze babie kompletnie pierdolnelo w czajnik i stroi psa.

Po zdjeciu klamerek jeszcze pare dni bedzie potrzebna koszulka, aby Mirka nie rozdrapala swiezej blizny, i obiecuje, bo i tak bedzie na 100% padac, ze wkleje zdjecie Mirci w cudownym zestawie: granatowa koszulka i na nia pomaranczowa pelerynka przeciwdeszczowa z granatowa lamówka. Normalnie klekajcie narody :D

Co jeszcze do leczenia, Mirka w sumie po pogryzieniu byla lepiej leczona niz ja 41 lat temu. Ona byla szyta w narkozie, rany szarpane byly wyczyszczone, wyrównane, prosciutko zaszyte. Mnie szyli bez narkozy, mialam siedem lat i dobrze pamietam, nikt nie zajmowal sie kosmetyka ran, po prostu to poszarpane pocerowano do kupy i mialo byc. Mirka dostawala w sumie 7 dni antybiotyk; czy ja antybiotyk mialam, to wlasnie próbujemy odgadnac, znaczy ja i rodzice, bo w 1975 roku jedyna sluszna forma podawania antybiotyku byly zastrzyki w dupe, a tych w tym kontekscie przychodzacej do domu rano i wieczorem siostry (zakonnej) Rafaeli jakos sobie nie przypominamy. Mirka dostala takze na pare dni srodek przeciwbólowy- ja mialam piramidon i spokojnie lezec. Od siebie podsypuje Mirce po pare kuleczek arniki jako srodka homeopatycznego przeciwko kontuzjom, spuchliznie i ogólnie okaleczeniu, to akurat niezmiernie lubi. Moje rany goily sie fatalnie, w krótkim czasie zaczely ropiec, bo byly kompletnie niedociagniete chirurgicznie i jedynie polane woda utleniona w celu dezynfekcji- Mirkowe sznyty goja sie jak na psie, ale wlasnie z pomoca farmakologiczna. Ciekawe, jak bedzie to u niej wygladac po kompletnym zagojeniu i zarosnieciu sierscia- ja mam zdemolowane i brzydkie kolano, widac wyraznie poszarpana skóre, ubytek miesnia i miejsca po szwach, na w sumie pieciu bliznach, z czego najmniejsza ma 1 cm, a najwieksza 12. No i ja potrzebowalam calych wakacji na rekonwalescencje, i cala donice kaktusa aloesa, który ktos doradzil, przyniósl i który faktycznie pomógl wyczyscic sie ranom.

Chcialam jeszcze napomknac o moim szaraczku, czyli znajdujacym sie na drutach sweterku - oczywiscie lezal odlogiem, ale juz sie konczy. Pod pachami zrobilam tak, wedle dorad Knitologa w Podrózy (starsze zdjecie):


Zakonczylam szybciej dobieranie, aby szew pod pacha nie byl za dlugi, i dobralam 8 oczek, z czego potem do rekawa dobralam 10- 8 tak czy inaczej i 2 po bokach, aby nie bylo "dziur". Raz przymierzylam, nie faldowal sie tak, jak wlasciwie do tej pory mi wychodzilo. Bede dalej eksperymentowac :) 

8 komentarzy:

  1. No to Mirka była nieźle poszarpana! :(((
    Nasza Kura po sterylizacji nosiła fabryczny fartuszek dla psów wiązany na grzbiecie. Bardzo dobrze się sprawdził. Ale już Haczyk nosił "abażur". Bardzo to niekomfortowe ustrojstwo. :( BBM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas weci wlasnie takimi fartuszkami nie dziela, nie sprzedaja, specjalnie pytalam. W necie kosztuje taka pooperacyjna koszulka i 20€, przy czym najczesciej jest to taki body z majtkami, a ja sie pytam, dlaczego te majtki, do kazdego sikania rozbierac psa? Psa z abazurem to juz pare lat temu ostatni raz widzialam, widocznie niepopularne sa.

      Usuń
  2. Oj,nie ładnie to wyglądało, zdrówka dla Mirki.Ona taka biedna leży na łóżku,bidulka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ona i dzisiaj biedniutka, jak ktos sie schyli i zaluje, oj biedny piesiu, ojojoj, normalnie szlochac i sapac zaczyna na taka mowe, przybiegajac wczesniej w pogodnych podskokach i tak sie równiez po pocieszaniu zegnajac ;) mówie przeciez, to malpa jak nie wiem co :D

      Usuń
  3. Ojej, biedna psina, dużo zdrówka dla Mirki.
    Nasz weterynarz zaopatruje zwierzaczki po zabiegach w specjalnie szyte kaftaniki. Jakaś babcia im szyje, eleganckie są, w różnych rozmiarach, wycięcia na kończyny i na głowę ładnie obszyte delikatnym ściągaczem.
    Oczywiście cenę kaftanika dolicza do rachunku, ale przynajmniej zwierzak z gabinetu wychodzi zabezpieczony.
    ps. dzisiaj w południe u nas była taka ulewa i nawałnica jak u Was na początku czerwca. Na skwerku za blokiem rozłamało potężną wierzbę. Teraz już nie pada ale wieje tak, ze okien nie można uchylić.
    Gdybym nie miała zabudowanego balkonu to byłoby po kwiatkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starsza pani odkryla luke na rynku, wspanialy pomysl na wlasna dzialalnosc gospodarcza, ma z tego i zarobek, i z pewnoscia mnóstwo frajdy :))
      U nas póki co, pada dyskretnie pare razy na dzien, idzie zyc.

      Usuń
  4. kobietawbarwachjesieni:
    Ale się nacierpiała psina. Nasza Fionka po sterylizacji nosiła fartuszek. Pozdrów Mircię ode mnie i od Fionki i Małego.

    OdpowiedzUsuń