Bylam 3 dyzury na koronie.
Nie powiem, calkiem fajna praca. Pomijajac fakt, ze na tym zamknietym zakaznym oddziale, jest sie chyba najlepiej chronionym przed wirusem. O ile wszystko robi sie wedlug standartów, naturalnie.
Pacjentów mialam od 3 do 6, wirusa nie mial zaden z nich, kazdy mial test, i wszystkie wychodzily negatywne, do tej pory.
W naszym szpitalu aktualnie lezy jeden pacjent z korona, na oddziale intensywnej terapii, ale nie pod respiratorem, bo nie potrzebuje, ma po prostu zapalenie pluc i pozytywny wynik.
Dwa tygodnie temu bylo tych pacjentów dwóch, jeden lezal normalnie na oddziale korony, i wyleczywszy sie, poszedl do domu.
Na oddzial korony trafiaja wszyscy pacjenci z infekcja dróg oddechowych, takze z dusznosciami jakiejkolwiek przyczyny (np przy niewydolnosci serca), z goraczka powyzej 38,5 °C, i wszyscy z róznych osrodków, czyli domów starców, czy klinik rehabilitacyjnych.
Maja robiony wymaz, którego wynik mozna juz miec w kilka godzin, ale ten szybki test robi sie rzadko, najczesciej trwa to 24- 36 godzin. Przy negatywnym wyniku pacjenci sa przekazywani na normalne oddzialy, wedle swojej choroby.
Tajk wiec, szpagatu tam nie musialam robic, bo nawet i 6 ludzia, a makdsymalnie miesci sie tam 9, to zadna robota przeciez. Pobyla bym tam chetnie i wiecej, i dluzej, ale.
Ale. Niestety nie jest to miejsce pracy dla mnie.
Chodzi o to, ze przy tym calym zamaskowaniu sie, nie tyle moim, co innych, znaczy lekarzy, pielegniarskich kolezanek, ja mam powazne problemy ze zrozumieniem slowa mówionego, w sali przyjec. Bo to i maska, i wizjer, i cala aparatura pipczaca, szumiaca, no po prostu zalamka. Nie moja ulubiona akustyka i juz!
Jak mam do czynienia tylko z pacjentami, czyli ja zamaskowana i z wizjerem, a pacjenci przeciez nie, to nie ma problemu. Mozemy sobie fajne w symbiozie zyc. Okej, nie do konca, bo to cale osprzetowanie na glowie daje mi popalic, w sensie, ze gumki od masek czasami sciagaja mi procesor czy aparat sluchowy z ucha, wizjer tez potrafi sciagnac, pod spodem czepek tez swoje na poprzek robi, i nieco mnie to strtesuje, bo stresuje mnie zawsze, jak obawiam sie zerwania z ucha procesora.
Nie pozostalo mi nic innego, jak poinformowac o tych faktach mojego szefa, ze moge byc potencjalnym zagrozeniem dla pacjenta, przez sam fakt niedoslyszenia, odwrotnego zrozumienia czy mniemania, ze zrozumialam uslyszane.
Kurcze no, a taka fajna praca to bylaby, taka kompletnie bezstresowa... zobaczymy, czy tam jeszcze trafie. Bo innym faktem jest tez, ze nie kazdy tam chce czy moze pracowac, z róznych powodów zdrowotnych. U mnie z kolei ta cala otoczka techniczna szwankuje, jak zaczyna sie dziac.
Nie powiem, calkiem fajna praca. Pomijajac fakt, ze na tym zamknietym zakaznym oddziale, jest sie chyba najlepiej chronionym przed wirusem. O ile wszystko robi sie wedlug standartów, naturalnie.
Pacjentów mialam od 3 do 6, wirusa nie mial zaden z nich, kazdy mial test, i wszystkie wychodzily negatywne, do tej pory.
W naszym szpitalu aktualnie lezy jeden pacjent z korona, na oddziale intensywnej terapii, ale nie pod respiratorem, bo nie potrzebuje, ma po prostu zapalenie pluc i pozytywny wynik.
Dwa tygodnie temu bylo tych pacjentów dwóch, jeden lezal normalnie na oddziale korony, i wyleczywszy sie, poszedl do domu.
Na oddzial korony trafiaja wszyscy pacjenci z infekcja dróg oddechowych, takze z dusznosciami jakiejkolwiek przyczyny (np przy niewydolnosci serca), z goraczka powyzej 38,5 °C, i wszyscy z róznych osrodków, czyli domów starców, czy klinik rehabilitacyjnych.
Maja robiony wymaz, którego wynik mozna juz miec w kilka godzin, ale ten szybki test robi sie rzadko, najczesciej trwa to 24- 36 godzin. Przy negatywnym wyniku pacjenci sa przekazywani na normalne oddzialy, wedle swojej choroby.
Tajk wiec, szpagatu tam nie musialam robic, bo nawet i 6 ludzia, a makdsymalnie miesci sie tam 9, to zadna robota przeciez. Pobyla bym tam chetnie i wiecej, i dluzej, ale.
