poniedziałek, 16 marca 2020

Corona 1.

Jeszcze w sobote szef wyslal mi wiadomosc, ze dzisiejsze szkolenie odbedzie sie, ale wtorkowe nie.
Tak wiec w poludnie pojechalam do szpitala, nie wiedzac dokladnie, co tam sie dzieje, gdyz z Matthiasem wymieniamy jedynie durne obrazki, na poprawe humoru, i madrzejsze memy, aby cokolwiek utrzymac spokój ducha.
Rano mój tato mial wizyte u ortopedy, gdzie go sfotografowano w rentgenie, po czym orto zazyczyl sobie jeszcze tomografii, i dal mi kilka adresów gabinetów rentgenowskich.
Ja tam zawsze jak w dym do tego w moim szpitalu, rentgenolozka jest zreszta moja stara znajoma, jak jeszcze byla swiezo wystudiowana i klepala dyzury na chirurgii. Ja zreszta tez bylam wtedy nowa na oddziale, i wszystko nam sie udalo 😏
Podjechalam wiec na mój zwykly parking, a miejsca bylo na nim tak wiele, jak nigdy. Ze w szpitalu odwolane sa wszelkie odwiedziny chorych, wiedzialam z mediów.
Tylko, ze wejscia wszystkie zamkiete na 4 spusty, znaczy od zewnatrz, trzeba isc przez glówne i poddac sie lustracji.
I oczywiscie dezynfekcja rak, przed wejsciem i po wyjsciu.
(u ortopedy stoi zawsze jedna i pilnuje dezynfekcji rak)
Najpierw wiec do rentgena, tam jedynie jedna kobieta w poczekalni siedziala i czekala, a odziane miala rece w gumowe rekawiczki.
Jakbyscie mnie pytali o sens takiego przyodziewku, to powiem wam, ze jest to bez sensu. Normalne mycie rak i dezynfekcja wystarcza. Na rekawiczkach tez mozna wszystko przeniesc, do tego rekawiczki czy maseczki daja wrazenie ochrony, i czlowiek zaczyna byc nieuwazny, takie falszywe bezpieczenstwo.
Pusto bylo, gdyz wiele ludzi nie stawilo sie, i kto chorowity, to odwolali. W ten sposób najblizszy termin byl mozliwy... na jutro o drugiej po poludniu!
Takie cos jeszcze mi sie nie przytrafilo, oczywiscie termin jest warunkowy, byc moze, odwolaja, jakby cos, ale póki co, nikt jeszcze nie dzwonil z odmowa. Jedziemy jutro i dobra jest.
W szpitalu cisza, jak w kosciele po smierci organisty.
Nie ma zwyklego ruchu, kiosk/ kafeteria zamkniete, nikt nie placze sie w te i nazad, bo nie ma odwiedzin, pacjenci chodzacy maja pozostac w pokojach.
Obecnie na oddziale mamy 2 pacjentów z normalna, zdiagnozowana grypa, Influenza A.
Ale kilkanascie kilometrów dalej, w domowej kwarantannie jest juz ktos, kto ma Corona. Ktos mlody, i mamy nadzieje, ze go nie sieknie, i nie wyladuje w szpitalu. W stosunku do jego osób kontaktowych, mamy jeszcze wieksze nadzieje.
Juto sa przyjmowani ostatni pacjenci na planowane operacje, znaczy ortopedyczne i urologiczne, a potem ma byc szlaban, czekamy z jak najwieksza iloscia pustych lózek na to, co mamy nadzieje, nie otrzymac.
Ze szkoleniem to bylo tak, ze mialo byc wlasciwie odwolane, gdyz w tej sytuacji wlasciwie nie powinno sie zbierac tyle personelu w jednym miejscu, gdyz reanimowac potrafimy wszyscy (ale paragrafowo musimy umiejetnosci odswiezac), jednakze ordynator szpitala w obliczu zblizajacej sie byc moze sytuacji wyjatkowej postanowil wykorzystac obecnosc nas wielu i powiedziec nam co nieco, plus odpowiedziec nam na ewentualne pytania.
Ogólnie mówiac, sytuacja nie jest za ciekawa, akurat Bawaria oglosila stan katastrofy. My stoimy krok od niego (akurat wieczorem wyszly dalsze zaostrzajace zarzadzenia z Hanoweru), jedno jest pewne, z naszego szpitala zaden personel nie bedzie oddelegowany gdziekolwiek, bo az tak grubo nie mamy, ale gdzie kto ewentualnie bedzie pracowal za tydzien czy dwa, to nie wiadomo, tak samo, jak nie wiadomo, jak dlugie moga okazac sie dyzury.
Tak wiec torba z bielizna na zmiane, lekarstwa jakie kto potrzebuje, dla mnie zapas baterii do procesora i aparatu sluchowego, paczka ciastek tez wskazana.
No to witamy w nowym real life.
Oczywiscie poruszenie, mnie tez poruszylo, ale sobie mysle, ze przeciez nikt nie bedzie wymagal pracowania 48 godzin non stop, gdyz rozumne zarzadzane zasobami ludzkimi jest zbyt na wage zlota, i nic nie da, jesli na poczatku od razu kogos sie "wykonczy".
Bo ze i z personelu ktos zachoruje, to jest fakt, z którym trzeba sie liczyc.
Po ile mamy lat, juz raz pisalam. Przynajmniej odpada troska o zaopiekowanie dzieci, ale pozostaja starsi rodzice i inni niezdrowi partnerzy.
Mamy wystarczajaco materialów ochronnych plus mozliwosc prysznica po dyzurze, co bede skwapliwie wykorzystywac. Mój tato przyznal, ze od nastepnego tygodnia bedzie sie mnie troche bal.
Spytalam, jak w tej sytuacji przedstawia sie plan przyjecia do pracy nowego personelu, który mial byc importowany z Bosni na 1 kwietnia? A wiec najprawdopodobniej bedzie to prima aprilis, gdyz nawet gdyby oni nadal byli zainteresowani ta praca, to co chwila zamyka sie jakas granica, pociagi nie jezdza, samoloty nie lataja. I tyle na temat. Pomijajac prawdopodobna ich kwarantanne...
Tak wiec, jest sie czego bac.

