czwartek, 16 maja 2019

Dlaczego nie reanimowalam,

a w poniedzialek 10 dni temu, to nawet bylam na obligatoryjnym doksztalcaniu zawodowym o reanimacji, tak wiec chwytów nie dam rady zapomniec, jakby co. Umiem reanimowac "recznie" jak i przy pomocy defibrylatora, tej mobilnej skrzynki, która czasami spotyka sie w róznych miejscach, gdzie zwykle bywa duzo ludzi, na basenach, w halach sportowych i temu podobne. Tak wiec, jakby co, to do mnie 🙃
Ale o tym zaraz. Tydzien byl pracowy, i z poczatku pracowity. Niby niewielu pacjentów, we wtorek niby z 16 internistycznymi wystartowalam, ale przeliczajac i porównujac, wyszlo mi na to, ze z tych 16 jedynie 4 jest stosunkowo mlodych i wlasciwie zdrowych, a reszta, czyli 3/4 czy  jak kto woli 75% sa starzy, chorzy, obloznie chorzy, lezacy i najczesciej z demencja. Ale szlo, i powoli wykruszali sie w sensie, ze byli wypisywani czy to do domu, czy osrodka pielegnacyjnego, tak, ze na weekend byly juz luzy i z nudów posprzatalam wszystkie biurka i szuflady podreczne, bo bardak byl tam niesamowity. Ot, moglam strzelic fotke "przed" i "po", ale jakos sie zamyslilam przy tym porzadkowaniu. Przy okazji poznajdywalam wszystkie stracone klucze do czegos tam gdzies tam i umiejscowilam je w jednym miejscu. W poniedzialek wieczorem jeszcze bali sie ruszyc czegokolwiek ;)

W sumie, tak luzackiego tygodnia to juz dlugo nie mialam, pomyslama sobie idac na ostatni dyzur, w poniedzialek, i bylo jak bylo, jak sie chwali dzien przed zachodem slonca. W ostatni dyzur zaczelo sie knocic. Najpierw jedna staruszka zaczela dyskretnie krwawic z jelita, po tym juz, jak odlaczyli jej perfuzor z heparyna, który miala podlaczony z powodu przebytego kilka dni wczesniej zatoru w plucach. Tak wiec zafajdana sytuacja, krew ma miec rozcienczana przez ten zator, ale na tyle gesta, zeby nie krwawila z uchylków w jelicie. Tak wiec pól nocy w ten i nazad, w pewnym momencie nazywalo sie, ze musi isc na oddzial intensywnej terapii, takze z powodu planowanej transfuzji krwi, swiezej plazmy i innych cudów, i jak ja juz wykatulkalam na korytarz, dzwoni lekarka, zeby z powrotem i nazat do pokoju, bo akurat wyskoczyla im reanimacja i nie maja czasu. Jako, ze pacjentka pomimo wieku 92 lata, byla calkiem stabilna i dobrej mysli, pozostala sobie u mnie, gdzie jeszcze ze 3 razy zmienilam jej zakrwawionego pampersa. Po godzinie i 10 minutach dali nam wolna droge na intensywny, gdyz godzinna reanimacje tego kogos nie powiodla sie, i wszyscy mieli naraz czas na zajecie sie nia.

Zanim to jeszcze wszystko z nia bylo, to od kilku dni pogarszal sie inny pacjent i bylo jasne, ze wkrótce umrze. W sumie bylam przekonana, ze w poniedzialek wieczorem juz go nie zastane, a tu voila, jakby na mnie czekal. Umarl dokladnie po godzinie, jak popoludniowa szychta poszla do domu. Jedyna niedogodnoscia, jesli mozna to tak okreslic, byl fakt, ze tydzien wczesniej wstal sam z lózka i upadl, byl w sumie bardzo niespokojny, i czasami byl przypasany do lózka, aby wiecej takich akcji nie robil. Ostatnie 2 dni juz zrezygnowalismy z pasa, gdyz nie byl w stanie juz cokolwiek robic. Ale ten upadek jest klasyfikowany jako wypadek, i potem smierc po wypadku.

