piątek, 13 grudnia 2019

Reszta tygodnia

Poprzedni pracujacy tydzien byl fizycznie wyczerpujacy, gdyz nazbieralo nam sie (w sensie calego pietra, bo "u mnie samej" az tak zle nie bylo) calkiem spora liczba pacjentów ciezko chorych i intensywnych w pielegnacji, i oczywiscie obligatoryjne nie wiem ile kroplówek przez cale noce. Urologia uszla.

Od piatku przesiadywalam tez na wykwalifikowanych alkoholikach, nie cale noce, ale godzinami, no to wiec, co bylo robic, jak sie czas swiateczny zblizal, i kilka malych prezentów rozdac sie chce-


- ja zawsze mówie, w konia samej siebie robic nie musze, to sobie siedze i dziergam tam. Bardzo grzeczne byly te alkoholiki. Siedzieli co prawda do póznej nocy w saloniku i ogladali telewizje, ale jak szli spac, to grzecznie mówili Gute Nacht, a jak rano o piatej sie zrywali na palenie, i w nastepnej kolejnosci kawe sobie gotowali, to mówili Guten Morgen. To im odpowiadalam, i taka to byla konwesacja w sumie. Mogliby mnie czesciej tam rzucac ;)

W porównaniu na dole u nas, gdzie mialam np innego, spadnietego ze schodów po naduzyciu alkoholu, oskalpowanego, zeszytego, zabandazowanego po calej glowie, z cogodzinna obserwacja i pomiarami, to te na górze, znaczy kolezanki i koledzy, maja zycie jak w Madrycie. Ale czy chcialabym tam na stale, to nie wiem. Czasami dzieja sie tam dziwne i niebezpieczne rzeczy, a jak czytam o obligatoryjnym przeszukiwaniu walizek i ubran przyjmowanych na oddzial, to cos sie we mnie zapiera.

Ale w kazdym razem, zanim w poniedzialek mialam sie szybko wyspac gwoli tej jazdy na demonstracje do Hanoweru, to sie na alkoholikach 2 godziny wczesniej wybujalam na fotelu, poczytalam, podziergalam, i niezbyt zmeczona do domu pojechalam.

Pogoda w Hanowerze byla oczywiscie demonstracyjna, czyli zimno i mokro. Ale dla sprawy trzeba i nie ma przepros! Gorace napoje i chleb ze smalcem tez dawali, znaczy kolezenstwo ze zwiazków zawodowych. Chleb ze smalcem mial znaczenie symboliczne, poniewaz w ten wieczór miala sie odbyc balanga z Pflegekammer, 350 ludzia typu polityka, dla nich mialo byc co najlepsze i najdrozsze (samo wynajecie sali w ratuszu juz drogie bylo), a to wszystko za nasze pieniadze ze skladek, no to zostalo nam na chleb ze smalcem ;)





Oczywiscie po wykonaniu wszystkich koniecznych tam czynnosci- nasza piatka trzymala male plakaty na schodach ratusza, spiewalismy Hallelujah Cohena, wrzeszczelismy i gwizdalismy, poznalismy troche ludzi, znaczy osobiscie, bo do tej pory wiele znajomosci bylo fejsbukowych (Pflegebündnis Niedersachsen), ja obejrzalam sobie chetnie na zywo kilka szczególnie interesujacych mnie ludzi, których wlasnie znalam jedynie z netu, i Aysun Tutkunkardes ze Zwiazków zawodowych i rady nadzorczej; tak wiec oplacilo sie!

Po dziewiatej wieczorem bylam juz w domu, i padlam jak stalam. Na drugi dzien czekal mnie bowiem wyjazd w druga strone, czyli do kliniki w Getyndze, oddac próbny procesor, bo minelo 5 tygodni, i razem z klinika i firma Med- EL zlozyc podanie do mojej kasy chorych o sfinansowanie mi tegoz oto Sonneta numer 2, a jest to dla kasy wydatek jakichs 12 tys euro. Na to konto przeszlam kilka testów sluchu tylko z procesorem, które potwierdzaja lepsze moje z nim slyszenie, niz ze starym Opusem. To tez czulam, a na demonstracji dzien wczesniej mialam jeszcze okazje wypróbowac go w sytuacji ekstremalnej, czyli pomimo tego wrzasku, wizgotu i innego halasu, bezproblemowo moglam wymieniac sie wrazeniami ze stojacymi obok. Czasami lomotalo mi w czaszke, znaczy glosniki, ale jak mówie, sytuacja ekstremalna.