Do Polski dzwonilam, do zony mamy kuzyna, ale to galaz rodziny z drugiego malzenstwa prababki Katarzyny, czyli  mniejsza rodzina, ale utrzymujemy sporadyczne kontakty, i nawet na pogrzeb mamy przyjechali. Mieszkaja pod Wroclawiem. Emilka od jakiegos czasu przyjezdza na opieke, ale daleko ode mnie, pod Aachen. Teraz tez byla, prawie miesiac, i miala zjechac przed Wielkanoca. Jak sie zaczelo robic, Bogdan, jej maz, spanikowal, zeby Emilka na obczyznie nie umarla, zaprzągł syna do auta i w trymiga jeszcze w piatek wyruszyli w podróz prawie 1000 km w jedna stone. Nie zagrzali dlugo miejsca pod tym Aachen, Emilke w auto i do domu, z przerwami na zmienianie sie kierowcy (cala trójka jest mobilna). Autostrada w Niemczech prawie pusta, zreszta srodek nocy, za to na granicy czekanie 7 godzin i wszystkie procedury. Na koniec kwarantanna, dla calej trójki, naturalnie. Odbywaja ja w domu, kazdy w osobnym pokoju. Mieszkala z nimi jeszcze trojka, córka z mezem i niezamezna córka, które musialy owy "nawiedzony dom" opuscic na 2 tygodnie. Córka niezamezna poszla mieszkac do kolezanki, zamezna do babci, gdzie spi na lózku polowym, gdyz u babci mieszka juz jej starsza siostra z mezem i dwójka dzieci, a maz zameznej wrócil do wlasnej mamy, która ma tez jeszcze wystarczajaco ludzia w domu, gdzie mezatka Gosia juz tez sie nie miesci. Tak wiec mlode malzenstwo jakby w separacji przez Corone. 2 dni kwarantanny i innej rozlaki maja juz za soba.

Po poludniu polecialam jeszcze z tata na zamówiona wizyte u optyka, dostanie 2 pary okularów, jedne do czytania, drugie do patrzenia, i te do patrzenia / chodzenia maja sie sciemniac przy zbytniej jasnosci; tato jest wrazliwy na jasne swiatlo, czy to slonce, czy snieg, czy telewizor.
Wszystko zamówione, wybrane, i teraz oby tylko sie udalo, gdyz optyk nie jest pewny, jak dlugo bedzie mógl miec otwarty sklep, czy nie kaza mu zamknac. Obuwnicze, odziezowe, meblowe, od jutra zamkniete, jak i wszelkie kluby i BURDELE, byly ekstra wyszczególnione. Lokale do godziny 18 moga byc otwarte, ale z rozstawionymi szerzej stolikami. Nie wolno uzywac placów zabaw. Dzieci widze malutko, bardzo malutko, chyba na serio siedza w domach.