Tak wiec, policja kryminalna na oddziale. Jestem stoikiem, wiec od razu wrzucilam opakowanie papieru do drukarki, gdyz chca miec skopiowana cala dokumentacje. To sobie kopiowalam, bite 3 kwadranse. Rozpytywali sie o pacjenta, od kiedy sie pogorszyl, a jakie mial choroby, znaczy pytaja sie mnie i dyzurujacej lekarki, która w sumie pacjenta nie zna. Jak to bylo z tym upadkiem- tutaj tylko moglam przedlozyc protokół , który wypelniamy, w tym przypadku byla to jeszcze Andrea, ja nic wiecej na temat nie wiedzialam. Czy ktos byl przy smierci pacjenta? Ja bylam. A oni mi sie pytaja, czemu nie reanimowalam?? Popatrzylam sie na nich jak na ufoludków, a oczy musialam miec w tym momencie zielensze niz zwykle o_O na co on sie jakby speszyl i mówi szybko, ja wiem, pacjent skonczylby za 2 tygodnie 99 lat, ale to pytanie postawic musze...  no niech cie pieron strzeli. To mu powiedzialam, ze pacjent jakby mialby byc reanimowany i nie mial prawa spokojnie umrzec, to juz od kilku dni bylby na oddziale intensywnej opieki chyba?? Faktycznie nie zostawil zadnych dyspozycji w sensie rozporzadzenia, które miewaja pacjenci, jedyne, co ze soba przyniósl, to umowe z zakladem pogrzebowym sporzadzona 3 lata temu, i zaplacony juz za pogrzeb rachunek. I "ustnie" wiele przekazal, szczególnie swoim znajomym, którzy odwiedzali go codziennie, nawet, jak juz nie kontaktowal, siedzieli przy nim godzinami, trzymali go za rece. Policjant kryminalny chcial wiedziec, jak czesto jestem przy smierci pacjentów, to mu mówie, ze w sumie rzadko w ostatnich latach, najczesciej znajduje ich martwych, co mi sie nie podoba i tak mnie nie uczono, zeby czlowiek z powodu braku personelu umieral sam jak palec, ale taka jest sytuacja i podziekowac nalezy politykom. I ze ten wlasnie pacjent mial wielkie szczescie, ze mialam czas i szanse byc przy nim w momencie jego smierci.

Zabrali papiery i sobie poszli, po godzinie jeszcze tylko przedzwonili do lekarki, która akurat byla u mnie w dyzurce z powodu tego zamieszania z ta babeczka z krwawieniem, który to lekarz glównodowodzacy wpisal do karty faktycznie "bez reanimacji". Tak wiec smierc kryminalna to jest na serio procedura i zaburza cala rutyne, ze tak powiem. I trwa to wszystko, w sumie niewykonalne, jak na oddziale dzieje sie wiecej. Procedury potem jeszcze sa takie, ze pacjent trafia do chlodni taki, jaki umarl, czyli nie wolno usunac wenflonu, cewnika, czy wyjac spod tylka pampersa, dopóki prokuratura go nie wyda do pochówku. Badanie prokuratorskie odbywa sie teoretycznie na biurku i tylko akta pacjenta, ale jak cos prokurator znajdzie, to wtedy zaczyna sie jazda. Dlatego wszystko w pacjencie musi jeszcze tkwic, jakbym np cos mu wstrzyknela. Te zaostrzone przepisy to dziedzictwo tego wariata Nielsa Högela, teraz prokurator rekwiruje takze zmarlych w jakims czasie po operacji, jakiejkolwiek, i po zglebnikowaniu czegokolwiek. Tak wiec, policje mamy w szpitalu teraz czesciej, powiedzieli mi, ze w zeszlym tygodniu tez byli.

Kurcze, jakby ktos mi powiedzial takie cos 30 kilka lat temu, ze z Kripo bede sie zawodowo naokolo uzerac, normalnie nie uwierzylabym. Tak samo nie uwierzylabym, ze bede miala pacjentów, z którymi nie zamienie ani slowa, gdyz beda niegramotni językowo i wszystko mimo tego da sie spiewajaco rade. Bo rade daje. Powiedz to pielegniarce w Polsce ;) Niemówiacych mialam w zeszylym tygodniu dwoje. I wsio im przekazalam nonwerbalnie, i wydawalo mi sie, ze pojeli, co od nich chce.