Z kasa chorych i nowym procesorem za te chmare pieniedzy to ponoc jest tak, ze najpierw odmawiaja, i trzeba bedzie mi zaprotestowac, na co klinika jako dowód w sprawie wysyla wyniki testów. No to jestem ciekawa, co bedzie. W sumie lubie bardzo mój stary procesor i nie mialabym nic przeciwko spedzeniu z nim jeszcze pewnego czasu, ale ten nowy tez do mnie przemawia. W ciagu tych 5 tygodni sporzadzilam liste, co mi sie w nowym bardziej, ale i co mniej podoba, bo sa rzeczy, które ma mój stary, a nowy juz nie, za to np nowy jest o wiele szybszy, no i te dwa mikrofony, stale w ruchu... stary ma jeden, i starszy program wgrany, zanczy tamtejszy, za to ma haczyk do przetrwanias, jak to nazywam, czyli jak wycisnac reszte soku z baterii, gdy energia sie konczy, a zmiana baterii w ytm momencie akurat nie funkcjonuje.



Po zalatwieniu tego wszystkiego w klinice, nawet nie mialam czas pójsc w miasto, a szkoda, maja taki fajny jarmark bozonarodzeniowy... no nic, wsiadlam w autobus w kierunku dworca i acha, pierwszy raz w zyciu, znaczy odkad jezdze do kliniki w Getyndze, a jezdze tam juz od ponad 24 lat, mialam kontrole biletu autobusowego, badz w moim przypadku kolejowego, gdyz jesli nie przere podrózy na wiecej niz godzine, to moge na kolejowym jechac i autobusem, i odwrotnie, wracajac z kliniki do domu, w autobusie kasuje bilet kolejowy, do czego (czesciejszy) pociagowy kontroler nie ma zastrzezen. Jak chce zahaczyc o miasto, to wtedy nie kasuje mojego biletu kolejowego, lecz kupuje oryginal autobusowy, gdyz inaczej ten kolejowy stracilby waznosc.



Tak wie, wracam szybko na ten dworzec, bo juz trzecia po poludniu dochodzila, a krótko po pelnej godzinie zawsze pociag w kierunku Hanoweru odjezdza, a ja wieczorem na ósma kolacje adwentowa oddzialowa mialam... patrze sie na tablice na dworze, gdzie na jednej stoja odjazdy autousów (staly), a na drugiej pociagi, a tam stoi tylko, ze tablica sie popsula. No to trudno, zdarza sie. Wchodze wiec na dworzec, gdzie tez wielka tablica, z tym samym zawiadomieniem. Ok, powiazane sa. Poszlam wiec do tradycyjnej papierowej, kwadrans do odjazdu jeszcze mialam, to weszlam do dworcowego kiosku i ksiegarni zarazem, gdzie znalazlam jeszcze Alicje w krainie czarów i proze von Eichendorffa w formie szkolnych lektur, czyli ksiazeczki zólte i male, czyli zmieszcza mi sie w regale dlugosci ilus tam metrów biezacych ksiazek do czytania... i poszlam na peron, gdzie pociag mial juz stac, ale tego nie robil, bo go nie bylo wcale, a mial juz jakis czas temu przyjechac z odwrotnego kierunku i jechac nazat. Tam tez te male tabliczki byly popsute, i tak sie rozgladam, a kilka peronów w Getyndze jest, i jakos tak dziwnie, ludzi chmara, a zywego pociagu jakos nie widac... i wtedy dotarlo do mnie, ze ta tablica to nie pikus, ze ta awaria to ma dzialanie nie tylko na Dolna Saksonie, ale i na kawalek Niemeic, i wajchy tez chyba sa nia kierowane, w kazdym razie semafory staly na zakaz jazdy, i powoli, chyba recznie, wpuszczano spóznione pociagi na dworzec, a to ICE, a to jakis regionalny, i w koncu zapowiedzieli mój, ze bedzie spózniony, i z drugich torów na peronie.. miedzy nami ogluchnietymi i implantowanymi jest bowiem takie stwierdzenie: sa dwie rzeczy, których nie rozumiem (akustycznie). Pierwsza to informacja przez megafon na dworcu kolejowym, a druga- to powtórka tejze. Ja na szczescie tak nie mam i na wrazenia akustyczne jak zwykle  moge sie zdac ;)