Ale. Niestety nie jest to miejsce pracy dla mnie.
Chodzi o to, ze przy tym calym zamaskowaniu sie, nie tyle moim, co innych, znaczy lekarzy, pielegniarskich kolezanek, ja mam powazne problemy ze zrozumieniem slowa mówionego, w sali przyjec. Bo to i maska, i wizjer, i cala aparatura pipczaca, szumiaca, no po prostu zalamka. Nie moja ulubiona akustyka i juz!
Jak mam do czynienia tylko z pacjentami, czyli ja zamaskowana i z wizjerem, a pacjenci przeciez nie, to nie ma problemu. Mozemy sobie fajne w symbiozie zyc. Okej, nie do konca, bo to cale osprzetowanie na glowie daje mi popalic, w sensie, ze gumki od masek czasami sciagaja mi procesor czy aparat sluchowy z ucha, wizjer tez potrafi sciagnac, pod spodem czepek tez swoje na poprzek robi, i nieco mnie to strtesuje, bo stresuje mnie zawsze, jak obawiam sie zerwania z ucha procesora.
Nie pozostalo mi nic innego, jak poinformowac o tych faktach mojego szefa, ze moge byc potencjalnym zagrozeniem dla pacjenta, przez sam fakt niedoslyszenia, odwrotnego zrozumienia czy mniemania, ze zrozumialam uslyszane.
Kurcze no, a taka fajna praca to bylaby, taka kompletnie bezstresowa... zobaczymy, czy tam jeszcze trafie. Bo innym faktem jest tez, ze nie kazdy tam chce czy moze pracowac, z róznych powodów zdrowotnych. U mnie z kolei ta cala otoczka techniczna szwankuje, jak zaczyna sie dziac.
I tak źle, i tak niedobrze! Kurczę, szkoda. Miałabyś znacznie lżej...
OdpowiedzUsuńFizycznie lzej, ale raczej jeszcze nie raz tam trafie, zdaje mi sie, z tak zwanego braku laku ;)
UsuńO, to masz zgryz nielichy! Może jednak coś uda się wymyśleć, czego życzę jak najbardziej!
OdpowiedzUsuńNic nie wymysla, bo nie ma personelu, aby tam obskoczyc wszystkie dyzury. Wiec raczej bede tam bywac ;)
UsuńZawsze mowilam, ze life is a bitch
OdpowiedzUsuńTrzeba tylko umówic sie na cene ;)
UsuńPamietam jak opisywalas dyzury, gdy miewalas po trzydziestu pacjentow, wiec jest roznica... No ale miejmy nadzieje, ze bedzie dobrze :)
OdpowiedzUsuń340 to byla krótka pilka, bywalo, ze mialam 45- 50, jak jeszcze Gruby rzadzil naszym szpitalem.
UsuńNie trace nadziei, ze jeszcze tam trafie.
No i jak tu dogodzić, wygodzić. Złośliwość rzeczy martwych. Może i na Twoim oddziale będzie lepiej. U nas do bani, auta nie mamy, autobusy kursują jak w soboty, wjazdy do miasta remontują i objazdy a ja muszę za miasto bo nam się łoże rozwaliło. Jedyne co pozostało to syna ściągnąć.
OdpowiedzUsuńSlask nieciekawie sie pozycjonuje, ale nie dziwota, przy tym zageszczeniu ludzi, rodziny wielopokoleniowe, wiezy... trzymajcie sie zdrowo!
UsuńMiałabyś spokojniej, to fakt. Może uda się te problemy techniczne opanować? Jeśli nie, to wola boska i skrzypce, widocznie tak ma być.
OdpowiedzUsuńZobaczymy, jak bedzie, bo przeciez u nas ludzi nie ma, znaczy do pracy, jedziemy personalnie po krawedzi, mnie tak latwo tam nie odstawia, bo to samostrzal w kolano dla nich.
UsuńA poza koroną jest dużo innych pacjentówu was teraz? Bo ludzie boją się iść teraz do szpitala na cokolwiek innego, u nas wręcz wzywają, żeby jednak chodzić do specjalistów i leczyć co tam kto ma przewlekłego. Bo korona koroną, ale ludzie zaczną na inne choroby padać ze strachu przed lekarzami i szpitalami.
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie!
U nas ma lezec maksymalnie 15 pacjentów, zdarza sie wiecej, bo oddalismy personel na korone.
UsuńJak jest w tym tygodniu nie wiem, bo mam wolne, ale akurat ruszyly planowane operacje, endoprotezy i temu podobne.
Ginekolog i urolog operowali caly czas normalnie, nie ograniczali sie, jedynie chirurdzy mieli szlaban.
U nas tez bylo zdziwienie, ze mniej zawalów, apopleksji, ale ja to nie zwalam na strach ludzi przed szpitalem, lecz po prostu na wyciszenie, spokojniejsze zycie, to i mniej takich przypadków, zdaje mi sie.
Odsciskowuje równiez serdecznie!
Lucy, ty śliczna babeczka jesteś!
OdpowiedzUsuń