W domu robimy eksperyment ze wstrzymywaniem plastrów z Rivastygminą, bo cos nam sie zdaje, ze mama z nich jeszcze bardziej oglupiala byla, i wiecie co, na serio tak jest. Nazywa sie to dzialanie paradoksyjne. Znaczy, zamiast wstrzymywac demencje, owe plastry jeszcze bardziej ja otepialy. Z nimi wiedziala niewiele, bez nich teraz zaczyna mniej wiecej co drugi raz trafic sama do ubikacji. A przedtem, po prawie 2 miesiacach klejenia, nawet na podloge nam dwa razy nasikala. Oczywiscie inne ubytki nie cofnely jej sie, to wiadomo, ale jest nieco razniejsza i taka bardziej do poprowadzenia. Reszte leków dostaje, znaczy Pipamperon wieczorem i Risperidon dwa razy dziennie, ale z tabletki na spanie zwykle rezygnujemy, bo spi dobrze, to jest taka tabletka raczej awaryjna (Lorazepam).

Ja wczoraj odbebnilam mój botoks, tym razem 40 (!!) zastrzyków w glowe, po 20 na kazda strone, ale lekarka byla sprytna i miala tempo zszywacza biurowego, tak ze cierpienie bylo szybkie i krótkie. Ale reszte dnia i cala noc potrzebowalam, aby dojsc do siebie... takze psychicznie. Ja caly czas "wlasciwie" panicznie boje sie zastrzyków, taka pozostalosc z dziecinstwa po zastrzykach penicyliny i notorycznego pobierania krwi na badania.

"Tylko nie mów nikomu" oczywiscie obejrzalam, tak szybko, jak tylko moglam, bo Anabell slusznie zauwazyla, ze byc moze film szybko zniknie z netu, tak wiec weekend spedzalam po pól godzinki rano, pól godzinki po poludniu w necie i ogladalam, ile sie dalo.

W sumie caly problem zawarty jest w dwócz zdaniach, jedno proboszcza: "Ksiedza pan sie czepia?". Wlasnie, Ksiadz to swieta krowa, ksiedza sie nie czepia. Pluralis majestatis tez zauwazylam, jeszcze to istnieje, na serio? I szokuje mnie zwracanie sie do ksiedza w trzeciej osobie. Tu musieliby przejsc szkole mojej babci, która na Slasku Opolskim kalkowala z niemieckiego; panie ksíadz, co pan tutaj wlasciwie robi? Nie znala opierdalantus z prosze ksiedza i inne takie, i pan ksiadz szybko nauczyl sie z tym zyc. Drugie zdanie to ta pierwsza kobieta, komentujaca swoje zdjecie pierwszokomunijne. Toz mala dziewczynka bala sie, ze na zdjeciu bedzie widac, ze "cos miedzy nami jest", a doroslemu chlopu to nawet na mysl nie przyszlo, i sie ustawial do zdjecia. W kazdym razie, lawina ruszyla, i mam nadzieje, ze nie zatrzyma sie na jakims plocie czy innych zasiekach postawionych przez zwolenników tych panów w sukienkach.


12 komentarzy:

  1. Teraz znow walkuja Högela od nowa, choc i tak juz dostal dozywocie. Wlasciwie co za roznica, czy zabil 100 czy 200 osob? Nadaje sie do oddzialu zamknietego w najlepiej strzezonym wiezieniu na swiecie. Totalny psychopata!
    To nieludzkie jeszcze bardziej otepiac juz mocno otepialych pacjentow z Alzheimerem, dlaczego lekarze tak robia, przeciez musza wiedziec o dzialaniach ubocznych. Mam podejrzenie, ze oni smai nie wiedza, co przepisuja i probuja coraz to nowych kombinacji lekowych w nadziei, ze tym razem trafia i pacjent bedzie wreszcie szczesliwy i wyleczony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Högelem jest tak, ze prokuratura ma obowiazek wyjasnienia wszystkich przypadków smierci wchodzacych w tym czasie w podejrzenie. A i rodziny zmarlych chca wiedziec, jak wlasciwie i dlaczego ich krewny zmarl. Zrozumiałe. A ja nie wierze, ze przez te lata nikt nic nie wiedzial, widzial i pidejrzewal.
      Raczej bylo tak: 🙈🙉🙊
      Psychiatria zawsze byla drogą eksperymentow i pomylek, ale dobryze, ze jest, lacznie z psychotropami.