Z opóznieniem bylam dopiero przed piata po poludniu w domu, nieco zuzyta i obolala, ale zebralam sie na te oddzialowa impreze, gdzie tez fajnie bylo, a podawali pieczona gesia piers. Wrócila, przed jedenasta w nocy do domu.

Na druf´gi dzien najpierw nieco odespalam, a po poludniu bylo, jako ze to juz sroda sie zrobila, gromadne dzierganie z bylego sklepu budowalnego, i juz tydzien wczesniej bylo postanowione, ze pójdziemy po dzierganiu, na kolacje bozonarodzeniowa. Bo tak to juz jest, kazdy "klub" i praca, i coby tam nie bylo, robi takie cos, wiec gorsze nie sa i dziergajace. W ten wieczór nos juz niezle mi siapil, do tego zaczely pobolewac kosci, co jest u mnie niezawodna oznaka przeziebienia, ale poszlam, Kolacje bozonarodzeniowe to nie sa zwykle letnie grille, to jest znak angazowania sie i przynaleznosci to tych, z którymi sie tam idzie. Bylismy u Graka, co samo w sobie zawsze jest dobre i smaczne, ale jako pierwsze goscie, zalapalismy pierwsze zimno sali, a byla ona ogromna, bo to dawne kasyno ofcerskie.


Nastepnego ranka zaczelam sie oszczedzac i kurowac, bo inaczej nie szlo, cieplymi napojami, kroplami do nosa, a na noc paracetamol. Jak w Angli :D


  Dzisiaj juz jest niezle, jedynie w gardle nieco drapie, ale na to mam cukierki ziolowe, i oczywiscie duzo ciepelka w domu, a raz dziennie wychodze cieplo ubrana z Mirka na spacer. Poza tym, Mirka chodzi do ogrodu, badz z tatem na cmentarz.

Wczoraj napisalam i wyslalam juz kilka swiatecznych kartek, a jedna juz tez otrzymalam @Fusilka, dziekuje slicznie za dolaczone dziergadelko! Pieknie!

Dzisiaj wzielam sie za pranie, wyprasowalam tez nieco, w sumie mam malo prasowania, czyli same praktyczne rzeczy mamy ;) jutro wypiore recznie mój wierny i cieply, wlasnej produkcji sweterek z alpaki, który w ostatnich dniach niedyspozycji swietnie zdaje egzamin, grzeje, nie przegrzewa, nie wonie potem... i tylko troche gryzie, co mi juz jako dziecku malo przeszkadzalo, rejestrowalam fakt i to wszystko. Jutro musze wybrac sie na jeszcze stosunkowo male zaklupy, ale zbliza sie niedziela, zebysmy bez chleba nie zostali. Potem dalej relaks w cieple, dzierganie, lektura, Netflix, audiobook (Niskie drzewa @Gackowa)

W niedziele w poludnie bowiem kolejna balanga, znajoma prosila na urodziny z piatka na koncu, i powiedzmy tak, mialo nas byc tam wiecej, bo w tym roku nie tylko moja mama, ale i znajomej maz zmarl, a jest to taka uniwersalna rodzinna znajoma, wiec ide z tatem. Urodziny odbeda sie w sasiednim miescie, jeden lokal blizej niz ten Greka w srode.

O malo te urodziny nie zostalyby odwolane, gdyz wlasny syn pokrzyzowal jej plany, wyladowal w szpitalu i przeszedl trepanacje czaszki, mial krwiaka prawdopodobnie po wypadku na motorowerze latem tego roku?! Ale juz wyszedl ze szpitala i ponoc jest calkiem sprawny.

