niedziela, 11 lutego 2018

Zanim byly urodziny

mojego ojca, dziadka mojego syna, ten zaczal myslec, jaki by tu wymyslec prezent na okragle urodziny. Czasami trudno trafoc z prezentem, a zanim kupi sie "glupote"... tak wiec zwrócil sie z pytaniem do mnie. Planowalismy juz obligatoryjny kalendarz do ogrodu, z fazami ksiezyca i kiedy jaka marchewke siac; poza tym nowa blize z kolnierzem i zamkiem blyskawicznym pod szyja, i maszynke golaco- strzyzaca z ostrzem maksymalnie dwucentymetrowym. Ale nie byly to ultymatywne prezenty zdaniem mojego syna. Wiec podsunelam mu pomysl, ze dziadek z powodu nawracajacych zywiolów wody i powietrza, czyli wiatru, martwi sie, ze nas kiedys od pradu odetna, i wartaloby miec maszynke do gotowania na gaz. Z butla 11- kilowa, jak 100 lat temu mieslimy w Polsce. Ok, nie calkiem 100 lat, ale 40. Mielismy obok pieca na wegiel takie dwa palniki, butle wymieniano mniej wiecej co dwa miesiace, zreszta ten butlowy gaz byl reglamentowany (koniec lat 70- tych), i bylo to swietna sprawa na lato, a takze w zimie, gdy w piecu jeszcze sie nie palilo, bo mozna bylo szybko zagotowac wode na herbate i temu podobne. Gdy wyprowadzilismy sie do miasta, gdzie byl w domu gaz, kuchenke, butle i abonament z tak zwanym pocalowaniem w reke przejela sasiadka. Ponoc szczególnie ten abonament nie byl taki latwy do otrzymania.

Dzisiaj i tutaj wszystko mozna bylo dostac w trymiga, dzieki Amazonowi, gdzie otrzymalismy sprzet z dwoma wiekszymi palnikami, a pomiedzy nimi maly palniczek. Do tego byl szlauch i regulator cisnienia, a butle z kaucja wypatrzylam juz na stacji benzynowej, te szara. W Niemczech a dwa rodzaje gazu, znaczy butli, w szarych i czerwonych. Szare butle maja to do siebie, ze praktycznie wszedzie mozna je wymienic z pustych na pelna, a czerwone sa dosyc rzadkie i mozna je wymieniac wlasciwie tylko tam, gdzie sie je nabylo. Twierdzi mój sasiad, który cale lato jezdzi z losami i inna karuzela.


Zanim nastapi kolejna katastrofa z odcieciem nas od pradu (co sie jeszcz enie zdarzylo...), bedziemy pod okapem gotowac konfitury, prazyc cukier na wódke i smazyc placki ziemniaczane, czyli wszystko, czemu jestem niechetna w domu, z powodu uciazliwego zapaszku po akcji.

O radosci obdarowanego jubilata wspominac chyba nie trzeba, prezent byl celujacy.

Dzisiaj zaczela sie po raz kolejny zima, rano odwiozlam dzieciaki do pociagu, zdazylam przez las, zanim dokumentnie zasypalo droge.




Skonczylam ogladac "The Crown", teraz zajelam sie "Alias Grace". I czytam jakas szwedzka ksiazke dla mlodziezy, która coraz bardziej mi sie podoba, "Niedzielne dzieci slysza jak trawa rosnie"- w wolnym tlumaczeniu. 

7 komentarzy:

  1. Super prezent i pomysłowy,a i dla Ciebie dobry,brawo dla taty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja "The Crown" kończę. Ciekawy serial. W Warszawie takich widoków nie ma, ale byłam niedawno w Bieszczadach i tam zima na całego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olecko, też uważasz, że ona miała z nim 3 światy? 😥

      Usuń
  3. Kiedyś latami korzystało się z butli gazowych...

    OdpowiedzUsuń
  4. Spritko, rozumiem że bierzesz udział w mojej rozdawajce,proszę o potwierdzenie,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie 😊 szczególnie w rozdawajce szydełkowej!

      Usuń
  5. Jak o Crown chodzi to pewnie ma z nim 3 światy do dziś.

    OdpowiedzUsuń