      Usuń
  2. Niezłą jazdę masz w pracy, podziwiam i umiejętności i odporność.
    Teściowa plastry ma ale odłączono jeden lek od psychiatry i jakby lepiej kontaktuje! Dziwna sprawa, jak z plastrami u Twojej mamy.
    Na temat filmu...krew mnie zalewa i tyle, nadzieję mam, że tym razem pod dywan nie da się zamieść.
    Prześliczny widok na zdjęciu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje miasteczko na zdjeciu 😎
      Ten film jest niesamowity, jak i jego odważni producenci 💪 juz lubie tych panów!
      Mamę dalej obserwujemy, od popoludnia tez jest jak śnięta ryba, przy tym duzo lata.

      Usuń
  3. Jak często miewasz swoje zastrzyki? Są bolesne czy tylko nieprzyjemne? Jesteś bardzo dzielna. I prywatnie, i zawodowo... a jeszcze ta presja dochodzeń... ciarki mi chodzą po skórze. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz na rok jade na te zastrzyki, zanim zacznie sie lato i upaly. Jest to niemila prodedura, szczególnie wokól implantu, skóra mi trzeszczy, i boli to tez, jaka mala i cienka igla by to nie byla. Ale pomaga, i trzeba mi to kontynuowac. lekarka pocieszyla mnie, ze z biegiem czasu mozna stosowac coraz mniej tych zastrzyków, to czekam cierpliwie na redukcje.
      Mi tez ciarki chodza po skórze, bo taka wizyta w srodku nocy to stres, a stwierdzam tez, ze wiele kolezanek nie zna obecnych procedur, i moga sobie tym kiedys napytac biedy. Chodzi o stan zmarlego. Policja dokumetuje jedynie stan jaki zastali, i tutaj wlasnie jest ten punkt, który nie wolno przekroczyc, konkretnie, ze zmarly tak jak umarl, trafia do chlodni, ze wszystkimi szlauchami, cewnikiem, byc moze zanieczyszczony wymiocinami itp., a usuniecie tego oznacza zacieranie sladów ewentualnej zbrodni. Normalnie moi zmarli ida do chlodni elegancko przyszykowani, czyste twarze, zamkniete usta i oczy, czysta koszula, nowy pampers na wszelki wypadek, tak ich wysylam na te ostatnia droge, dla mnie to sprawa bardzo wazna i znaczy godnosc czlowieka zachowana. I wiele moich kolezanek tez tak robi. A w takim przypadku nie wolno i koniec. Te pózniej niemila robote ze zesztywnialym kilkudniowym zmarlym ma zaklad pogrzebowy, ale cóz, takie procedury. Ja tez musialam sie zaprzyjaznic z ta nowoscia, oddawac do chlodni w niezbyt ladnym stanie, ale cóz, przeciez sobie ewentrualnej biedy nie napytam, ze niby chcialam zatrzec jakies slady.

      Usuń
  4. To był tydzień.Dlaczego nie reanimowano ? chyba wy lepiej wiecie kiedy pacjent umiera, później jest trudno odejść na tamten świat.Nieprzyjemne te odwiedziny Kripo, co to się dzieje.Matko tyle zastrzyków, jesteś dzielna.Pytałas jak wyślę te rzeczy? mam adres pd organizatorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak juz ten swiat urzadzony, ze teoretycznie czlowiek nie ma prawa spokojnie umrzec w lózku. No ale ludzie to z ludziami wymyslili. Lepiej nie bedzie, mozna podziekowac psychopatom w bialych kitlach.
      Duzo masz jeszcze tych robótek dla Pigmejów?

      Usuń
  5. W sumie to ciekawe jest to, co napisałas, choć nieco szokujące. Ciężka praca, wiele wrażeń, niekoniecznie pozytywnych. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak juz wspomnialam Piranio, z wieloma wrażeniami wcale sie kiedys nie liczylam, i jakby ktos mi to kiedyś powiedzial, nie uwierzylabym. W sumie malo kto zdaje sobie sprawę, jak wyglafa moj dyzur, ale to nie da sie opowiedziec, to trzeba przeżyć 💪 dziękuję 🏵️

      Usuń
  6. Dziwne trochę dla mnie zasady w razie śmieci, ale....co kraj to obyczaj!
    Ale dla komfortu słyszenia też
    ze stoickim spokojem wytrzymałabym nakłuwania!
    Brawo Ty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fusilko myślę, ze i w polskich szpitalach przy smierci po wypadku są podobne procedury. Dla rodziny zawsze szok... Dzieki za kibicowanie i brawa 👍

      Usuń