Poprzez ten bardzo aktywny tydzien zdecydowalam, ze nie pojade w tym sezonioe gdziekolwiek na jarmark bozonarodzeniowy, znaczy w sensie Lubeki, Bremy, Norynbergii i temu podobnych, co w sumie jest u mnie tradycja, bo lubie. Ale lubie tez posiedziec w domu, a teraz w sobiote i niedziele, mamy cos takiego malego i tylko popoludniami, u nas w miasteczku, wiec w niedziele tam sie przejde.




12 komentarzy:

  1. Jaki w końcu wymyśliłaś prezent urodzinowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Slodycze, ozdobe bozomarodzeniowa, ksiazke na temat szczescia w wieku dojrzalym, jutro dokupie jeszcze bon do jakiejs perfumerii. Mysle, ze jej sie spodoba to wszystko :)

      Usuń
    2. Na pewno się spodobają, takie prezenty od serca :)

      Usuń
    3. Prezent sie spodobal, takze z racji wieloroznosci :)

      Usuń
  2. Wiesz, zapowiedzi dworcowe to nawet ci co nie potrzebują aparatów słuchowych kiepsko odbierają.Po prostu ich aparatura "nadawcza" jest z reguły kiepskiej jakości i chyba wcale nie konserwowana, bo w każdym kraju kolej jest niedofinansowana i oszczędza.Swój limit bywania na jarmarkach bożonarodzeniowych już na ten rok wyczerpałam, będąc jednego wieczoru na dwóch. Starczy mi do przyszłego roku. !8-tego mam przymiarkę aparatu słuchowego u audiologa. Ciekawa jestem swoich wrażeń.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to tez racja, pytane wiec, dlaczego zapowiadaja ;)
      U nas, czyli mnie i mnie podobnym, dochodzi to, ze glos z megafonu wpada do mikrofonów, wiec jakosc automatycznie jest gorsza. Tak jak kiedys w Polsce, pamietasz, nagrywalo sie z radia/ telewizora na magnetofon, dostawiajac sprzet do sprzetu, bez kabla, jak sie nie mialo. U nas jest podobnie. Dlatego szpulka indukcyjna jest tym, na co kazdego w (nieco wiekszym) aparacie sluchowym, namawiam.

      Usuń
  3. Trzeba przyznać, że atrakcji było dużo a tydzień mocno napięty.Ale przed świętami to i u nas czas jakby bardziej intensywny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas w tym roku bedzie smutniej, ale tez mniej stresujaco. Mam nadzieje. I caly czas nacieszyc sie nie moge, ze te dni bede miala wolne.

      Usuń
  4. Tydzień mimo ż e pracowity to jednak fajnie miałaś. Spotkania mile.Taka praca chwilowa przy alkoholikach tez od czasu do czasu . Życzę miłego tyg odnia.Zabieram się za ciastka świąteczne. Wczoraj byli goście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ciastkami wcale sie nie zajmuje :D ale kupilam juz panettone na swieta, bo taki zwyczaj u nas zaprowadzilam, i wszystkim smakuje. Porzadki mam ogarniete, ale wiszenie na oknach 2 tygodnie temu bylo trocghe hardkorowe. Budowa póki co, zakonczona, tak, ze nowego kurzu z drogi nie ma. Jest spokojnie i odpoczywam.

      Usuń
  5. Lucy, jesteś niesamowita, ciężko pracujesz, odwiedzasz różne miejsca i jeszcze protestujesz w słusznej sprawie. Zresztą już ci to pisałam. Jakiego kopa w tyłek muszę dostać, żeby się ruszyć do jakiejś roboty? Przytulaski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w wczoraj mialam juz realne plany niepójscia jurto do pracy, ale na szczescie nieco ozdrowialam. Trzeba sie oszczedzac ;)
      Czasami tez chetnie siedze w domu i nie robie nic. Po uprzednim odkurzeniu, poscieraniu tam i tu, wypraniu i temu podobne ;) znam ten ból checi nicnierobienia. Zdradze Ci nienowosc: jak masz mniej wiecej wszystko ogarniete (nie wylizane), to wiekszy spokój masz w sobie, i z tego wiekasza chec na inna aktywnosc.

      Usuń