To tyle na dzisiaj. Oprócz prania i sprzatania, wiecej niz zwykle, ja wole dmuchac na zimne.

Notabene ratusz zamkniety jak i skarbówka, nieosiagalny telefonicznie, co oczywiscie pokrzyzowalo plany sasiadów na podanie o socjal, ale tym to ja jutro juz sie osobiscie zajme.




12 komentarzy:

  1. Witaj w podobnej rzeczywistości:) I oby te wszystkie przygotowania okazały się niepotrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś kiedyś zrobi o tym fantastyczny film!
    Momentami nie wierzę, że to się dzieje naprawdę i że ja w tym też uczestniczę...:(

    OdpowiedzUsuń
  3. A mówiliśmy często: "obys żył w ciekawych czasach!"
    No i się spełniło! Wszystkim!
    Trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
  4. Noooo, wesoło się robi.Ciekawa jestem jak będzie w Szwecji. Na razie przeżyli lekki szok gdy papieru toaletowego zabrakło.Ciekawe czy zjadą tu na święta.Jechać, niezależnie czym, to muszą przez Danię, a z Danią Niemcy od wczoraj zamknęli granicę.Wczoraj byłam pewna, że mam temperaturę - zmierzyłam- miałam 35,1- bo rano zapomniałam wziąć euthyrox.Wredny ten wirus, bo ma cholernie długi czas inkubacji. Podobno działa na niego dobrze to co na ebolę. Ale to tylko PODOBNO.Ale fakt, że coś zginie na płytce petriego nie znaczy, że w organizmie człowieka również.
    Trzymaj się, nie daj się zarazić.
    P.S
    Ten wirus świetnie się trzyma w stanie żywym na plastiku,za to kiepsko na kartonie.W tym to podobny do wirusa WZW B i C.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie szpital zamknięty od dzisiaj, dla odwiedzających. Wczoraj operowali jeszcze w miarę normalnie, od dzisiaj tylko przypadki nagłe. Sali porodowej mi nie zamkną, ale wczoraj tzw. sztab kryzysowy jeszcze nie doszedł sam ze sobą do porozumienia, gdzie ewentualnie mają się odbywać porody kobiet COVID pozytywnych. Usłyszę dzisiaj po południu, co mądrego wymyślili. No i jak w tym u(prze)braniu z maską na twarzy wytrzymać 8 godzin z rodzącą też nie wiedzą. Nie mówiąc o tym, jak owa "trefna" rodząca sama ma oddychać przez tę maskę. Dla mnie sytuacja z COVID-em o tyle ciekawa, że mieszkam w innym państwie i odjeżdżam do Niemiec do pracy co dyżur, ciekawe jak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Lui wlasnie poszedl do dentysty bo mial umowiona wizyte, wczesniej zadzwonil zeby sie upewnic, ze wizyty nie sa anulowane. Poradzilam mu, zeby poszedl na piechote, to przynajmniej sobie dobry spacer zrobi. Przed wyjsciem oczywiscie zabral ze soba oswiadczenie w jakim celu wychodzi z domu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oby wszystkie te przedsięwzięcia przyniosły pozytywne rezultaty. Trzeba się bronić wszelkimi możliwymi sposobami przed tą zarazą. Też jestem w grupie podwyższonego ryzyka, więc siedzę w domu i aby odpędzić złe myśli oddaję się robótkowaniu. To mój sposób na ten ciężki okres.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i u was się dzieje. Macie lepsze zabezpieczenia szpitalne. U nas w tym problem.Neurologa przyslał mi nr recepty.To się cieszę. Wnuk u nas ale te zdalne lekcje to masakra a on ma zawsze swoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. niech ten wirus juz sobie idzie
    mam dosyc
    jestem wykonczona
    jedni siedza w domu a inni zapie*dalaja bo inaczej nie da sie tego nazwac
    szczerze wspolczuje wszystkim osobom w sluzbie zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  10. Męczący, dziwny i ciężki czas, trzeba być dobrej nadziei, że szybko przeminie... Pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciśnie się na usta kilka słów nieparlamentarnych na wspomnienie jak rządziciele w zeszłym roku potraktowali młodych, chętnych do pracy lekarzy rezydentów, jak im wmawiali, ze robią polityczne strajki i kazali w cholerę wyjeżdżać...
    Lucy, trzymaj się i uważaj na siebie, co Ci więcej mogę powiedzieć. Ściskam najserdeczniej :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Lucy! Bardzo lubię Twoje wpisy. A słowo na niedzielę jest ciekawie sformułowane. Marysia.

    OdpowiedzUsuń